„Sklepik z marzeniami” Stephen King

Bombla_Needful

 

„Everyone loves something for nothing… even if it costs everything.” (Każdy chciałby dostać coś za nic, nawet jeśli przyszłoby mu zapłacić za to wszystkim.)

„Sklepik z marzeniami” Stephen King

Człowiek od zawsze lubił otaczać się przedmiotami. Często zwyczajnie niepotrzebnymi, wyłącznie ze zwykłej chciwości. Zwykłymi gadżetami, które pozwalały wyróżnić go na tle innych lub, wręcz odwrotnie, upodabniały go do reszty tłumu. Takie przedmioty miewają różną wartość: wyznaczają prestiż i miejsce w społecznej hierarchii. Bywa, że są pamiątką po kimś lub po czymś, symbolem dawno utraconej chwili, czy osoby. Czasami to przedmioty bardzo osobiste. Takie, które mają to najbardziej nieuchwytne i ukryte znaczenie. Utożsamiają prywatny sekret, małą tajemnicę, znane jedynie nam samym. Są odpowiedzią na nasze największe pragnienia. Zaspokajają nasze najdziwniejsze potrzeby. W odpowiednim kontekście to właśnie one mówią o nas najwięcej i obnażają to kim jesteśmy naprawdę. Za takie przedmioty jesteśmy gotowi oddać bardzo wiele. I wiele poświęcić. Czasami wszystko, nie bacząc na konsekwencje.

Sklepik z marzeniami” (tytuł oryginału „Needful Things„) Stephena Kinga  to opowieść o typowym amerykańskim miasteczku – Castle Rock w stanie Maine, którego mieszkańcy postanowili poświęcić swój względny spokój, godność i swoje dusze w zamian za to, czego pragną najbardziej – wymarzone przedmioty. Ale nie są to byle jakie rzeczy, tylko takie, które pochodzą z wyjątkowego, nowo-otwartego sklepu o wdzięcznej nazwie Needful Things. I bardzo szybko okazuje się, że te konkretne, wystawiane w nim towary, są koniecznie potrzebne wszystkim mieszkańcom miasteczka omamionych ich nienaturalną magią. O piękną otoczkę w tym sklepie marzeń dba przyjezdny sprzedawca dóbr, wyspecjalizowany w promocji i reklamie tego co najpotrzebniejsze, skrojone specjalnie na potrzeby jego klientów – tajemniczy Leland Gaunt.

Leland Gaunt przyjeżdża do Castle Rock niespodziewanie. Pewnego dnia okazuje się, że stary budynek dawnego domu z antykami ma już nowego właściciela. Ten, ukryty przed wzrokiem ciekawskich, przygotowuje sklep na wielki dzień otwarcia, zachęcając do odwiedzin kuszącym szyldem. I już wtedy, zanim otwiera oficjalnie swoje podwoje, znajduje pierwszego, niewinnego klienta. Jest nim Brian Rusk, młody chłopak, który jest wielkim fanem baseballu. Na wejściu pan Gaunt, który jest czarującym, starszym dżentelmenem, osacza go swoim urokiem. Zaintrygowany Brian przegląda zgromadzone przedmioty, a w tym samym czasie czujny sprzedawca obserwuje go i wypytuje o wszystko. Okazuje się, że w Needful Things znajduje się coś, co Brian od zawsze pragnął mieć – kolekcjonerska karta z wizerunkiem Sandy Koufaxa, znanego gracza baseballowej ligi, niezwykle rzadka i bardzo droga. Ale nie w sklepie pana Lelanda Gaunta.

Dochodzi do pierwszej, dość nietypowej transakcji. Otóż, uroczy sprzedawca oferuje Brianowi upragnioną kartę za… niecałego dolara! Ale jak z wielkimi okazjami bywa musi być jakiś haczyk. Malutki. Pisany drobnym druczkiem. Co prawda chłopak zostaje właścicielem karty godnej prawdziwego kolekcjonera, ale winny jest panu Gauntowi przysługę. Ten zgłosi się po nią w swoim czasie. I Brian nie będzie mógł odmówić. Zawierają układ i chłopak odchodzi niewiarygodnie szczęśliwy, nie przeczuwając, że podpisał kontrakt na swoje życie. Tym samym, inicjuje ciąg wydarzeń, których głównymi bohaterami zostają zupełnie nieświadomi nadchodzącego zamieszania i ostatecznej tragedii mieszkańcy Castle Rock.

Rozpoczyna się mistrzowskie rozegranie przez Lelanda Gaunta, który (jak już się pewnie domyślacie) nie jest wcale takim typowym sprzedawcą, jak by się mogło wydawać, albo za jakiego próbuje z początku uchodzić. To władca marionetek, doskonały manipulator, który w jedyny, perfekcyjny sposób potrafi sprawić, by ludzie poddali się jego woli. Jedyne co robi, to stwarza odpowiednie warunki i oferuje upragniony przedmiot. Robi tak od wieków, w zasadzie od zawsze, kiedy na ziemi pojawili się ludzie. Stwarza okazje, zachęca i kusi. Reszta zależy już od człowieka, a tutaj od mieszkańców miasteczka. Każdy z nich ma wybór i zawsze może Gauntowi odmówić.

W szybkim czasie akcja nabiera tempa. Mieszkańcy pogrążeni w mani kupowania zaciągają kolejne długi u sprzedawcy z Needful Things. W magiczny sposób na stanie sklepu pojawiają się przedmioty bardzo osobiste, każdy odpowiadający wybranej osobie w Castle Rock. Ich posiadanie doprowadza do chwilowej euforii, poczucia spełnienia i szczęścia, które niestety bardzo szybko przeradza się w swoisty niepokój i oczekiwanie. A im dalej brniemy w historię tym więcej szaleństwa i oznak obłędu. Notes Lelanda Gaunta bardzo szybko zapełnia się kolejnymi nazwiskami. Jako doskonały strateg i obserwator, dokładnie planuje swoje natarcie i zakończenie całości. Paruje wrogów. Podsyca ogień nienawiści. Odmierza wszystko w czasie, by doprowadzić do ostatecznej konfrontacji i eskalacji przemocy.

„Sklepik z marzeniami” udowadnia, że większość ludzi na świecie ma swoją cenę. Nieważne kim są, jakie funkcje pełnią – ważne jest to, czego chcą, czego potrzebują w danej chwili. Każdego można kupić, a jego cena bywa śmiesznie niska w stosunku do długu jaki zostaje przez niego zaciągnięty. Pokazuje, że każdy czegoś pragnie. Każdy czegoś zazdrości. Każdy chciałby coś zmienić. Każdy marzy o lepszym, pełniejszym życiu bez zmartwień, bez zobowiązań, bez odpowiedzialności. I bez wyrzutów sumienia. To właśnie oferuje Leland Gaunt. Człowiek – nie człowiek. Bardziej idea, symbol i jego personifikacja. On zawsze wraca, otwiera swój sklepik z marzeniami gdzieś tam niedaleko i obserwuje. Nie musi się czaić, nie musi ukrywać, bo wie, że prędzej czy później wielu do niego trafi. Na własną rękę. Z własnego wyboru. Oddając za obietnicę szczęścia swój honor, swoją godność, całego siebie. Pozostaje mieć się na baczności i zawsze o tym pamiętać.

O.

Komentarze do: “„Sklepik z marzeniami” Stephen King

    • Bombeletta napisał(a):

      O to z Diabłem w roli głównej, prawda? Coś w tym jest, ale w „Sklepiku” to dzieje się na o wiele szerszą skalę, zbiorowo i chodzi o konkretne przedmioty, które tylko pozornie zmieniają życie 🙂

      • Dobry Jan napisał(a):

        No właśnie. Stąd miałem wrażenie szkicowości tamtego opowiadania, bardziej zarysowanie pomysłu. A potencjał na historię jest, więc ładuję do „to readsów” 🙂 Ale swoje odczeka, bo jeszcze choćby „Doktor sen” (widzę, że już przeczytałaś – ja dopiero jutro odbieram przesyłkę).

    • Bombeletta napisał(a):

      Jest prześwietna – to jedna z moich ulubionych 😀
      To pewnie byłoby coś, o czym bardzo marzysz, ale coś głęboko z Tobą powiązanego, jakoś podświadomie 😉

  1. takitutaki napisał(a):

    mam na papierze i w ebooku 🙂 trzeba znaleźć w końcu czas na zaległego Kinga 😉 lubię powieści w takich 'typowych amerykańskich miasteczkach’ 😀

Dodaj komentarz: