„Łabędzi Śpiew” Robert McCammon

Bombla_SwanSong

 

„…Oto jest Belladonna, Pani Skał,
Pani Okoliczności.
Tu mężczyzna z trzema pałkami, a tam koło,
A to jednooki kupiec, a ta karta
Ślepa, oznacza coś, co niesie na swych plecach,
Co przede mną zakryte.”
T.S. Eliot Ziemia Jałowa

Ludzkość już od początku swojego istnienia snuła opowieści o końcu dziejów. Wielkiej zemście bogów, wszechobecnej śmierci i ostatecznej zagładzie, która zmiecie wszystko i wszystkich z powierzchni ziemi. W wyobraźni następuje wielkie oczyszczenie, rodzi się nowy lepszy świat, a każde nowe życie jest znowu białą kartą. Nic dziwnego, że wizje ostatecznej apokalipsy fascynują i pobudzają wyobraźnię. Koniec takiego świata, jaki znamy. Nagły, nieprzewidywalny, katastroficzny, pełen bólu i cierpienia koniec ludzkości. Śmierć miliardów ludzi. Powodów mogą być setki. Wielka erupcja hiperwulkanu, a wraz z nią nadejście nowej epoki lodowcowej. Wybuchy na słońcu prowadzące do zwiększenia jego aktywności i wielkie globalne ocieplenie. Pożary, potopy, uderzenie asteroidy, która zmieni na zawsze klimat ziemi. Nieokiełznane epidemie ciągle mutujących wirusów. I w końcu wojna atomowa, czyli samozagłada ludzkości.

Historię upadku świata, wywołanego kolejną wielką wojną światową z zabójczą bronią jądrową, opisał Robert McCammon w swojej gigantycznej, mistrzowskiej powieści zatytułowanej „Łabędzi Śpiew” (tytuł w tym wypadku jest dwuznaczny, bowiem oznacza zarówno „ostatni wysiłek”, czy „ostatnie dzieło”, a jednocześnie odnosi się do imienia najważniejszej z bohaterek – Swan, czyli łabędź.). Czas powstania powieści, druga połowa lat osiemdziesiątych, nie pozostaje bez znaczenia, jeśli chodzi o tematykę utworu. Był to czas niezwykle intensywnych zmian politycznych na świecie, gdy dwie największe potęgi polityczne, czyli Stany Zjednoczone i Związek Radziecki, zbliżały się do apogeum wyścigu zbrojeń. Wzajemne prowokacje, szpiegowanie, podsycanie niesnasek itp. od lat wywoływały strach przed „komunistycznym wrogiem” w USA, a u Rosjan obawy przed imperializmem „kapitalistycznego Zachodu”. W „Łabędzim Śpiewie” dochodzi do eskalacji tego cichego dotąd konfliktu, który kończy się masowym wzajemnym atakiem i zniszczeniem całego świata.

Wystarczyło zaledwie kilka chwil, by wszystko obróciło się w proch. Zniknęła cywilizacja jaką znamy, spłonęły miasta, wszystko zrównano z ziemią, a wszelkie życie wyparowało w ułamku sekund. Przeżyć ten kataklizm udało się jedynie nielicznym „szczęśliwcom”, chociaż trudno nawet mówić w ich przypadku o szczęściu. Niemniej, garstka ludzi przeżyła. Dotkliwie poparzeni, napromieniowani i zatruci toksycznymi oparami, ale wciąż żywi. Trzymający się resztek nadziei. Gdy popiół opada, w różnych częściach kraju wychodzą z kryjówek kolejni ocaleni, rozbitkowie na ziemi jałowej. W Nowym Jorku, z zawalonych tuneli metra, wyłania się niegdyś bezdomna, szalona kobieta zwana Siostrą, której tragiczna przeszłość, trauma i wyrzuty sumienia przesłoniły rzeczywistość. Powstaje niczym feniks z popiołów, dostając nowe życie i szansę odkupienia win. Z czeluści zawalonego schronu wychodzi, zagubiony w światach swojej wyobraźni, nastoletni Roland, który w chwilę po kataklizmie wyzwala swoje mroczne alter ego zwane Rycerzem Rolandem i wprowadza krwawe marzenia w czyn. Tym samym staje się doskonałym towarzyszem dla opętanego wojennymi wizjami Pułkownika Macklina i razem ruszają na powierzchnię, by stworzyć Armię Doskonałych. Gdzieś w Kansas, z mroków piwnicy, na wypaloną powierzchnię wychodzi zapaśnik Josh i jego nowa podopieczna – mała, poparzona dziewczynka imieniem Swan. Jeszcze wiele lat minie, by w końcu losy tych ludzi połączyły się w niezwykły sposób.

Życie ukazane w „Łabędzim Śpiewie” straciło swoją spójność. Po wielkim kataklizmie pewne ustalone granice zostały zatarte. Rzeczywistość łączy się z magią, sfera sacrum wnika w sferę profanum. Po zdewastowanej ziemi zaczynają krążyć anioły i demony w ludzkiej skórze. Zdezorientowani ocaleni, zgodnie ze swoim sumieniem i wewnętrzną intuicją zaczynają się szukać, przegrupowywać i przemieszczać. Nowy świat rodzi się w bólach. Ludzie łapią się każdej deski ratunku, szukają nadziei w najmniej prawdopodobnych miejscach. Każdy z bohaterów jest na swój sposób wyjątkowy. Każdy przeżył wiele, by móc spróbować zacząć swoje życie na nowo, wśród nowych ludzi. Historia nakierowuje ich na nową przyszłość. Każdy z nich dostaje wybór. Zaczyna kreację samego siebie od nowa.

Ale wybór i tak pozostaje jeden: mogą stanąć albo po stronie dobra albo po stronie zła. I dobro i zło zależne są od wielu czynników, ale najważniejszym z nich jest fakt, że obydwa są spersonifikowane. Wysłannikiem dobra, osobą całkowicie nieświadomą swojej wyjątkowej roli, jest Swan, dziecko o wyjątkowej zdolności przywracania życia na martwej ziemi. Dotyk jej dłoni budzi obumarłe korzonki i przekazuje im płynącą z dobrego serca energię. Wysłannikiem zła jest postać o wiele bardziej skomplikowana, bo nieposiadająca ani konkretnej twarzy, ani konkretnego imienia. To wieczny wędrowiec, ucieleśnienie wszystkiego, co najgorsze. Krąży wokół ludzi z problemami psychicznymi, zachwianych emocjonalnie, zniszczonych przez życie, zagubionych, żądnych zemsty, gwałcicieli i morderców. Widzi nowe możliwości tam, gdzie nie ma już nadziei. Jego jedynym celem jest zniszczenie. Ogólnie pojęta destrukcja, do której sam przykłada rękę, zarażając kolejne ofiary.

W tym świecie, jak w każdej rzeczywistości post-apokaliptycznej, konfrontacja sił dobra i zła jest nieuchronna. Mieszkańcy nowego świata muszą dokonać wyboru, bo nie mogą współistnieć na tych samych prawach, na jakich koegzystowali wcześniej. Atomowe bomby nie tylko zniszczyły Ziemię, ale podzieliły ludzkość skrajnie i ostatecznie. Jednych kusi ciemność, innych światło. Jednych wojna, drugich pokój. Śmierć staje naprzeciw życia. Zło naprzeciw dobra. To, co pomiędzy, przestaje być ważne, gdy ostatnią wielką bitwą jest bitwa o duszę człowieka i przyszłość ludzkości. A wszystko to na oczach Boga i Szatana. Pozostaje zrobić ostatni wysiłek, wydobyć ostatni dźwięk i postawić jeden właściwy krok ku lepszej przyszłości.

O.

*Recenzja napisana dla portalu Gildia.pl, która ukazała się 18 stycznia, a którą można przeczytać także TUTAJ.

Komentarze do: “„Łabędzi Śpiew” Robert McCammon

  1. Ewa Szczepańska napisał(a):

    McCammona pokochalam za „Magiczne lata” a „Łabędzi śpiew” utwierdził mnie tylko w przekonaniu, że warto było. 🙂 Choć przede mną jeszcze II tom. 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      Oj warto, warto 🙂 Ja pochłonęłam oba pod rząd, jednym tchem, bo niby ponad 1000 stron, a pędzi się przez to w szaleńczym tempie 😀

    • Bombeletta napisał(a):

      Haha 😀 To są lata wprawy i zaczytywania się bez pamięci (i oczywiście nieprzespane noce) 😀 a tak serio, to wyrobiony nawyk szybkiego czytania, bo jest TYLE książek, które chcę jeszcze przeczytać, a czas pędzi jak dziki prosiak 😀

  2. takitutaki napisał(a):

    hmm szukam od jakiegoś czasu po bibliotekach i chyba sobie sprezentuje z jakiejś okazji 😉 chyba, że wcześniej pojawi się w wersji elektronicznej, to przynajmniej poręczniej chyba będzie czytać.. ale dobra recenzja, jeszcze bardziej mnie zachęciła do przeczytania.. choć moje zacofanie w czytaniu jest o tyle duże, że jeszcze chciałem Bastion w tym roku przeczytać Kinga a to podobne klimaty więc zobaczymy co będzie pierwsze, a Bastion już mam 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      To koniecznie zacznij od „Bastionu”, bo to o dziesięć lat wcześniejszy i jeden z pierwszych klasyków post-apo! Potem jak zaczniesz „Łabędzi Śpiew” na pewno zaskoczy Cię początkowe podobieństwo (przez prawie połowę pierwszego tomu miałam dziwne wrażenia, że znowu czytam Kinga, ale jak minęło to na dobre :D).
      Ale cieszę się, że recenzja Cię zachęciła 🙂 Tak, zdecydowanie zacznij od Kinga 😀

Dodaj komentarz: