„Drobinki nieśmiertelności” Jakub Ćwiek PATRONAT

Z tą popkulturą to same kontrowersje. Przynależna masom, namawiająca do szeroko pojętej ludyczności, powszechnie dostępna, dosłownie na każdym kroku, w każdej możliwej postaci. Rozedrgana, barwiąca się setkami tysięcy kolorów, dygocząca i zmienna tak, że aż trudno za nią nadążyć. Kalejdoskop doznań, wrażeń, podjudzeń, rzucający się w oczy tak, że nie sposób odwrócić od niego wzroku. Nie sposób od niej uciec, czy schować się przed jej wpływem. Popkultura to zjawisko, które potrafi wyzwolić najbardziej negatywne instynkty w tych, którym marzy się kulturowa elitarność, a jednocześnie te najbardziej pozytywne, kiedy oczarowuje swoją przystępnością. Ale jakikolwiek byłby jej wydźwięk, jakiekolwiek wrażenia w szerszej perspektywie, to trzeba przyznać, że popkultura wpływa na nas wszystkich, czy tego chcemy, czy też nie. I inspiruje, ach, jak inspiruje

Najlepszym dowodem na to jest twórczość Jakuba Ćwieka, który z wpływów popkultury czerpie pełnymi garściami, a jego popkulturowa podróż po Stanach Zjednoczonych wywołała potrzebę snucia kolejnych opowieści. I tak powstały Drobinki nieśmiertelności.

Powiew przeszłości i pewne schody, czyli historia snuta przez starszego człowieka na pograniczu prawdy i kłamstwa. Wspomnienie Rockyego i papieża. Broń, samochody, wielkie ciężarówki przemierzające tysiące kilometrów autostrad. Bary, spelunki, knajpki. Zatłoczone ulice, ciemne zaułki, niepojęte przestrzenie. I Batman. Georgia, Kansas, Nowy Jork, Luizjana, Kalifornia Od zachodniego po wschodnie wybrzeże. Opowieści z pogranicza prawdy i fikcji, oscylujące na granicy, trochę jak obserwowane zza szyby, wyobrażone rozmowy, wydarzenia, które miały lub mogły mieć miejsce. Fragmenty cudzych rozmów zawieszonych w czasoprzestrzeni, gestów uchwyconych w obiektywie, przedmiotów zaklętych w czasie.

Ameryka wielu twarzy, wielu oblicz, niejednorodna, skomplikowana, miejscami podzielona to obraz tego legendarnego kraju, jaki jawi się w Drobinkach nieśmiertelności. Wykreowany przez pożeracza popkultury, przez znawcę i konesera tematu, który otwarty jest na pochłanianie zarówno tych lepszych, jak i gorszych wrażeń. Jakub Ćwiek obserwuje, podsłuchuje, podgląda, by podzielić się wszystkim tym, co pozostawia po sobie ślad w naszej popkulturowej świadomości. W końcu to właśnie o popkulturę w tym wszystkim chodzi, o postrzeganie rzeczywistości przez pryzmat wykreowanych światów, ulubionych pisarzy, ukochanych filmów, komiksów, niezapomnianych pejzaży. O ten amerykański sen, niedościgniony, wyimaginowany, miejscami nawet prawdziwy, który przebija się do nas zza kotary fikcji każdego dnia.

Nie ma nic bardziej amerykańskiego w literaturze, jak zbiory opowiadań, a Jakub Ćwiek idealnie wpisał się właśnie w tę gawędziarską tendencję. Jego Drobinki nieśmiertelności mają w sobie coś tajemniczego, coś magicznego, zawieszonego między prawdą a fikcją literacką, między rzeczywistością a opowieścią. To cząsteczki legend, mitów, wszystkich dusz, które tworzą miejsca, budują ich atmosferę i zostają w nich na zawsze. Jest w tych historiach zamknięta amerykańskość, duch tych wszystkich Kerouaców, tych podróżników wiecznych, którzy snują się po bezdrożach i słuchają, obserwują, spisują zapomniane anegdoty. Oczywiście warto wziąć pod uwagę, że to Stany Zjednoczone widziane z perspektywy Europejczyka, nieco wyidealizowane, uproszczone, ale tym samym doskonale przyswajalne, bez niepotrzebnych podtekstów, czy kontekstów. To historie, w które warto się wciągnąć, wyobrazić sobie te przydrożne bary, stacje benzynowe, spelunki i dać się pochłonąć opowieści.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem SQN. <3

**Zapraszam na WYWIAD z Jakubem Ćwiekiem.

***Zapraszam na filmik i na rozdanie!

Dodaj komentarz: