„Jądro ciemności” Joseph Conrad

Bombla_JądroCiemności

 

“But his soul was mad. Being alone in the wilderness, it had looked within itself and, by heavens I tell you, it had gone mad.”

Wyobraźcie sobie najmroczniejsze miejsce z możliwych. Czarniejsze od najgłębszej czerni. Niby puste, a jednocześnie wypełnione niejako tą pustką. Gęste od kotłujących się w nim uczuć i doznań. Miejsce, przez które swobodnie przelatują najokrutniejsze myśli, przechodzą najbardziej zwyrodniałe idee, przepływają najgorsze wspomnienia i kiełkują najobrzydliwsze pomysły. Kryjówka smutku, nienawiści, czasami rozpaczy, ale częściej zła. Zła rodzącego złowieszczą przemoc. Miejsce w miarę szczelnie odizolowane powłoką wyuczonej bądź wrodzonej moralności, wpojonych zasad, których nie wolno łamać, zakazów i granic, o których przekroczeniu można jedynie pomarzyć. Ale po cichu, w środku, najlepiej w samotności. Nigdy na głos, nigdy wtedy, gdy wiadomo, że ktoś może usłyszeć, żeby za żadne skarby świata nie wydać przerażającej prawdy. Prawdy o naturze człowieka i o tym, co czai się w środku każdego z nas, w najgłębszym jądrze ciemności.

O tej mrocznej stronie każdego człowieka, która w odpowiednich warunkach uwolnić może najgorsze ludzkie instynkty opowiada „Jądro ciemności” Josepha Conrada z 1899 roku. Ta historia nie powstałaby wcale, gdyby nie doświadczenia samego autora, który opisał je, by móc poradzić sobie z traumą, jaką przeżył po wyprawie do belgijskiego Konga. Wyprawa parowcem po kongijskim szlaku kości słoniowej była marzeniem Conrada od lat młodzieńczych. Z pewnością nie spodziewał się napotkać w dżungli horrorów i nieskończonego okrucieństwa, jakich dopuszczali się biali kolonizatorzy względem ludności tubylczej. Rządy króla Leopolda II nad dorzeczem doliny Konga uznawane są przez historyków za jedne z najbardziej drastycznych – gwałty, okaleczanie, oszpecanie, handel niewolnikami, krwawe masowe egzekucje, wyzysk – to tylko nieliczne zbrodnie jakich dopuścili się ludzie pod jego przywództwem, za jego pełnym przyzwoleniem. Dla kolonistów liczył się jedynie zysk. I nic ponadto. A wynik ich pragnień zdobycia władzy ostatecznej i opanowania tego regionu to ponad piętnaście milionów ofiar. Ludobójstwo na masową skalę, którego skutki odczuwane są tam do dziś.

I to właśnie zobaczył na własne oczy Joseph Conrad. Cierpienie i okrucieństwo, o którym nawet niełatwo było napisać. Bo jak usprawiedliwić taki terror? Jak w pełni ogarnąć imperialistyczną myśl, którą kierowali się koloniści, gdy wszelkie namacalne dowody  ukazują jej całkowity absurd? Najlepiej przenikając do samego sedna zła. Pogrążając się w czeluści okrucieństwa, by dotknąć pierwotny zamysł. W taką podróż wybiera się właśnie zupełnie nieświadomy niczego Marlow, który przybywa do Konga, by objąć dowodzenie nad małym parowcem, który ma popłynąć w górę rzeki wraz z zapasem kości słoniowej. Ale już po jego przybyciu do kolonii, w wiosce okazuje się, że jego parowiec zatonął, a on na naprawę ma czekać kilka miesięcy. I siedzi. I czeka. Dostrzega chory świat, w którym zakłamane „królestwo” białego człowieka przejęło władzę nad tubylczymi plemionami. Niewolnicza praca, tortury i głód to chleb codzienny mieszkańców. A wokół nich rozpasani koloniści, którzy bredzą w upale i doszukują się wyrafinowania tam, gdzie z pewnością go nie widać. Przynajmniej w oczach osoby o zdrowych zmysłach.

Podczas pobytu nad rzeką zaczyna wzrastać fascynacja Marlowa pewnym człowiekiem, o którym w dorzeczu krążą jedynie legendy, a który znany jest ze swojej „wielkości” i splendoru myśli. Idealiście i wielkim humaniście, który za schronienie obrał sobie samo serce dżungli i tam rządzi twardą ręką, przejmując kolejne punkty handlu kością słoniową. Nikt do końca nie jest pewny kim tak naprawdę jest, gdyż po przybyciu do Konga Kurtz, tak brzmi jego nazwisko, postanowił stworzyć siebie od nowa. Zyskał kolejną szansę wybicia się ponad innych, dominując nad słabszymi od siebie. Dla jednych to geniusz, dla innych potwór w ludzkiej skórze. Wkrótce Marlow sam przekona się ile prawdy jest w krążących opowieściach i plotkach, a przede wszystkim pozna człowieka, który w środku dzikiej dżungli porzucił wszelkie hamulce, zburzył każdą z możliwych granic, odrzucił moralność i kierując się swoją własną, wynaturzoną filozofią, wykreował miejsce kumulujące wszystko to, co w ludzkiej naturze najgorsze. Teraz leży tam, dotknięty widmem nadchodzącej śmierci, otoczony murem z uciętych głów i dłoni, pielęgnowany przez kobiety z plemion. Szalony wizjoner, który przekroczył siebie, zanurzył się we własnej duszy, a to co tam ujrzał zmieniło go na zawsze.

W mrocznym, mglistym gąszczu afrykańskiej dżungli, tak gęstym, że prawie nie dociera doń światło, zrodził się zamysł, błysnęła iskierka, która wykreowała to, co my naznaczeni już traumą drugiej wojny światowej nazywamy totalitaryzmem. Na odległej stacji, jeden biały człowiek postanowił, że stanie się bogiem, władcą wszechświata, którego prawem jest dawać i odbierać, zabijać i udzielać łaski, karać i samodzielnie stanowić jedyne prawdziwe prawo. Kontrola ponad wszystkim – na rzece, w dżungli, na sąsiednich stacjach – tylko jeden człowiek i jego ambicja. Głodzeni ludzie, polowania, krwawe tłumienie buntów. Przed czujnym okiem Kurtza nie ukryje się nic. Posiada monopol na wszystko i na wszystkich. Swoją ideologię masowego ludobójstwa tubylczej ludności Konga ubiera w piękne słowa, filozoficzne frazesy, z których wylewa się jad, zło w najczystszej postaci. Niemniej, w oczach swoich pobratymców, okolicznych kolonistów, przyjaciół i rodziny, którą zostawił w kraju, Kurtz jawi się jako postać co najmniej magiczna. Czarodziej słów, który hipnotyzuje genialną myślą. A w jej cieniu czai się jedynie strach i śmierć.

„Jądro ciemności” Jospeha Conrada to niezwykła podróż do owładniętej gorączką kości słoniowej doliny Konga, pogrążonej w wiecznej ciemności krainie, gdzie potwór w ludzkiej skórze obrał sobie swoją siedzibę. Z jednej strony to literacki dowód na absurd imperializmu europejskiego i pragnienia dominacji nad „dziką, pierwotną” Afryką, która była zupełnie niezrozumiała dla białych kolonistów. Obnaża hipokryzję, ukazuje rzeczywiste fakty i możliwe wydarzenia tamtej epoki. Z drugiej strony, to historia o narodzinach wielkiego zła. O kolebce potwornej myśli, która z bezdennego mroku wyziera na cienistą dżunglę i tam zbiera swój plon. My, naznaczeni już tragediami XX wieku wiemy, co taka jedna myśl potrafi zrobić. Wiemy już, co wychodzi z mroków duszy człowieka, gdy nikt nie ma nad nim kontroli i w samotności pogrąża się szaleństwie. I nie pozostaje nam nic innego jak spojrzeć znowu w przeszłość i wyszeptać w grozie… horror! horror!

O.

*A kto chciałby poznać szalonego wizjonera Kurtza i dzieło Conrada to znajdzie je zupełnie legalnie, po polsku na stronie Wolnych Lektur TUTAJ.

Komentarze do: “„Jądro ciemności” Joseph Conrad

  1. takitutaki napisał(a):

    cóż ta Afryka w sobie ma, że taka mroczna? ostatnio często się natykam na jakieś książki thrillery, horrory itd gdzie akcja jest na Czarnym Lądzie… o tej książce pierwsze słyszę.. ale juz zapisuję skrzętnie.. 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      A pamiętasz może film „Czas apokalipsy” Coppoli? O Wietnamie? To właśnie na podstawie tej noweli 🙂 Koniecznie się zapoznaj – klasyka w najlepszym wydaniu!

    • Paweł Wiśniewski napisał(a):

      Witaj Olgo,
      W moim odczuciu „Jądro ciemności” należy z jednej strony odczytywać jako rozliczenie z kolonializmem, rozgoryczenie im i co najważniejsze postawienia kolonializmu jako największej tragedii człowieka. Z drugiej jednak strony jest to powieść o człowieku – jednostce pozbawionej człowieczeństwa – zatraconej w boskim świetle bijącym zarówno od białych osadników (pielgrzymów) jak i ze strony tubylców, nierzadko zepchniętych na margines społeczeństwa.
      Nie należy natomiast twierdzić, że „Jądro ciemności” jest wyłącznie tak proste jak się na pierwszy rzut oka wydaję. Myślę, że ogólnie twórczość Conrada nie jest taka, wymaga od czytelnika rzetelniejszego kontemplowania całości tekstu. Pod wieloma warstwami kryją się kolejne warstwy zmieniające postrzeganie nowoczesnego świata, pełnego zepsucia, degrengolady i wszelkiego zła. Conrad mówi nam, że człowiek jest z natury słaby i wymaga całodobowej obserwacji.

      Pozdrawiam
      Paweł Wiśniewski

  2. Agata napisał(a):

    Mgliście pamiętam „Jądro ciemności” jako lekturę w liceum. Wtedy mnie nie zachwiciła, ale młoda i głupia byłam, więc kto wie, co byłoby dziś 🙂

  3. miqaisonfire napisał(a):

    Pamiętam „Jądro ciemności” z liceum 😀 Wtedy jeszcze czytanie nazwisk bohaterów sprawiało mi wielką trudność (chociaż z nazwiskami to różnie bywa). Może kiedyś jeszcze przeczytam, ale na pewno będę wtedy posiłkowała się „analitycznymi” notatakami z liceum 🙂

  4. Kaaisa napisał(a):

    Zachęciłaś mnie do odświeżenia, choć Conrada zawsze czytało mi się ciężko… Może teraz, po latach, coś się w tej kwestii zmieniło… Warto spróbować! 🙂

  5. secrus16 napisał(a):

    Bardzo nie lubiłem w liceum – doczytałem na siłę po drugiej klasie, już na początku wakacji, bo omawialiśmy ją jeszcze w czerwcu… Ciążyły mi te opisy, symbolika i ukryte dno miały swój urok, ale gdzieś po drodze zgubiłem go na rzecz przydługich akapitów, które przysłaniały co ciekawsze fragmenty. Strona analityczna do mnie trafiała – etyka conradowska, problem „Innego”, ale w kategorii po prostu czytelniczej „Jądro ciemności” bardzo mnie znużyło.
    2 tygodnie temu powtórzyłem, pochłaniając te 100 stron w bodajże półtora dnia (z przerwami, nie żebym tak wolno czytał :D). To wciąż nie takie wrażenia, jakie chciałem osiągnąć, ale jest lepiej. Dalej niektóre fragmenty po prostu mnie męczyły, ale było już ich znacznie mniej. Doszła fascynacja postacią Kurtza, bardziej osobiste uchwycenie tajemnicy mistyki, do tego zakończenie – kilka ostatnich stron czyta się niemal na jednym wdechu! Zanim wrócę do „Jądra…” po raz kolejny, zapewne sięgnę po coś innego Conrada, prawdopodobnie „Lorda Jima”.
    Cóż, kiedyś mogłem mówić, że do Conrada jeszcze nie dorosłem. Teraz zwyczajnie widzę, że to nie do końca moja bajka. Mam trochę tak jak tanayah – doceniam przeogromnie, ale sam ubolewam, że nie mogę się zachwycać jak inni 🙂

    A recenzja, tradycyjnie już, bezbłędna, serio ;D

    • Bombeletta napisał(a):

      Ślicznie dziękuję 🙂
      U mnie to było tak, że najpierw był Kurtz w wersji Marlona Brando w „Czasie Apokalipsy” Coppoli (bo to film na podstawie „Jądra ciemności” jest właśnie) – miłość od pierwszego wejrzenia, jakoś w gimnazjum, bo wielbiłam wtedy Doorsów, a ich The End kluczową piosenką było. A rodzice podszepnęli, że to na podstawie książki, wsadzili w łapkę i nie pozostało mi nic jak czytać. I też był zachwyt, taki pierwszy i młodzieńczy. Potem w liceum kontynuacja, no i tak mi zostało (podobnie wielbienie Brando w roli Kurtza).
      I tak jak napisałam tanayi – bez zmartwień, nie bać żaby – nie każdy musi się przecież zachwycać 🙂
      „Lord Jim” i u mnie czeka w kolejce, ale to chyba dopiero na zimę będzie lektura 🙂

  6. palanee napisał(a):

    Jedna z moich ulubionych lektur, aż musiałam wybrać „Jądro ciemności” do prezentacji do matury o zbrodniarzach 😀 Ja się zachwycałam, ale pamiętam, że dla większości klasy była to męczarnia. Na mnie znów czeka już „Nostromo” – tylko wziąć w ręce i czytać 😉

  7. Ja subiektywnie napisał(a):

    Czytałam ją w zeszłym miesiącu. Świetna książka, bądź co bądź na liście lektur i czytałam ją właśnie do szkoły, ale zamierzałam się z nią zapoznać już jakiś czas temu. Dziwna, mroczna i symboliczna. 🙂

  8. joly_fh napisał(a):

    Poważna klasyka. Przeczytałabym, bo nie znam (jak widać umieszczanie jej na liście lektur szkolnych nie jest najlepszym pomysłem, bo żeby ją ogarnąć, trzeba chyba być dojrzalszym, niż jest nastolatek)

    • Bombeletta napisał(a):

      Bardzo warto 🙂 Do tego niedługa, w dusznym, upalnym klimacie – idealna na teraz 🙂
      Akurat ja ją poznałam jeszcze przed liceum, więc miałam zupełnie inne odczucia, a kolejne odczytania (liceum i ostatnio) tylko utwierdziły mnie w przekonaniu jak godna jest to opowieść.

  9. Luka Rhei napisał(a):

    Na dźwięk dwóch słów – Joseph Conrad, przechodzą mnie ciarki. Doskonale pamiętam ten dzień, gdy to z dumą, w miarę coraz szerzej otwierających się oczu polonistki, która mnie ubóstwiała, przyznaję się do… nieprzeczytania „Lorda Jima”. Że też jeszcze pamiętam takie rzeczy 😉 Ale tutaj widzę coś niesamowitego. Mam wrażenie, że właśnie takiej lektury aktualnie potrzebuję. Dokładnie takiej.

    • Bombeletta napisał(a):

      😀 „Lord Jim” jeszcze przede mną, bo w liceum nie mieliśmy szansy poznać 🙂
      Zdecydowanie „Jądro ciemności” jest niesamowite – polecam bardzo! I czekam na Twoje wrażenia.

  10. Sylwia Węgielewska napisał(a):

    Zainteresował mnie ten… mur z uciętych głów 😛 Tak, wiem, co w tym niby interesującego 😉 Ale ja lubię taką makabrę, a im gorsza tym lepsza 🙂 Może kiedyś przeczytam tę książkę, nie wiem. Się okaże. Jak to mówią, nigdy nie mów nigdy 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      Ja też uwielbiam takie makabreski i rozumiem fascynację 😀 Chociaż tutaj temat jest dość okrutny i oparty niestety na wydarzeniach historycznych…

  11. Ajkub napisał(a):

    Uciekając od problematyki, to ja w „Jądrze ciemności” oszalałem na punkcie gęstej atmosfery tej książki. Cały czas czułem, jak pętla zacieśnia się, jakby zaraz coś miało eksplodować. To brnięcie w głąb Afryki, by spotkać… co? No właśnie! Wszystko, co ma spotkać z Marlowa jest zbieraniną fragmentów rozmów. Świetnie to Conrad zrobił.

    • Olga Kowalska napisał(a):

      To prawda! Conrad jest jednym z tych pisarzy, którzy hipnotyzują, budują napięcie, wciągają w życie swoich bohaterów i sprawiają, że czytelnik na zakończenie lektury pozostaje oniemiały.

Dodaj komentarz: