BLOGOWA ZABAWA: 10 książek mojego życia

Bombla_10KsiażekMojegoZycia

Moi Drodzy,

Od jakiegoś już czasu krąży sobie po sieci przeurocza zabawa, której głównym założeniem jest wyłonienie 10 (mniej lub więcej) książek najważniejszych/najwspanialszych/takich, które zrobiły na czytelniku największe wrażenie. Wybranie KSIĄŻEK ŻYCIA.

Zasady są bardzo proste: otóż, należy napisać post bądź notkę, w której wymienia się 10 najważniejszych dla Was książek. Nie można zastanawiać się zbyt długo. Ma być prosto z serca, tak, jak wpadną akurat do głowy. Nie muszą być to buki genialne/najlepsze/najbardziej „Nobel”, tylko Wasze. Takie, które dotknęły Was i nie pozwoliły o sobie zapomnieć. Oczywiście zabawa jest dobrowolna, nie ma określonego czasu i przymuszeń też nie ma. Można na końcu podać dalej 🙂

Mnie wybrała Karolina z bloga TanayahCzyta i Anita z BookReviews – dziękuję Kochane :* Wybór dziesięciu nie był prosty, więc musiałam trochę oszukać, ale mam nadzieję, że mi takie oszukaństwo wybaczycie. To książki, które uwielbiam, do których wracam, o których rozmyślam często i cytuję. Czasami wdrażam życiowe lekcje, jakie mi dały.

Przed Wami najwspanialsze, najukochańsze buki życia Olgi z Wielkiego Buka:

Andersen1. Baśnie

Baśnie, baśnie i jeszcze raz baśnie. W wersji potrójnej, bo mowa tu o trzech autorach (w sumie czterech), którzy towarzyszyli mi od najwcześniejszych lat. Baśniami dokarmiała mnie cała rodzina od samiuśkich początków, kiedy ledwo na oczy widziałam. A jak widziałam, to na przykład cudne ilustracje, wokół których zbudowane były najwspanialsze opowieści. To na baśniach uczyłam się czytać. To baśnie naśladowałam w zabawach. To baśni słuchałam na moich pierwszych audiobookach kasetowych. Najukochańsze to:

  • z baśni Braci Grimm: „Jednooczka, Dwuoczka, Trójoczka” i „Sinobrody”;
  • z baśni Hansa Christiana Andersena: „Królowa Śniegu” i „Czerwone trzewiczki”;
  • z baśni Oscara Wilde’a: „Szczęśliwy książę” i „Syn gwiazdy” – Wilde’a poznałam najpóźniej, jak miałam osiem lat. Jego opowieści nauczyły mnie, że świat jest pełen okrucieństwa, przemocy i nienawiści. I czasami nic nie można z tym zrobić.

Muminki2. Seria o Muminkach Tove Jansson

Muminki, tak jak baśnie, są ze mną od najwcześniejszych lat. Kochają rodzice i pokochałam je i ja. Wracam do nich co roku, do poszczególnych tomów i odkrywam kolejne smaczki już przeznaczone dla dorosłych. Muminki nauczyły mnie, że nie trzeba się wstydzić samotności. Nie każdy musi być towarzyski. Nie zawsze trzeba się szczerzyć i przytakiwać w sztucznej radości. Można być po prostu sobą i nie szukać poklasku udając kogoś innego. Kiedyś miałam coś z Małej Mi, potem z Migotki, a teraz przypominam często Mamę Muminka albo Ciotkę Paszczaka i dobrze mi z tym 😀

Bullerbyn3. „Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren

Ach, ta Astrid! Tak naprawdę powinnam wypisać jeszcze Pippi, Lottę i Madikę, ale zostanę przy dzieciakach z Bullerbyn, bo była to pierwsza książka, którą pochłonęłam ZA JEDNYM ZAMACHEM. Jeden dzień. Jedna sobota. Do śniadania, obiadu i po kolacji było po wszystkim. Miałam siedem lat. Nie miałam rodzeństwa. Nie żyłam na wsi. Daleko było mi do pomysłowości Lisy i jej przyjaciół. No ale zakochałam się w nich. Do książki wracam co kilka lat, odświeżam sobie ich przygody i wciąż zaśmiewam się do rozpuku, mając przed oczami te same obrazki, co dwadzieścia jeden lat temu. To zdecydowanie moja najwspanialsza książka dzieciństwa.

StoLat4. „Sto lat samotności” Gabriel García Márquez

Mój pierwszy PRAWIE Wielki Buk. Powieść dzięki której powstał ten blog, bo to ona wpadła mi do głowy jako pierwsza, gdy pomyślałam o tym, że chciałabym się dzielić z Wami moimi przemyśleniami o książkach. Jak zwykle przyniesiona przez Mamę. Miałam anginę, trzynaście lat, tłum książek wokół łóżka i Mama z kolejną książką w ręku. „Masz, przeczytaj. Spodoba ci się.”, „A o czym jest?”, „O ludziach.” – typowa Mama. I miała rację. Ród Buendia zawładnął moją wyobraźnią, zachłysnęłam się realizmem magicznym i nie mogłam oderwać. No i w końcu muszę Wam pewnego dnia o niej opowiedzieć 🙂

AtlasZbuntowany5. „Atlas Zbuntowany” Ayn Rand

Jedni jej nienawidzą. Inni kochają. Powieść-gigant, olbrzym gargantuiczny, potwór z przesłaniem. Biblia filozofii obiektywizmu. Poznałam na studiach, podsunął mi mój G. Zatopiłam się w niej bez reszty. Nie zgadzam się z Rand w wielu aspektach, ale tak jak ona i jej bohaterowie wierzę w siłę człowieka. W moc jednostki. Tak jak oni wysoko cenię ciężką pracę. Tak jak oni wspieram indywidualizm i myśl własną. Być sobą przede wszystkim. Nigdy kimś innym. Nigdy nie podążać ślepo za tłumem. Nie czekać na cud, który nigdy nie przyjdzie. Nie patrzeć tępo, gdy dzieją się rzeczy nieodwracalne. Czytać. Pisać. Tworzyć. Kreować rzeczywistość, bo to jest możliwe. To jest w zasięgu możliwości.

Lśnienie6. „Lśnienie” Stephen King

To nie jest moja ulubiona powieść Mistrza Horrorów, ale moja PIERWSZA. Jak ja się najadłam strachu! Jak bardzo nie mogłam zgasić światła w nocy! Ile paznokci wyżarłam do krwi! No i strach przez łazienką przez jakiś czas – byłam pewna, że zobaczę coś w wannie czy lustrze. To dzięki „Lśnieniu” zatopiłam się w literaturze grozy. To dzięki Kingowi pokochałam się bać, czytając książki.

EatPrey7. „Jedz, módl się, kochaj” Elizabeth Gilbert

Pewnie będziecie się śmiać, ale około ośmiu lat temu wcale mi do śmiechu nie było. Było za to ciężko. I smutno. Jednocześnie rysowały się przede mną nowe perspektywy, ale musiałam postawić jeden, ten najważniejszy krok i zrobić coś nieodwracalnego, czego bałam się jak niczego do tej pory. To właśnie Elizabeth Gilbert pomogła mi znaleźć siłę i podjąć ostateczną decyzję. Gdyby nie jej książka w tamtych trudnych chwilach, to możliwe, że wcale nie czytalibyście dzisiaj tego zestawienia. Możliwe, że w ogóle byśmy się nie poznali. A ja siedziałabym gdzieś tam, zgorzkniała, zastanawiając się „co by było gdyby”. Teraz już wiem co by było i wiem, że tamta decyzja była najlepszą w moim życiu. I to właśnie Elizabeth Gilbert dała mi tego kopa, którego tak bardzo potrzebowałam.

Juliette8. „Juliette, czyli powodzenie występku” Markiz de Sade

Markiza poznałam w dość młodych wieku. Stał sobie na jednej z najwyższych półek i kusił czerwoną okładką. Na okładce napis „Niedole cnoty. Zbrodnie miłości”. Kiedy w końcu przeczytałam byłam czerwona jak ta okładka. I zafascynowana. Nie miałam wtedy pojęcia, że Markiz stanie się moim przeznaczeniem. Siedział w mojej głowie i nie mogłam zapomnieć. Na studiach powiedziałam sobie „Będziesz pisać o Boskim Markizie. Koniec. Kropka. Co będzie, to będzie.” Mój promotor ucieszył się, znał temat, podsunął literaturę. Poznałam wtedy siostrę Justyny z „Niedoli cnoty” – niecną Juliettę. Kobietę Integalną. Mojego potwora. Wśród dzieł de Sade’a, to właśnie ona jest moją najukochańszą. Najpełniejszą. Najokrutniejszą.

emma9. „Emma” Jane Austen

Nie mogło zabraknąć mojej cudownej Emmy w tym zestawieniu. I samej Jane Austen, którą swojego czasu bezgranicznie wielbiłam (uwielbiam wciąż, żeby nie było). Przez dłuższy czas, to „Duma i uprzedzenie” górowały wśród ulubionych tytułów. Wzdychałam, jak tłumy przede mną i po mnie, za panem Darcym, oglądałam serial i chciałam cofnąć się w czasie. I wtedy pojawiła się Emma właśnie. Jej postać urzekła mnie jak żadna inna z bohaterek tej brytyjskiej pisarki. I George Knightley, który jej towarzyszył. Wtedy zrozumiałam, że w miłości nie można tylko szukać ulotnych, chwilowych wrażeń, porywów serca, ale stałości, zrozumienia i głębokiej przyjaźni. I to jest największe szczęście.

Lovecraft10. „Zew Cthulhu” H.P. Lovecraft

Po Stephenie Kingu przyszedł czas na ojca mitologii Cthulhu, Samotnika z Providence, czyli H.P. Lovecrafta. Jego majaki, „sny o terrorze i śmierci”, jak to ktoś kiedyś pięknie ujął, zawładnęły moją wyobraźnią i cichaczem wprowadziły w świat weird fiction, gdzie strach i obłęd sieją największe spustoszenie. Mój odwieczny lęk przed potęgą wszechświata, ogromem kosmosu, tylko wzmógł się, gdy z odmętów wód, pradawnego miasta R’lyeh i eonów czasu wyłonił się on – przedwieczny Cthulhu. Opowieści Lovecrafta to dla mnie dowód na geniusz literatury grozy i wyobraźnię człowieka. Nieuchwytny ideał, który pozostawia mnie w bezdennym zachwycie i niekończącym przerażeniu.

I w ten sposób dowiedzieliście się dzięki jakim książkom jestem dokładnie tym, kim jestem 🙂 Tak jak pisała Anka WstawTytuł na półkę z bukami życia będę pewnie dokładać jeszcze niejedną kolejną książkę. Lista rozszerzy się i przeciągnie, kto wie, może do trzydziestu, pięćdziesięciu, czy nawet stu? Kiedyś, za wiele lat? Nie pozostaje nic innego, jak czytać i poznawać nowe światy.

Bo warto czytać.

O.

* Do zabawy nominuję Was wszystkich 😀

Komentarze do: “BLOGOWA ZABAWA: 10 książek mojego życia

  1. Lolanta napisał(a):

    Mnie, ciekawska, najbardziej zaintrygowały te decyzje związane z „Jedz, módl się, kochaj” 😉 No i… hmm.. chyba czas wreszcie zapoznać się z Markizem de Sade i Jane Austen, przed którą bronie się już bardzo długo.
    Bardzo różnorodna ta twoja lista, widać, ze wiele gatunków cie pociąga 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      To może zaspokoję Twoją ciekawość przy najbliższym spotkaniu chociaż trochę 😉
      Markiz jest bardzo specyficzny i czuję, że może Ci się nie spodobać ze względu na wyolbrzymioną przemoc, ale spróbuj, a nuż 🙂
      No a Jane to Jane 😀
      Co do różnorodności, to ja nigdy nie skupiałam się na jednym gatunku – od zawsze testuję, próbuję, nadgryzam. Uwielbiam horror, thriller, prozę obyczajową, ale nie przeszkadza mi to wielbić klasyki, czy romansów 😀 READ ALL THE BOOKS! 😀

      • Lolanta napisał(a):

        To będę wyczekiwać kolejnego spotkania 🙂
        Jeśli chodzi o Markiza to zanim się za niego zabiorę to porządnie poczytam recenzje 🙂 Z Jane Austen to jest taka sprawa, ze to ulubienica przyjaciółki, a wiesz jak ja się boje, ze mi się nie spodoba, to odkładam na „Święty nigdy”.

        • Bombeletta napisał(a):

          Z Austen to musisz się przygotować na poczciwość, ale też na fajny humor – ja bardzo lubię 🙂 W poniedziałek będzie o „Emmie” na Buku właśnie 😀
          Co do Sade’a to moim zdaniem trzeba go czytać w kontekście. Tzn. z założeniem filozoficznym, nie dla samej fabuły 🙂

  2. tanayah napisał(a):

    <3 I doczekałam się Twojego zestawienia 🙂 Jakoś tam już zdążyłam poznać Twój gust czytelniczy przez bloga, więc nie zdziwiły ani baśnie, ani Muminki, ani King, ani Lovecraft. Mimo to czytało się bardzo, bardzo miło te Twoje uzasadnienia 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      Dziękuję :* Boski Markiz to jest wyzwanie i od razu ostrzegam, że nie dla wszystkich, ale… polecam zacząć od „Justyny, czyli niedole cnoty” albo „Zbrodni miłości”, bo to najlżejsze i najmniej… hm… no sadystyczne 😉

  3. takitutaki napisał(a):

    Przednie zestawienie hehe o dziwo pare czytałem a inne mam w planach 🙂 różnorodność duża ale przecież stagnacja prowadzi do nudy 🙂

  4. Agata napisał(a):

    „Sto lat samotności” czytałaś w wieku 13 lat? Wow! 🙂 Tylko Marquez znalazłby się na mojej liście. Wierzę, że to książka mojego życia, ale cały czas liczę na to, że coś ją przebije. Z Austen wybrałabym „Dumę i uprzedzenie”, bo zepsuła mnie na zawsze szukaniem swojego pana Darcy’ego 😉

    • Bombeletta napisał(a):

      To było moje pierwsze spotkanie z Marquezem i jakoś wkrótce też przyszedł czas na Umberto Eco 🙂 Pierwsze wrażenie – niezapomniane 🙂
      No tak, pan Darcy 🙂 Też tak miałam dopóki nie znalazłam po części swojego pana Knightleya 😉
      To w takim razie czekam na Twoje zestawienie, bo jestem bardzo ciekawa 🙂

  5. Potłuczona Literatka napisał(a):

    Nr: 2, 3 i 4 – mamy jednakie 😉 U mnie na 1. miejscu niepokonanie „Kubuś Puchatek” w tłumaczeniu Ireny Tuwim <3 Nie potrafię stworzyć mojej listy 🙁 Zatrzymuję się na czasach liceum – w dorosłym życiu jakoś trudno mi wybrać cokolwiek – nie wiem, czy jestem za bardzo wybredna, czy już tak niewiele rzeczy jest mnie w stanie zachwycić 🙁

    • Bombeletta napisał(a):

      O, jak fajnie 😀 A wiesz, że mi jakoś z Kubusiem nigdy nie było po drodze… nie wiem czemu. Muszę kiedyś spróbować raz jeszcze 🙂
      Hm… Może ta druga opcja? Ja na przykład zachwycam się różnymi bukami, ale rzadko bywa, żeby książka miała na mnie taki wpływ, jak bywało to dawniej…

  6. Małgośka napisał(a):

    Bardzo ładna lista 🙂 Część książek znalazłaby się i na mojej, ale na pewno dorzuciłabym Narnię, a odrzuciła „Jedz, módl się, kochaj”. A sama zabawa jest jedną z ciekawszych wśród tych wszystkich łańcuszków, które krążą w sieci 🙂 Świetnie jest podglądać, co znajomi czytali, co zrobiło na nich największe wrażenie, szukać wspólnych „wielkich” książek 🙂 No i można dla siebie jakieś perełki wyłowić 😀

    • Bombeletta napisał(a):

      Narnia pojawiła się u mnie później, ale z cyklu jedynie „Lew, Czarownica i Stara Szafa” zrobiły na mnie niesamowite wrażenie 🙂
      I popieram – zabawa jest przednia 😀 Też lubię podglądać, porównywać i wyławiać cudeńka 😀

  7. monweg napisał(a):

    Ciekawy zbiór książek. Nie wiem czy nie należałoby na takiej liście umieścić Harry’ego Pottera – powody są dwa – pierwszy, dlatego, że zapoczątkował czytelnictwo wśród dzieci i młodzieży; drugi, ponieważ był pod pewnym względem prekursorem dla rynku wydawniczego. Zgadzam sie także z Narnią. Dodałabym także…nie nic nie dodam. Może zabawię sie na swoim blogu. Rozumiem, że też mogę być nominowana 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      Czuj się jak najbardziej nominowana 😀 Co do Harrego to dla mnie nie miał takiego znaczenia wielkiego – jestem ze starszego pokolenia i Harry był przede wszystkim ciekawostką, nie przełomem 🙂

      • monweg napisał(a):

        Ze starszego pokolenia? To co ja mam powiedzieć? Mój syn ma 22 lata, to chyba ja nie jestem nastolatką 🙂 Ale mimo wszystko uważam, że Rowling wykonała kawał dobrej roboty.

        • Bombeletta napisał(a):

          No coś Ty! 😀 Haha – szaleństwo 😀 Rowling wykonała kawał dobrej roboty, to fakt, ale na mnie Harry aż takiego wrażenia nie zrobił 🙂

  8. Ja subiektywnie napisał(a):

    Zabawa również i u mnie, choć żaden z powyższych tytułów się nie pojawił. „Sto lat samotności” mam i podziwiam na mojej półce, ale wciąż mi z nią nie po drodze. Muszę wreszcie sięgnąć po nią, bo ostatnio nawet moja geografka mi ją polecała, ha! Kinga uwielbiam i pojawił się u mnie pod tytułem „Miasteczko Salem”. Aż wstyd, bo „Lśnienie” jeszcze przede mną, ale nadrobię zaległości. Lovecraft, Lovecraft, Lovecraft… intryguje mnie już do x lat, ale żebym go przeczytała, to chyba ktoś musiałby mi wcisnąć w rękę jego książkę, bo ile razy sobie obiecuję, że następnym razem go kupię, to wychodzi zupełnie inaczej… 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      Jutro przylecę do Ciebie 😀
      „Sto lat samotności” wymiata bardzo – sama w końcu muszę napisać o tej powieści 🙂 Co do Lovecrafta to spróbuj najpierw w necie wyszukać, żebyś poczuła klimat 🙂

  9. kasjeusz napisał(a):

    Na mojej liście (nie żebym zamierzała taką zrobić, chyba nie byłabym w stanie) też znalazłyby się Muminki i baśnie. 🙂 Tylko ta Rand mnie zdziwiła. Nie lubię jej filozofii, a wspomniana książka bez filozofii nie istnieje; wszystko jest tam podporządkowane poglądom, które autorka chce przekazać.

    • Bombeletta napisał(a):

      Z Rand to jest dokładnie tak jak napisałam – wiele jest aspektów inspirujących, ale tyle samo (a może nawet więcej) tych, które odrzucam. Przede wszystkim wspieram indywidualizm i ciężką pracę 🙂

  10. Skrzat napisał(a):

    Jeśli chodzi o Kinga, ja mam wielki sentyment do tomu opowiadań „Marzenia i koszmary” <3 I jeszcze w tym roku byłam przekonana, że od niego właściwie zaczęłam przygodę z Kingiem…dopóki nie kupiłam sobie "Szkieletowej załogi" i nie zaczęłam jej czytać. Nagle wszystko zaczęło mi się przypominać i wychodzi na to, że ten zbiór przeczytałam jako pierwszy 😀 A nie "Marzenia i koszmary". Ale i tak je wielbię!

    • Bombeletta napisał(a):

      „Marzenia i koszmary” są cudowne 😀 Zgadzam się całkowicie 🙂 Ja akurat opowiadania Kinga poznałam dopiero po jakimś czasie, no a zaczęłam od „Lśnienia”, potem była „Misery” i „Cmętarz Zwieżąt” – zachwyt na zawsze <3
      Czekam na Twoją listę!

  11. Luka Rhei napisał(a):

    Przewspaniałe te Twoje buki. Ja z nich mogłabym do swoich zaliczyć Dzieci z Bullerbyn i Sto lat samotności. Chętnie zrobiłabym swoją listę, bo od razu nasunęły mi się moje tytuły, gdy tylko zaczęąłm czytać ten wpis 😉

  12. U stóp Benbulbena (Dagmara) napisał(a):

    Wiele ważnych dla Ciebie tytułów pokrywa się z moimi. Muminki – kocham. Mała Mi to moje alter ego (i dobrze mi z tym). Markiz de Sade i inne świntuchy – na studiach z lubością zaczytywałam się w lubieżnych opowieściach (a pasję tę dzieliłam z najlepszą przyjaciółką). Jane Austin – wprawdzie moją ulubioną powieścią jest „Duma i uprzedzenie”, ale Pan Knightley i Mój Mąż mają podobne charaktery.
    Nigdy nie szukałam w literaturze odpowiedzi na życiowe dylematy, nie mam więc na półce pozycji ważnej ze względu na okoliczności życiowe. Poza książkami kucharskimi 😉 „Jedz, módl się, kochaj” oceniam tylko za wartości literackie, toteż mnie niczym nie ujmuje. Chyba jestem nieco zmanierowana… Na szczęście wciąż potrafię czytać tylko dla rozrywki i wyłączyć krytyczne myślenie przy dziełach Pilipiuka czy Ziemiańskiego.
    Świetne zestawienie i doskonały blog.
    Serdecznie pozdrawiam 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      Ślicznie dziękuję za tak miłe słowa 🙂
      Ale fajnie, że niektóre książki się nam pokrywają! 😀
      Czytanie dla przyjemności jest najważnieksze, bo bez przyjemności cały urok zaczytania znika 🙂

  13. 5000lib napisał(a):

    Z przyjemnością czytam niewymuszone typy. Omijam za to szerokim, ba jak najszerszym łukiem wszelkie listy książek, które warto przeczytać „przed śmiercią” jakby po śmierci można było czytać… Znaczy, tutaj na Ziemi…
    Bracia Grimm, nie będę się powtarzać, bo pisałam trochę u Siebie, Sinobrody od pierwszego przeczytania mnie poraził, i Jednooczka, Dwuoczka i Trójoczka, ale zdecydowanie Sinobrody…
    Dzieci mam szczytane dokumenie, znałam na pamięć w wieku szkolnym. Choć sama Autorka zasługuje na fantastyczną biografie, oczywiście pojawiły się i takowe, ale moim zdaniem nie ma pełnej biografii.
    Dlaczego miałabym się śmiać z „Jedz…” Sosnowski kiedyś mówił, że każdy człowiek czytający ma na swoim koncie książkę, po którą by inaczej nie sięgnął kiedy indziej niż w chwilach kryzysu, którą przeczytał, ale ją ukrywa…

    • Bombeletta napisał(a):

      Baśnie są przewspaniałe, tak naprawdę to według mnie są najbardziej uniwersalne opowieści 🙂
      Co do „Jedz, módl się…” to nie ukrywam mojego sentymentu, ale zawsze każdy się dziwi, jak zobaczy, że to jedna z moich ukochanych książek.

          • 5000lib napisał(a):

            A co do książek, znajoma bibliotekarka, dawno, dawno temu mi powiedziała, polecając „książkę niskich lotów”, że trzeba przeczytać ileś książek takich by wiedzieć co jest dobre, nie wiem, czy to prawda, zastanawiam się do tej pory. Wiem, że książki typu „Jedz” są potrzebne, choćby na chwilę…

Dodaj komentarz: