„Zabić Drozda” Harper Lee

Bombla_ZabićDrozda

Być może wciąż istnieją takie miejsca na świecie, w których wydaje się, że czas się zatrzymał. Na pewno jednak istniały jeszcze w latach trzydziestych XX wieku. Szczególnie na rozgrzanych terenach amerykańskiego Południa, wśród niezliczonych pól bawełny i starych posiadłości sprzed lat. Małe miasteczka, prawie wioski, zamieszkałe przez określone społeczności. Zegary stanęły tam dawno dawno temu, gdy życie płynęło leniwie, niespiesznie, opieszale nawet, a ludzi nie popędzały jeszcze niezliczone ilości elektronicznych gadżetów. Dni mijały ich mieszkańcom na pielęgnowaniu starych, utartych nawyków, znanych jeszcze z czasów Wojny Secesyjnej. Panie opięte gorsetami, panowie w wykrochmalonych kołnierzykach, popołudniowe herbatki, drzemki w środku dnia. Nawet w czasach wyjątkowo trudnych ekonomicznie, a może właśnie szczególnie wtedy, gdy powrót do przeszłości wydawał się być najlepszym rozwiązaniem.

„Maycomb to stara mieścina, ale w czasach gdy stawiałam pierwsze kroki, była swoją starością zmęczona; deszcz zamieniał jezdnie w brudne czerwone bajora; chodniki porastała trawa; budynek sądu chylił się pośrodku rynku. Jakoś było wtedy goręcej: otępienie przynosiły upalne dni lata; na rynku w cieniu zawsze zielonych dębów, opędzały się od much kościste muły, uwiązane przy dwukołowych wózkach ogrodniczych. (…)

Chodziło się w tamtych czasach powoli. Ludzie spokojnie przemierzali rynek, powłóczając nogami, snuli się po sklepach i bez przerwy marudzili. Doba miała dwadzieścia cztery godziny, ale wydawała się dłuższa. Nikt się nie spieszył, bo nie było dokąd iść, ani co kupować, ani czym płacić i w ogóle nie istniało nic godnego uwagi poza granicami hrabstwa Maycomb. A przecież niosły te czasy jakąś nieokreśloną nadzieję dla pewnego typu ludzi; nie tak dawno im powiedziano, że jeśli w hrabstwie Maycomb jest czego się lękać, to tylko samego lęku.”

O takim miasteczku i jego mieszkańcach, którym przyjdzie stanąć przed najtrudniejszym wyborem opowiada kultowa już dziś powieść amerykańskiej pisarki Harper Lee, zatytułowana „Zabić Drozda”. Powieść, która pojawiła się na początku lat sześćdziesiątych, tuż zanim ruchy wolnościowe głośno wykrzykiwały swoje racje, w czasach pierwszych napięć, pierwszych większych rasowych buntów,  gdy dopiero kreowała się rewolucja obyczajowa, która uderzy w Stany Zjednoczone w latach 60-tych. Podobno po części bohaterowie Harper Lee oparci są o prawdziwych ludzi z jej przeszłości – Atticus, jak ojciec Lee był prawnikiem, a mały, szarmancki Dill był odzwierciedleniem wspaniałego Trumana Capote. Sama kwestia procesu po części odpowiada prawdziwym wydarzeniom ze Scottsboro, gdzie grupa czarnoskórych mężczyzn została oskarżona o gwałt na dwóch białych kobietach, które w końcu podejrzewano o kłamstwo i składanie fałszywych zeznań.

Okładkowy17

Maycomb w stanie Alabama, początek lat trzydziestych XX wieku. Trwa Wielki Kryzys, ale miasteczko żyje sobie w najlepsze i stara się nie robić z tego kryzysu zbyt wiele. Zaczyna się lato i mała Smyk wraz z bratem Jemem i ich przyjacielem Dillem rozpoczynają okres niekończących się zabaw, psikusów i wycieczek po okolicy. Popadają w niezdrową fascynację ich bliskimi sąsiadami, rodziną Radleyów, w których domu podobno wciąż zamknięty jest ich syn, Arthur Radley zwany Dzikim. Mężczyzna od lat traktowany jest jako miejscowa legenda, straszydło na niegrzeczne dzieci. Przed niepokojeniem tajemniczego sąsiada przestrzega dzieci ich ojciec, Atticus Finch, adwokat, który wkrótce podejmie się jednego z najtrudniejszych wyzwań w swojej karierze – stanie w obronie Toma Robinsona, czarnoskórego mężczyzny oskarżonego o gwałt na białej dziewczynie. A mieszkańcy Maycomb staną przed trudnym wyborem, który zmieni na zawsze życie społeczności.

To Smyk, czyli Jean Louise Finch, wprowadza czytelnika w mały świat mieszkańców Maycomb. To ona subtelnie nawiązuje do ery, w jakiej przyszło jej spędzać lata swojego dzieciństwa. Czas Wielkiego Kryzysu w Stanach Zjednoczonych to bardzo specyficzny okres w dziejach tego kraju, a szczególnie dla takich miasteczek jak Maycomb w stanie Alabama. Kryzys gospodarczy uderzył w rolnictwo, w bawełniany przemysł, w przetwórstwo. Aby odsunąć niepokój, strach o przyszłość, społeczność miasteczka zwróciła się na nowo ku tradycji z zamierzchłej przeszłości. W ten sposób zróżnicowanie klasowe znów zyskało na wartości, jeszcze bardziej niż zwykle zwracać zaczęto na krew i pochodzenie. Natężyła się wiara w porządek Południa, który za wszelką cenę należy utrzymać.

Również dzieciom Atticusa Fincha się oberwało. Nie wolno im zachowywać się „jak motłoch”, nie przystoi małej damie, jaką jest Smyk biegać w spodenkach, przeklinać, czy obrzucać błotem. Samotny ojciec z wysoko postawionego, starego rodu Finchów powinien zadbać o odpowiednią opiekę, czy lekcje etykiety. Na szczęście Atticus patrzy na świat inaczej. Smyk wraz z bratem dopiero wchodzą w ten skomplikowany świat dorosłych, pełen nakazów, zakazów, ustalonych norm. Jako dzieci, niewinne i pozbawione uprzedzeń, widzą niesprawiedliwość. Dostrzegają podział i nierówność. Dzielą się swoimi spostrzeżeniami z Atticusem i dzięki jego mądrym radom mają szansę stać się kimś ponad ograniczonych mieszkańców miasteczka. Smyk i Jem wiedzą, że aby zrozumieć drugiego człowieka, należy choć na chwilę postawić się po jego stronie. Wiedzą, że czarnoskóry nie oznacza ograniczony. Wiedzą, że zło przybiera różne formy i nie można nikogo zbyt pochopnie oceniać. Tym samym rodzina Finchów znacząco odstaje o jednomyślnego głosu zdającego się wydobywać z Maycomb. Łatwiej im również walczyć, gdy przychodzi ciężki czas procesu i pomimo rzucanych z każdej strony wyzwań – niezmiennie trwać przy swoim.

Powieść Harper Lee ma w sobie niebywałą uniwersalność opowieści, które pomimo iż są zakotwiczone w konkretnym okresie czasu, w konkretnej epoce, a na dodatek odwołują się do ograniczonego dla konkretnego miejsca zjawiska, to ich najważniejsze przesłanie zrozumiałe jest dla wszystkich. A wszystko to dzięki przekazaniu narracji dziewczynce, spojrzeniu na świat oczami dziecka, jakim kiedyś była, retrospektywie dzieciństwa bez hamulców, bez restrykcji dorosłego życia. Nie trzeba znać historii, nie trzeba być orłem w rozumieniu podstaw konfliktów rasowych – to wszystko tam już jest i wyjawi się w swoim czasie, gdy przyjdzie również kolej na Smyka i Jema.

„Zabić Drozda” Harper Lee to niesamowita, piękna i mądra historia, która pozostaje tak samo mocna i aktualna, jak pięćdziesiąt pięć lat temu. Świat może i poszedł naprzód, może małe miasteczka Południa zwróciły się już ku przyszłości, może dzieciństwo nie bywa już tak niewinne, a tajemnice dorosłości tak nieodgadnione, ale ludzie… ludzie potrafią pozostać tacy sami, a więc przekaz tej niezwykłej powieści również niezmiennie działa i trafia do naszych serc. Jak powiedziała kiedyś sama autorka w jednym z wywiadów: „ludzie pozostają ludźmi, nieważne w jakim miejscu na ziemi”.

KomiksWielkobukowy17

O.

*Filmik, ze względu na problemy techniczne, pojawi się już jutro 😀

Komentarze do: “„Zabić Drozda” Harper Lee

  1. Marlow napisał(a):

    No nie, żeby tak zaraz Smyk miała „dzieciństwo bez hamulców, bez restrykcji dorosłego życia”. Te restrykcje były, tyle że bardzo inteligentnie były wprowadzane.

    • Bombeletta napisał(a):

      Hm. Chodziło mi o to, że Atticus odszedł od klasycznego modelu wychowania – Smyk i Jem byli wolni, w sensie, że nikt im nie wpajał nic na siłę, ale inteligentnie odpowiadał na ich pytania, naprowadzał na zupełnie inną ścieżkę. Stąd ten brak hamulców i restrykcji. Myślisz, że to za duży skrót myślowy? 🙂

  2. Marlow napisał(a):

    No to jesteśmy zgodni 🙂 Ciekawa jest postawa Atticusa, który w pewnej chwili uznaje się za niekompetentnego wychowawcę Jean Louise sprowadzając jej ciotkę Alexandrę.

    • Bombeletta napisał(a):

      To właśnie jest toksyczne działanie otoczenia – nauczycielka, która bredzi i zabrania Smykowi czytać i pisać w domu, ciągłe zwracanie uwagi Atticusowi, jak to dziewczynki nie powinny się bić, czy bawić z chłopcami… Chociaż mam też wrażenie, że rola ciotki jest podwójna, bo jednak staje się ogromnym wsparciem, gdy przychodzi czas procesu. Atticus nie jest w stanie poświęcić dzieciom tyle czasu ile potrzebują i stąd pomocna dłoń Alexandry. To takie dwie pieczenie na jednym ogniu – pomoc w chwilach próby i jednocześnie próba zwrócenia uwagi Smyka na sprawy bardziej kobiece, domowe. 🙂

      • Marlow napisał(a):

        O przepraszam, czyżby Calpurnia, która dotychczas również pełniła rolę wychowawczyni dzieci nagle przestała się do niej nadawać?

        • Bombeletta napisał(a):

          No właśnie nie wiadomo – coś musiało skłonić Atticusa do podjęcia takiej, a nie innej decyzji.
          Wydaje mi się, że jemu zależało również na tym, żeby jego dzieci nie odstawały za bardzo. Mają mieć własny rozum, postępować zgodnie z własnym sumieniem, ale jednocześnie rozumieć zasady panujące w Maycomb, umieć również w tym sie odnaleźć i podjąć pewnego dnia właściwy wybór w sensie, że znać różne strony, także tą bardziej „południową”, czyli białą. A w tym mogła pomóc mu jedynie osoba w typie ciotki Alexandry o niezachwianym poczuciu „południowej” moralności . 🙂

          • Marlow napisał(a):

            No nie wiem, dzieci i Calpurnia przecież miały świadomość różnic rasowych i ich przestrzegały. Od tej strony były pełnokrwistymi mieszkańcami Południa, nawet kiedy Dill płacze i musi wyjść z sądu, Smyk mówi mu, że przecież Tom Robinson to tylko Murzyn, a miarą upadku Ewellów jest to, że mieszkają w chacie, która wcześniej należała do czarnych.

            • Bombeletta napisał(a):

              Czyli wychodzi na to, że Atticus będąc świadomym zagrożenia po prostu zawołał Alexandrę, żeby w chwili kryzysu pomogła przy domu. Co więcej, w takim razie ciotka miała być też tą osobą, która wprowadzając rygor potrafiłaby jak najdłużej uchronić dzieci przed atakami z zewnątrz.
              Bo jakoś nie wierzę w to, że Atticus przez chociaż moment nie był pewny siebie…

              • Marlow napisał(a):

                Wydaje mi się, że jeśli już to Atticus chyba bardziej liczył nie na to, że Alexandra będzie wprowadzała jakiś rygor i nowe porządki tylko będąc obywatelką Południa z krwi i kości, której nikomu nawet w głowie nie postanie oskarżać o jakieś „fanaberie” będzie stanowiła skuteczną zaporę dla języków opinii publicznej Maycomb. I rzeczywiście z tego zadania wywiązywała się znakomicie.

    • Bombeletta napisał(a):

      To jest TAKI klasyk! Obowiązkowo! Na pewno Ci się spodoba, a na dokładkę ekranizacja! 😀 A Harper Lee jest wyjątkową pisarką – przyjaźnili się z Trumanem Capote! 😀

  3. Małgośka Ekruda napisał(a):

    O jak fajnie napisane! „Zabić drozda” to taka klasyka, że chyba każdy, nawet jeśli jeszcze nie czytał (jak ja na przykład), wie o co chodzi. Ja mam ciągle na liście „do nadrobienia” i właściwie nie wiem, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłam, ale w związku z Twoim tekstem i z ostatnimi doniesieniami od autorki zbieram się do czytania 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      O rety Kochana! Jeszcze nie czytałaś! To jest CUDO! Czyta się dosłownie w moment, w zachwytach i rewelacyjności. <3 Jak uroczo ujął Marlow u siebie w tekście – "powieść Harper Lee ciągle porusza tę cieplejszą nutę w naszych sercach. "

  4. Natalia_Lena napisał(a):

    Ty! Ty, ty, tyyyy…. Też jeszcze nie czytałam ,,Zabić drozda”, a tutaj nagle wpojono mi taką mocną potrzebę. I na dodatek niedługo wychodzi część druga (ponad 50 lat od debiutu… aż się w głowie nie mieści, tyle czasu!). Teraz muszę znaleźć to konkretne wydanie z Kameleona, bo choć one szybko niszczeją i żółkną, to i tak je lubię. Bo tak, o 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      Kochana, powieść jest TAK CUDOWNA, że nic tylko biec i zachwycić się 😀 Wyczekuję kontynuacji – czuję, że będzie świetna, tym bardziej, że ona również powstała w tym samym czasie co „Zabić Drozda” 😀

  5. Agnieszka napisał(a):

    To już tyle lat… Fajnie, że ktoś jeszcze czyta tę książkę, myśli o niej, pisze, dyskutuje. Myślę, że to nie tylko aspekt historyczny czyni ją godną polecenia, jej aktualność jest większa, niż można by sądzić. Uprzedzenia, ksenofobia to zjawiska nadal obecne, nasilające się wręcz wraz z napływem zdesperowaych mas uchodźców do sytej Europy. W Polsce niewiele się o tym mówi, tu gdzie mieszkam, to temat obecny na każdym kroku. Ładnie podsumowałaś „drozda” 🙂

  6. Justyna (Owca z Książką) napisał(a):

    O ja Cię, Bombel, bardzo przepraszam. To że ma się dożywotnie konto w WoW wcale jeszcze nie oznacza, że się nie wychodzi z domu. Ja mam, co miesiąc sprawiam, że jest dalej dożywotnie i wychodzę czasem z domu 😀
    (czyli udawany owczy bulwers, bo o książce powiedziano już w zasadzie wszystko)

    • Bombeletta napisał(a):

      Hahaha 😀 To jest wspaniałe! Jest zazdrość, bo zawsze chciałam założyć konto WoWa (wzrosła potrzeba przy Mists of Pandaria), ale znam siebie – byłby koniec życia, welcome WoW 😀

  7. Luka Rhei napisał(a):

    Pamiętam te wydania Kameleona 😉 Omijałam je szerokimi łukami, bo kojarzyły mi się z miłośnikami Whartona (a ja byłam wróg nr jeden Whartona). Ja wiem, ja wiem, że to dziecinne było 😉 Ten uraz tak mnie trzyma, ale powieść to powieść. Nie ma co patrzeć na wydawnictwo. Tłumaczę tylko, dlaczego być może Drozda pominęłam 😉

Dodaj komentarz: