„Babska Stacja” Fannie Flagg – Recenzja

Bombla_BabskaStacja

Co można, czego nie można? Co wypada, a czego nie wypada? Co może, a czego nie powinien robić człowiek w określonej sytuacji? Od tego ratują nas konwenanse, proste reguły, które obowiązują w różnych kulturach, różnych środowiskach, w zależności od grupy i miejsca, w którym udało nam się znaleźć. Konwenanse mają ułatwiać, mają wskazywać kierunek i sprawiać, że będziemy czuć się swobodnie w każdej możliwej sytuacji. Nie trzeba za dużo myśleć, nie trzeba się zastanawiać – wystarczy działać według konkretnych reguł i już, nie ma co przejmować się jakąkolwiek wpadką. Konwenanse szczęśliwie ewoluują razem z człowiekiem, ale co jeśli reguły, ustalony porządek działają przeciw prawom rasy, czy płci? Co jeśli kobieta nie ma prawa spełniać marzeń? Nie może wnieść się w przestworza i wesprzeć swojego kraju, gdy posiada wszelkie ku temu umiejętności?

„Jestem nikim. Nigdy nie miałam własnych cech charakteru. Jestem nijaka. Tylko nabywałam różne rzeczy. Gdyby Lenore nie narzucała mi osobowości, wszyscy by widzieli, że pod spodem jestem tylko nudną, nijaką, bezkształtną masą.”

O buntowniczkach, o kobietach, które przebiły się w męskim świecie i dały przykład kolejnym pokoleniom opowiada najnowsza powieść Fannie Flagg zatytułowana „Babska Stacja”. Ta amerykańska autorka znana jest z tworzenia bezkompromisowych bohaterek, które przebijają się z przeszłości do teraźniejszości, a przynajmniej do współczesności bohaterek jej opowieści i dają im przykład ze swojej postawy prawdziwych twardzielek. Tak było chociażby w przypadku „Smażonych zielonych pomidorów” i ten sam schemat powraca w „Babskiej Stacji”, niemniej jest tym ciekawszy i tym bardziej wyjątkowy, iż oparty o fakty historyczne.

Okładkowy28

Pani Earl’owa Poole, zwana przez bliskich i przyjaciół Sookie, przechodzi kryzys wieku średniego połączony z syndromem pustego gniazda. Ma prawie sześćdziesiąt lat, właśnie wydała ostatnią z trzech córek za mąż, wciąż jeszcze wraca myślami do tych ślubnych dni i zdaje sobie powoli sprawę, że nie do końca wie, co ze sobą teraz począć. Popada w małe obsesje na punkcie ptaków, ukrywa się przed swoją zaborczą matką, która przez lata nad nią dominowała i z tego wszystkiego zaczyna z mężem planować drugi miesiąc miodowy. Misterne plany i poukładane dni burzy Sookie przybycie dziwnego listu, który stawia jej życie do góry nogami. Okazuje się, że Sookie nie jest wcale tym, kim myślała, że jest, a jej rodzice skrywali przed nią niejeden sekret. Wahając się, walcząc sama ze sobą, podejmuje wyzwanie i postanawia odkryć swoje korzenie. Wszystkie tropy prowadzą do miejscowości Pulaski, do rodziny Jurdabralinskich i temperamentnych sióstr z niejaką Fritzi na czele.

„Babska stacja” zaczyna się od kryzysu, od osamotnienia i niemożności odnalezienia swojego miejsca, gdy wydaje się, że wszystkie społeczne role kobiece zostały już wypełnione. Sookie przez lata była perfekcyjną żoną, nieodrodną córką swojej matki, nawet wtedy, gdy kosztowało ją to jej godność, jak i kochającą matką, zdolną do największych poświęceń względem swoich pociech. Przez lata oddawała się innym działając na własną niekorzyść, zapominając o samej sobie i powoli zatracając samą siebie. Nagle, gdy nie ma już szansy odbijać się wciąż w oczach swoich dzieci, a oczy jej matki wciąż widzą w niej małą dziewczynkę, której należy dawać porady, Sookie traci grunt pod nogami. Fannie Flagg w niemal komediowy sposób wprowadza nas w życie tej bohaterki, by tym bardziej podkreślić jej późniejszą, zaskakującą przemianę, a raczej odrodzenie.

A wszystko to za sprawą Fritzi Jurdabralinskiej – głosu z przeszłości, który wskazuje biednej, zagubionej Sookie nową, lepszą ścieżkę, po której może dążyć kobieta, jeśli tylko tego zapragnie.  Fannie Flagg cofa się w czasie, prowadząc narrację na dwóch czasowych płaszczyznach, by pokazać, jak można wybić się poza szarą rzeczywistość, jeśli tylko damy samym sobie szansę. Pod koniec lat trzydziestych Fritzi wraz z siostrami zmuszona była poprowadzić rodzinny biznes, czyli stację benzynową, która wkrótce stała się tytułową Babską Stację, renomowanym biznesem, tak bardzo nietypowo prowadzonym przez same kobiety, w chwili, gdy ich mężczyźni wyruszyli na wojnę bądź zaniemogli. Ta stacja stała się tutaj symbolem, dowodem na to, że można zrobić coś wbrew większości, nawet przeciw ustalonym regułom i stworzyć coś jeszcze lepszego, bo zupełnie nowatorskiego. Siostry Jurdabralinskie to dziewczyny z charakterem i udowodniły to ponownie, gdy postanowiły oddać się na służbę swojemu krajowi, wstępując do kobiecej, paramilitarnej organizacji pilotek zwanej WASP.

Fritzi nigdy nie przyszło nawet do głowy, żeby nie pomagać w momencie największej próby. Atak na Pearl Harbour aktywował zbiorowy patriotyzm i wraz z rodzeństwem chciała oddać wszystko co mogła w służbie Stanów Zjednoczonych, o które tak bardzo walczyli jej rodzice. Co ciekawe, to właśnie amerykańska armia wstrzymywała możliwość udziału w akcjach kobiety – płeć według nich zdecydowanie miała w tym wypadku znaczenie i nikogo nie obchodziły wylatane w przestworzach godziny oraz umiejętności w powietrzu. Do czasu, gdy okazało się, że już jest za późno i nawet wtedy kobiety-pilotki traktowane były po macoszemu, jako gorszy element armii. Fritzi jednak nie poddawała się, walczyła i razem ze swoimi siostrami, które dołączyły do niejwkrótce, udowodniła, że płeć w tym wypadku nie ma żadnego znaczenia. Ta lekcja historii była konieczna, by Sookie zrozumiała, jak bardzo marnuje swoje pokłady energii i drzemie w niej moc, o której sama nie miała pojęcia.

„Babska Stacja” Fannie Flagg to niezmiernie przyjemna, urocza i bardzo babska, w tym najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu, powieść, która ma szansę zachwycić kobiety w każdym wieku. Autorka ma umiejętność przenikania prosto do serc czytelniczek, porusza najważniejsze życiowe tematy, a rozwija je tak, że nigdy do końca nie można być pewnym samego rozwiązania.  I nie ma co ukrywać – ta powieść pisana była z myślą o kobietach i przede wszystkim dla kobiet, a która po prostu podnosi na duchu i pozwala wierzyć, że można dokonać wszystkiego, czego się pragnie, bez względu na konwenanse, bez względu na płeć, bez względu na przypisaną rolę w społeczeństwie.

O.

*A czy widzieliście, jakie cudne wznowienie „Smażonych Zielonych Pomidorów” przygotowało przy okazji premiery „Babskiej Stacji” Wydawnictwo Otwarte? Jak przystało na Fannie Flagg to również powieść o „o sile przyjaźni i kobiecej solidarności”. 🙂

 O „Smażonych Zielonych Pomidorach” opowiem Wam jeszcze tej wiosny! A Wy już testujcie przepis, który znaleźć możecie na stronie Wydawnictwa!

PomidoryPromocja

**Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Otwarte.

PaseczekOtwarte

***Po więcej „Babskiej Stacji” koniecznie zajrzyjcie na VLOGA Wielkiego Buka:

Komentarze do: “„Babska Stacja” Fannie Flagg – Recenzja

  1. tanayah napisał(a):

    Oj, uwielbiam „Smażone zielone pomidory”, czytałam je lata temu i chętnie bym sobie odświeżyła, tylko… kiedy? 😀 A „Babska stacja” brzmi mi na fajną lekturę na lato z lekko feministycznym rysem 😀

  2. Pyza Wędrowniczka napisał(a):

    Hm, właściwie z opisu to zręby historii są jak ze „Smażonych…” (pogrążona w depresji bohaterka w wieku średnim, do tego ta perspektywa lat 30., charakterna nowopoznana kobieta, rodzinny biznes itd.). A jak z formą? To znaczy – w jaki sposób to jest pisane? W formie „ciągłej”, czy przelatają się różne style? Bo w sumie na taką powieść „z oddechem” to bym się skusiła – bo „SZP” może mnie nie oczarowały zupełnie, ale wątek walczącej o swoje Evelyn był bardzo fajny (choć według mnie nieco zbyt wyciszony, żeby dać miejsce opowieści o kawiarni).

    • Bombeletta napisał(a):

      Dokładnie tak jest – powtarza się ten sam motyw, ten sam nawrót do przeszłości i motywacyjny kop poprzez opowieść 🙂
      Forma jest bardzo lekka, przyjemna, styl jest stały i niezmienny – jest delikatnie i uroczo, z pozytywnym przesłaniem 🙂

      • Pyza Wędrowniczka napisał(a):

        A czy znowu mamy to wymieszanie stylów – to znaczy opowiadanie, fragmenty szerszej narracji, urywki z dziennika, czy jest może bardziej różnorodnie (to znaczy mi to nie przeszkadzało w „SZP”, ale jestem ciekawa, jak wychodzi Flagg taka płynna dłuższa narracja)?

        • Bombeletta napisał(a):

          Nie ma mieszanki form literackich, tylko od czasu do czasu płynna trzecioosobową narrację przerywa list Fritzi do brata, ale nie jest to konkretny przerywnik systematyczny, tylko trzy albo cztery w drugiej części powieści. Czyli płynna, dłuższa forma literacka, bez szaleństw 😀

  3. Agulha napisał(a):

    „Smażone zielone pomidory” były super 🙂 „Daisy Fay i cudotwórca” też 😀
    Na pewno się skuszę na tę powieść 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      Kochana Moja, ja za tymi pomidorami to już od lat z matką chodzimy i nie możemy znaleźć! :O Jak ja bym POŻARŁA!!! <3
      No a powieść miodzio i jakby co, to przed naszym spotkaniem napisz mi, to jak będzie u mnie, to Ci wezmę 😀

      • Lolanta napisał(a):

        Bardzo chętnie pożyczę od Ciebie 🙂
        Takie pomidorki to nie jest łatwo znaleźć, Sigrid trochę się za nimi nachodziła 🙂

  4. Książkowy Świat napisał(a):

    Mam tę książkę na półce już od wielu lat, ale nigdy nie zabrałam się za czytanie. I to był chyba mój błąd ;). Zachęciłaś mnie do „Smażonych, zielonych pomidorów” i teraz nie spocznę jeśli jej nie przeczytam.

  5. Agata napisał(a):

    Mam już „Babską stację”, ale porwała mi ją moja mama (jak zwykle!) 🙂 „Smażone zielone pomidory” uwielbiam, więc już się cieszę na lekturę.

  6. Miss Attitude napisał(a):

    Przeczytałam prawie wszystkie książki pani Flagg, więc i ta wpadnie w moje łapki 🙂 Będzie się bić o pierwszeństwo z „Czarnymi skrzydłami” Sue Monk Kidd 🙂

  7. Storyland14 napisał(a):

    Jak zawsze świetna recenzja, czekam na to co napiszesz o „Smażonych zielonych pomidorach”; to piękna powieść i podsunęła mi ją kiedyś moja mama. A co do tej najnowszej to już ląduje na mojej liście TBR

  8. Luka Rhei napisał(a):

    Dużo u Ciebie ostatnio kobiecych lektur 🙂 Ale to dobrze. Przynajmniej poszerzam swoją wiedzę, bo zwykle stroniłam od takich książek. W ogóle muszę chyba przyznać, że jestem… cóż, nieszczególnie przepadam za literaturą kobiecą (co się zmienia! Bator!) ani o kobietach… Ale to dłuższy temat 😉 Fajnie poczytać coś innego 🙂

    • Bombeletta napisał(a):

      Tak jakoś ostatnio zrobiło się babsko u mnie, ale wiesz co, to wszystko dlatego, że długi czas nie było tego typu lektur i większość tytułów odkładałam na potem i tak mi się zebrało 😀 Kwiecień będzie dość babski jeszcze, ale Bezsenne Środy wyrównują klimat 😉

  9. Kasia napisał(a):

    Właśnie dzisiaj napisałam recenzję wspaniałych „Smażonych zielonych pomidorów”, tym bardziej muszę przeczytać „Babską stację”! Ale mnie zachęciłaś! <3

Dodaj komentarz: