„Pani Bovary” Gustave Flaubert – recenzja

Bombla_PaniBovary

Najsmaczniejsze kąski literatury to takie, do których można powracać co kilka lat, delektować się nimi od nowa i zagłębiać w lekturze niczym za pierwszym razem. Dzieła, które dojrzewają wraz z samym czytelnikiem, a ponowne zaczytanie odsłania nowe znaczenia i niezauważalne dotąd symbole. Takie smakołyki można interpretować wciąż od nowa, odkrywać w nich samego siebie i poprzez pryzmat własnych doświadczeń przeżywać rozterki bohaterów – oceniać ich, wspierać bądź odrzucać, a często może zdarzyć się tak, że postać śmieszna nagle okazuje się być tragiczna, lub na odwrót – poprzedni dramat zamienia się z czasem w farsę. Taka literatura to klasa sama w sobie, bo jest uniwersalna, ponadczasowa, potrafi wypełnić myślą tak samo umysł młodszego, czy starszego czytelnika, zachwycić, oburzyć, czy wzruszyć i nigdy nie może się znudzić.

Taką powieścią bezapelacyjnie jest dzieło klasyki dziewiętnastowiecznej literatury francuskiej pióra Gustava Flauberta, czyli nieśmiertelna historia straconych złudzeń i pesymistycznej codzienności prowincji – „Pani Bovary”. Dramatyczna historia Emmy, która nie mogła zakończyć się happy endem, od lat stanowi inspirację do niezliczonych interpretacji, porównań, do odkrywania poglądów samego autora, bo nie można zaprzeczyć, iż Gustave Flaubert ukrył sam siebie na kartach tej powieści. Miał być obiektywny, udawał niewidocznego narratora, który jedynie snuje opowieść, nie dodając od siebie komentarza, ale jak zauważył w przedmowie do nowego wydania Ryszard Engelking: [Flaubert] reżyseruje więc „Panią Bovary” w najdrobniejszych szczegółach i wynajduje nowe sposoby, by przekazać, co myśli o swych postaciach i o świecie.

Okładkowy81

Młodziutka Emma, urodzona na wsi wychowanka klasztoru, omamiona wizją szalonej miłości rodem z romantycznych powieści, wychodzi za mąż za wiejskiego lekarza. Karol Bovary, spokojny, nieco obły człowiek bez właściwości, okazuje się jednak zawodem dla spragnionej cudów dziewczyny. Znudzona, oszukana, wściekła na samą siebie i na męża wkrótce ma dość tego zwyczajnego życia prowincjonalnej doktorowej i zaczyna szukać sztucznych podniet. Z pomocą przychodzi jej wizja balu u wicehrabiego, gdzie Emma dostępuje zaszczytu tańca z mężczyznami z wyższych sfer, zachwyca się zbytkiem i przepychem. Od tamtej chwili nic już nie jest takie samo. Emma popada w marazm, rodzi dziecko, którego nie znosi, wynajduje kochanka, czy nawet dwóch. I stacza się w otchłań kobiecej rozpaczy.

„Wspomnienie balu wypełniało teraz dni Emmy. Każdej środy po przebudzeniu wzdychała: ‘Ach! Tydzień temu… dwa tygodnie temu… miesiąc temu tam byłam! W końcu pomieszały się jej w pamięci twarze, zapomniała melodie kontredansów, nie widziała już tak wyraźnie komnat ani liberii; szczegóły się zatarły, lecz żal pozostał.”

Kim są bohaterowie powieści Gustava Flauberta?  To jednostki pozostawione samym sobie, zaściankowe do granic możliwości, śniące samotne sny o wielkim świecie, do którego nigdy nie będą mogli pretendować. Ograniczeni intelektualnie, zamknięci pośród tych samych powtarzanych dzień w dzień tanich frazesów, sztucznej uprzejmości i rutyny, która zabija wszelkie ambicje. U Karola tych ambicji nawet nigdy nie było. Idealnie wpasowuje się w otoczenie, przecięty do szpiku kości, a to jego żona zdaje się być rajskim ptakiem pośród ciemnoty. Niemniej Emma Bovary to portret kobiety upadającej na własne życzenie. Uwikłana w mrzonki o nierealnym świecie miłości, o jakimś „kiedyś” i „pewnego dnia” zdaje się co chwilę dziwić, że to już po wszystkim, kiedy ona dopiero miała stać się kimś i rozpocząć życie na poważnie.

„W głębi duszy czekała ciągle na wielkie wydarzenie. Niczym tonący marynarze, przebiegała zrozpaczonym wzrokiem dookolną pustkę, wypatrując w oddali, we mgłach horyzontu, jakiegoś białego żagla.”

Gustave Flaubert wykreował perfekcyjne portrety, stworzył drobiazgowy prowincjonalny krajobraz, który jednocześnie jest wyjątkowy i całkowicie przypadkowy, bo mógłby być krajobrazem prowincji francuskiej, niemieckiej, czy innej europejskiej okolicy sielskiej i wiejskiej. Wciąż jednak to Emma pozostaje jego najwspanialszą kreacją. Egzaltowana panienka, której uroiła się wielkość i pasja niczym z opowieści o Izoldzie, Heloizie i innych heroinach, gotowych zginąć za najwznioślejsze uczucie. Pragnie ideału, który przecież ideałem nie jest, ale ona o tym nie ma pojęcia, bo zna świat jedynie oparty na obejściu farmy ojca i klasztornych murów. Dalej jest tylko jedna uliczka, jedna droga i znowu rozległe pola. Te same sąsiedzkie, wścibskie twarze, a wśród nich jej smutna, zacięta twarz, wyrażająca całkowite zagubienie. Nie ma z czym porównywać swoich marzeń, bo nie ma żadnego doświadczenia. Nie może porównywać kochanków, bo nigdy nie miała innych. Tragedia Emmy polega na niewiedzy, której nie jest świadoma.

„Pani Bovary” Gustava Flauberta należy do tych dzieł klasyki literatury, których nie można w żaden sposób polecać, czy odradzać – to opowieść tak uniwersalna, tak ponadczasowa, że robi wrażenie na czytelnikach nawet po tych wszystkich latach. Czytana za młodu będzie opowiastką o niespełnionych miłostkach, potem, przy zetknięciu z pierwszymi pokusami dorosłości może być historią tragicznych losów niespełnionej młodej kobiety, a w końcu, z czasem, może stać się odbiciem straconych złudzeń, upadłych marzeń, które, gdy bliżej im się przyjrzeć, były od początku śmieszne i infantylne. Jest w tej historii niezwykła moc, tym intensywniejsza dla wielbicieli literatury, gdy spojrzeć na Emmę właśnie z perspektywy obsesyjnej czytelniczki. Zakochana w słowie pisanym, we własnej wyobraźni, zgubiła się w otaczającej ją rzeczywistości. Prostej, prowincjonalnej, ot, zwyczajnej, ale jednak jej przynależnej, która mogła dać jej szczęście.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Księgarnią Internetową Bonito.

PodziękowanieBONITO02

**A na VLOGU czeka na Was KONKURS z Bonnie Blue, w którym do wygrania jest nowy przekład „Pani Bovary”.

Komentarze do: “„Pani Bovary” Gustave Flaubert – recenzja

  1. Ja subiektywnie napisał(a):

    Bardzo chciałam przeczytać ją w liceum, jednakże tamten rok był na tyle szalony, że zwyczajnie nie zdążyłam. Przeczytam koniecznie i dorwę w tym pięknym wydaniu! Ach, i jeszcze obejrzę film z Ezrą Millerem i Mią Wasikowską. :))

  2. Marlow napisał(a):

    Nie żebym się czepiał, jak zwykle zresztą 🙂 ale przecież wychodzącej za mąż za Karola Emmy nikt nie oszukiwał, co najwyżej padła ofiarą własnych złudzeń.

      • Marlow napisał(a):

        W tym sensie, że padła ofiarą własnych wyobrażeń na temat małżeństwa, które wyrobiła sobie na podstawie książek, to oczywiście tak. Ale tak naprawdę, to oszukany w tym małżeństwie mógł się poczuć Karol.

  3. Fiolka K napisał(a):

    Zgadzam się w stu procentach. „Pani Bovary” to książka, którą za każdym razem smakujemy inaczej. Pamiętam, że po przeczytaniu nasunęły mi się słową: co jeśli Twoje niebo jest piekłem kogoś innego? Karol kochał żonę i miał ją za swoje niebo właśnie. A Emma w tym niebie widziała piekielny ogień. Cóż…Każdy powinien przeczytać.

  4. Kamila napisał(a):

    Niemożliwe, że jeszcze jej nie przeczytałam 🙂 Klasyka ma w moim sercu ma szczególne miejsce <3 Świetna recenzja, która jeszcze bardziej zachęca 🙂

  5. U stóp Benbulbena (Dagmara) napisał(a):

    Wspaniała powieść. Bohaterki – tak po ludzku – nie lubię. Bardzo prawdziwa, bardzo rzeczywista – autor odwzorował ten typ po mistrzowsku. Femme fatale, która spala siebie, niszcząc przy okazji wszystko wokół.
    Serce mi się ściskało przy ostatnich kartach powieści (nad losem tego biednego dziecka). Rzeczywiście jest to historia uniwersalna i jak najbardziej aktualna. W każdym razie – lektura obowiązkowa.
    Pozdrawiam!

  6. krzysztof mroczko napisał(a):

    Nie przeczę, że pani Emma to klasyka i znać trzeba. Choć muszę przyznać, że największe wrażenie wywarła na mnie w liceum, gdy stracone szanse i złudzenia zaczynały dopiero być chlebem codziennym. Późniejsze lektury jakoś raczej mi spłycały cały ten świat.
    Co do samego tekstu Engelkinga – mało kto już pamięta jak sam Flaubert wspomniał proces pisania. Pierwsze zdanie powieści poprawiał kilkadziesiąt razy, co zresztą potem odbiło się w innej francuskiej klasyce, mówiącej o pewnej epidemii w afrykańskim miasteczku 😉

Dodaj komentarz: