„#ME” Joanna Fabicka – recenzja

Bombla_Me

Alkoholizm to podstępny i drapieżny nałóg. Trudno dostrzec jego pierwsze objawy, tym bardziej, gdy osoba pijąca potrafi nad sobą panować, ukrywać częściowo skutki zapijania smutków, nocy i dni. Małe piwko tu i tam. Wieczorny drink na sen. Jeden głębszy przed stresującą sytuacją. Nie trzeba walać się we własnych wymiocinach, by być alkoholikiem. Nie trzeba mieszkać przy śmietniku, żebrząc grosze na ulicach, czy kraść. Nie trzeba wywoływać burd i rzucać się na przypadkowych przechodniów. Alkoholizm ma wiele twarzy i jest uniwersalny – potrafi ukrywać się za szerokim uśmiechem, białym kołnierzykiem i wypielęgnowanymi paznokciami tak samo jak za brudnymi szmatami i kartonem. Za mężczyzną i za kobietą. Tak samo odurza, zabiera coraz większe porcje życia, obezwładnia umysł i serce. Niszczy człowieka, niszczy rodziny, niszczy wszystko, co napotka na swojej drodze.

O bezlitosnym okrucieństwie alkoholizmu w kobiecym wydaniu, o dojrzewaniu i dorastaniu w atmosferze krzywd i przemocy, oraz o trudnych relacjach matek i córek opowiada przejmująca powieść młodzieżowa Joanny Fabickiej zatytułowana „#ME”.

Nastoletnia Sara nie ma łatwego życia – zagubiona, introwertyczka z nadwagą i kompleksami, bez przyjaciół i domem, w którym ciągle czegoś brakuje, próbuje przetrwać kolejne dni. Jest córką znanej miejscowej dziennikarki Ewy, która większość czasu poświęca albo na pracę, albo na podejrzanych przyjaciół i alkohol. Nałóg wkrada się w życie matki i córki stopniowo, by uderzyć z impetem. Ewa nie ma litości, potrafi znęcać się nad Sarą, zapomina o zakupach, czy o podstawowych potrzebach córki. A Sara stara się jak może, pomimo problemów w szkole, pomimo tego, że ciągle tęskni do życia, które nie było jej pisane. Pomimo trudnej codzienności, dziewczyna znajduje w sobie siłę, by pomagać innym, poznaje ludzi, którzy okażą jej trochę współczucia i serca, a ona sama spróbuje wziąć życie w swoje ręce.

„A ona coraz częściej sięgała po alkohol i niby nic strasznego się nie działo: nie przyprowadzała jej policja, nie robiła awantur, nie upijała się do nieprzytomności, a mimo to Sara czuła, jak dzień po dniu matka zapada się coraz głębiej i na dobre utyka w jakiejś betonowej studni, do której dociera już tylko pojedyncza nitka światła.”

U Joanny Fabickiej nie znajdziemy przejawów słodkiej romantyczności, nie pojawi się książę na białym koniu, a zły czar czarownicy nie opadnie wraz z uderzeniem magicznej różdżki i tęczowym pocałunkiem ratującym królestwo. W „#ME” nie ma nic baśniowego, tylko szara, zimna polska rzeczywistość wraz z jej wszystkimi możliwymi przejawami. Bohaterowie zmagają się z upadającym rynkiem pracy, z korupcją, z układami i układzikami, które tworzą cały skomplikowany system powiązań. Tutaj ręka myje rękę, a gest dobrego serca widziany jest jako słabość. Nie wspominając samego systemu szkolnictwa, w którym każdy jest potrzebny, tylko uczniowie jacyś tacy zbędni. Nie ma pieniędzy na przyjemności, a czasami nawet nie ma pieniędzy na to, co najpotrzebniejsze. Wszyscy od samego początku muszą twardo stąpać po ziemi, bo jakiekolwiek marzenia przebija brutalna rzeczywistość, w której tylko najsilniejsi przetrwają. Zwykła codzienność jawi się tutaj jako walka o szacunek i chociaż pozorny przejaw normalności. Jak w takim okrutnym świecie ma odnaleźć się wrażliwa i zwyczajnie dobra Sara, której nawet własna matka rzuca kłody pod nogi?

„Każde mieszkanie miało tu swoje sekrety i kłamstwa. Niejedną noc aż do rana niosły się pustymi ulicami wrzaski, płacz i lament. Można było wtedy najwyżej wstać i szczelnie zamknąć okno. W tym mieście cudze dramaty trzyma się na progu własnego domu. Ci doznający krzywd nauczyli się już, że tutaj trzeba mieć mocno zaciśnięte usta – ani jedna skarga nie może wydobyć się na światło dzienne. Miejsce wszystkich rodzinnych nieszczęść jest w tajemnej szufladzie zamykanej na klucz. Czasem tylko o tym, co rozgrywa się w zaciszu czterech ścian, świadczą zapuchnięte od płaczu lub podbite oczy.”

Właśnie ta relacja matki i córki doprawiona alkoholem jest podstawą fabularną „#ME”. Matka Sary, jak to z alkoholikami bywa, posiada podwójną twarz. Z jednej strony to piękna, atrakcyjna kobieta sukcesu, dziennikarka, która jest świetna w tym co robi i potrafi zdobyć to, czego pragnie. A z drugiej to toksyczny, nieobliczalny potwór, ubezwłasnowolniony uzależnieniem, który potrafi ranić własne dziecko głębiej i dosadniej niż ktokolwiek inny, nie tylko słowami. W domu Sary rządzi ślepy traf – czy matka akurat będzie w domu, trzeźwa i zadowolona, czy może wróci późną nocą, śmierdząca alkoholem, rzucająca przekleństwa w kierunku wszystkiego co ją otacza? Przemoc jest tu na porządku dziennym i jest to najgorsza przemoc w kobiecym wykonaniu – przepełniona okrucieństwem i złośliwością, nakierowana na największe słabości, bez szansy na ucieczkę. Sara bywa przez matkę szarpana, szykanowana, w końcu oszpecona, ale nie umie jej do końca winić, bo to matka, kobieta, która poświęciła dla swojej córki wszystko, a przynajmniej tak ma w zwyczaju wykrzykiwać w pijackim szale. Praca to główna składowa życia Ewy, alkohol to siła napędowa i można z łatwością odnieść wrażenie, że nie było tu nigdy miejsca na rodzinę, tym bardziej na dorastającą Sarę.

Okładkowy167

„#ME” Joanny Fabickiej to nietypowa powieść młodzieżowa. W odróżnieniu od najpopularniejszych tytułów gatunku nie słodzi, nie mami rzeczywistości, ale wrzuca swoich bohaterów i tym samym czytelnika w najgłębsze życiowe bagno, z którego nie sposób się wydostać. To smutna opowieść o rodzinnych tragediach, bolączkach dorastania, ale przede wszystkim o współuzależnieniu, o tym, co ukrywa się za maską pozornej zwyczajności. Joanna Fabicka próbuje rozładować napięcie i ból humorem, przejawami ciepła i chwilami tak długo wyczekiwanej miłości, ale chyba nic nie jest w stanie przebić się przez tę tkankę nadciągającej tragedii i samotności. To jedna z tych historii, które niby pozwalają wierzyć w jakieś lepsze jutro, ale jednocześnie nie okłamują, że to „lepiej” znaczy „bajkowo”.

„#ME” przypomina mi klasyczne młodzieżowe powieści sprzed lat, przywołuje na myśl twórczość Krystyny Siesickiej, gdzie dorastający czytelnik dostawał do ręki powieść wartościową, szczerze poruszającą najważniejsze problemy zwykłego życia, przemawiającą swoją prawdziwością i natężeniem realnych emocji. Nie ma tęczy, nie ma wróżek, nie ma magicznych eliksirów, ale są pytania o sens istnienia i powody, by brnąć dalej przez życie, bez względu na to, co przyniesie.

O.

NaSKróty

FABUŁA:

  • Nastoletnia Sara, introwertyczka z nadwagą i kompleksami nie ma łatwego życia. Matka Ewa, przebojowa miejscowa dziennikarka, popada w alkoholizm i zamienia ich wspólny dom w piekło. Do życia dorastającej Sary wkracza matczyna przemoc, złośliwość i bieda, ale mimo wszystko dziewczyna spróbuje wziąć życie w swoje ręce.

TEMATYKA:

  • Alkoholizm, przemoc w rodzinie, uzależnienie, współuzależnienie, relacje matki i córki, dojrzewanie, dorastanie.

DLA KOGO?

  • Dla młodych czytelników spragnionych realistycznych, wartościowych opowieści.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem YA tu czytam. <3

PodziękowanieYA

**Po więcej „#ME” Joanny Fabickiej koniecznie zajrzyjcie na vloga!

Komentarze do: “„#ME” Joanna Fabicka – recenzja

  1. Miłka Kołakowska napisał(a):

    Widać, że autorka nie koloryzuje, a raczej przedstawia szarą rzeczywistość. Tematyka nie jest łatwa, ale warto do niej sięgnąć. Może kiedyś się zdecyduję. Pozdrawiam 🙂

  2. Roksana napisał(a):

    Choć lata nastoletnie już za mną to doskonale pamiętam jakie wrażenia wywierały właśnie powieści P. Siesickiej <3. Brakuje teraz takich historii I każda "zwyczajna" <3 historia , w której młodzi mogą odnaleźć swoje problemy, elementy codzienności i nadzieję jest na wagę złota. Cieszę się, że takie histonie jeszcze powstają:-).

Dodaj komentarz: