Wojny Alchemiczne #1: „Mechaniczny” Ian Tregillis – recenzja

Bombla_Mechaniczny

Kiedy człowiek bawi się w Boga, to zazwyczaj nie kończy się to zbyt dobrze. Mimo to, mimo wieków nauk płynących z porażek, mimo stuleci wypełnionych krwią, wojną i rozpaczą, mimo to – nie możemy przestać eksperymentować. Istnienie ludzkości to taki odwieczny bunt Prometeusza, to wykradanie ognia, próba przechytrzenia tych, których przechytrzyć się nie da. To niekończący się lot Ikara, zapętlony i napiętnowany powtarzającym się upadkiem. A wszystko to wyłącznie dlatego, że pragniemy osiągnąć nieosiągalne – powołać życie, które będzie jedynie dziełem naszych rąk, pozbawione tej boskiej cząstki, a wypełnione wolą człowieka. Czasami jesteśmy niezwykle blisko, tuż tuż, czujemy, że jedna iskra powoła do życia wyczekiwany cud, ale wtedy coś znowu idzie nie po naszej myśli. Wychodzą potwory Frankensteina, zdegenerowane golemy, lub tylko, a może aż, maszyny, spoglądające szklanymi oczami jak kiedyś niewolnicy na swoich panów.

Musimy mieć się na baczności, uważać, by marzenia nie przybrały wyczekiwanej formy, bo kiedy uda nam się ukraść tę iskrę, kiedy w końcu z próbówki wylęgnie się dusza, to może nastąpić koniec świata, jaki znamy. Bo nie ma nic bardziej niebezpiecznego od wolnej woli – wtedy żadne słowa, żadne rozkazy, nic nie będzie w stanie powstrzymać nadchodzącej zmiany. O buncie maszyn, o zalążkach uśpionej duszy opowiada niezwykły pierwszy tom clockpunkowej serii Wojny Alchemiczne autorstwa Iana Tregillisa, czyli „Mechaniczny”.

Okładkowy215

Zegarmistrzowie kłamią.

Jax jest klakierem, czyli mechanicznym człowiekiem napędzanym mocą alchemii. Jest niewolnikiem, bez duszy i woli, który służy swojemu panu, swojej rodzinie, a przede wszystkim Królestwu Niderlandów.

Zegarmistrzowie kłamią.

Jaxa pętają geas, czyli narzucone przez Gildię Zegarmistrzów, jego stwórców, pęta, niewidzialne, zaprogramowane w trybikach więzi, od których nie ma prawa się uwolnić. Od których nie może się uwolnić. Czy aby na pewno?

Zegarmistrzowie kłamią.

Kiedy opadną kajdany, kiedy spiski przeciw Mosiężnemu Tronowi rozpełzną się po królestwie, kiedy dusza zawoła o wolność, wtedy okaże się, że nic nie było takie jak mówili. Takie, jak chcieli wierzyć.

„Każdy klakier słyszał o Kuźni: alchemicznym palenisku zdolnym wypalić pieczęcie i dusze, obrócić mosiądz i stal w niemyślący metal, stopić trybiki, sprężyny i łańcuchy klakiera, aż zostanie z nich pozbawiona magii breja, wystarczająco gorąca, aby rozpuścić alchemiczny czar i obnażyć mechanicznego, zanim spustoszenie poczynią termodynamika i podstawowe prawa metalurgii.

Na tyle gorąca, że Jax nie potrafił znaleźć odpowiedniej metafory.

Zdolna spopielić Wolną Wolę buntownika.”

Bunt maszyn przeciw stwórcy, a co za tym idzie bunt niewolników przeciw panom, to temat stary jak świat. Motyw przerabiany na tysiące możliwych sposobów, pod każdym możliwym kątem. Czy Ian Tregillis poruszył go w jakiś wyjątkowy sposób, odnalazł kolejne dno, nadał całości rewolucyjne sensy? Po tym względem „Mechaniczny” niczym się nie wyróżnia, jest taki sam, jak każda tego typu opowieść, która pojawiła się na rynku w ostatnich latach.  Jednak to, co nadaje mu powiewu świeżości, to clockpunkowa, sprężynowo-tykająca rzeczywistość, tak odmienna od tego, do czego przyzwyczaiła nas powszechna literatura. Mechaniczne serca klakierów napędzane siłą alchemicznych, tajemniczych mocy, zegarmistrzowski mechanizm i technologia, która opanowała cały ten alternatywny świat. Tutaj człowiek jest istotą wyższego rzędu, ale dopracowana do perfekcji technika jest mu nieodłącznym sprzymierzeńcem, a przynajmniej takie ma sprawiać wrażenie. To jest właśnie dusza samej powieści Tregillisa, to jest to, co sprawia, że czytelnik pragnie sięgnąć po więcej, mimo znajomych, fabularnych motywów.

„Mechaniczny” zdaje się być lekturą raczej dla znawców tematu, czytelników, którym nieobce są treści cyberpunkowe, steampunkowe i wszystkie podobne odmiany gatunku science-fiction. O ile tematyka buntu, wolnej woli, czy wojny religijno-światopoglądowej jest w zasadzie uniwersalna, to jednak nakręcany, tykający świat stworzony przez Iana Tregillisa niełatwy do przyswojenia, jeśli nigdy nie mieliśmy z clockpunkiem do czynienia. Sporo tu technicznych elementów wyciągniętych żywcem z pracowni Leonarda da Vinci, sporo zwrotów gatunkowych, opisów, które działają na wyrafinowaną wyobraźnię odbiorcy docelowego. To dzięki temu „Mechaniczny” jest właśnie tym czym jest – to jest sedno, jego podstawa i szansa, by zachwycić czytelników spragnionych dopracowanych opowieści skonstruowanych z zegarmistrzowską precyzją.

O.

NaSKróty

FABUŁA:

  • Jax jest klakierem, czyli mechanicznym człowiekiem napędzanym mocą alchemii. Jest niewolnikiem, bez duszy i woli, który służy swojemu panu, swojej rodzinie, a przede wszystkim Królestwu Niderlandów. Jednak Jax szuka wolności i wyzwolenia, a coś w jego nakręcanym sercu pozwala mu wierzyć, że bunt jest możliwy.

TEMATYKA:

  • Clockpunk, sience fiction, alchemia, klakierzy, bunt maszyn, panowie i niewolnicy, wolna wola, istnienie duszy.

DLA KOGO?

  • Dla znawców tematu, dla clockpunkowych maniaków, dla wszystkich zaintrygowanych alternatywnym sprężynowo-tykającym światem.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non. <3

PaseczekSQN

**Zapraszam na filmik i… ROZDANIE! <3 

Komentarze do: “Wojny Alchemiczne #1: „Mechaniczny” Ian Tregillis – recenzja

Dodaj komentarz: