„Droga do domu” Yaa Gyasi – recenzja

Bombla_DrogaDoDomu

Już od dawna literatura afrykańska nie była tak silnie promowana, tak intensywnie obecna na listach światowych bestsellerów, jak w ostatnich miesiącach. Powoli podbija rynek wydawniczy, nadrabiając całe lata milczenia i nieobecności. Czy ta nieobecność była wynikiem świadomego tłumienia głosów przez dominującą większość, czy zwyczajnej obojętności na to, co nieznane i obce nie ma już znaczenia – Afryka to trend, to kierunek, w którym dzisiaj zmierzają ci, którzy szukają odpowiedzi na sytuację społeczno-polityczną współczesnej nam rzeczywistości. Ci, którzy podejmują próby zrozumienia historycznych konsekwencji błędów kolonizatorów, wydarzeń niby odległych w czasie i miejscu, a jednocześnie tak bliskich dzisiejszemu obrazowi świata.

W ten trend idealnie wpisuje się głośna, promowana na całym świecie debiutancka powieść ghanijskiej pisarki mieszkającej w Stanach Zjednoczonych, czyli „Droga do domu” autorstwa Yaa Gyasi. Ten debiut w żadnym wypadku nie był przypadkowy, a machina promocyjna nakierowana na tę historię szczególnie zintensyfikowana. I nie ma się co dziwić – to opowieść na teraz i dziś, mająca szansę zrobić jedynie jednorazowe wrażenie, bo niedługo wszyscy o niej zapomnimy, tak jak przeminą nagłówki w gazetach.

Okładkowy223

Dwie siostry z jednego plemienia zostają rozdzielone w dramatycznych okolicznościach. Już nigdy się nie poznają, nigdy nie spotkają, ale ich dzieje naznaczą kolejne pokolenia ich rodu. Jedna wybierze życie pośród kolonizatorów, druga zostanie porwana i sprzedana do niewoli. Jedna przeżyje spokojne lata w rodzinnym kraju, będzie szanowaną osobistością w swojej społeczności, gdy druga przeżyje piekło plantacji amerykańskiego Południa. Dwie rodziny, wielu bohaterów, których losy przeplatają się ze sobą, historia od XVIII wieku aż do dziś.

O skutkach niewolnictwa powstało już wiele naprawdę wyjątkowych powieści, w tym te, które doskonale przybliżają tematykę praw Jima Crowa, koszmaru plantacji amerykańskiego Południa, czy ruchów abolicyjnych. To historie, o których nie można zapomnieć, które wgryzają się w podświadomość czytelnika i nie pozwalają pozostać obojętnym. Doskonałym przykładem są tutaj należąca do kanonu literatury światowej „Umiłowana” Toni Morrison (recenzja TUTAJ), czy kultowe już i przełomowe „Chata Wuja Toma” Harriet Beecher Stowe oraz „Zniewolony” Solomona Northupa, czy podobnie oparte na faktach „Czarne Skrzydła” Sue Monk Kidd (recenzja TUTAJ). Są szczere w przekazie, przejmujące, pokazują ciemną stronę rzeczywistości i udowadniają to, co tak naiwnie próbuje powtórzyć za nimi Yaa Gyasi, a o czym nikt nigdy nie zapomniał – niewolnictwo było i jest jednym z największych błędów ludzkości. Odbiera tożsamość, tłumi głos, łamie drugiego człowieka. Bez względu na jego kolor skóry.

W „Drodze do domu” po raz kolejny mamy do czynienia z sagą rodzin wykorzenionych, wyrwanych z własnej ziemi, sprzedanych, zagubionych, pozbawionych dosłownie wszystkiego, co pozwala człowiekowi zachować godność. Niestety Yaa Gyasi uprościła swój przekaz do granic możliwości – rozłożyła w czasie, oddała strony kilkunastu pokoleniom, sprawiając, że po pierwszych rozdziałach zaczął liczyć się jedynie kontekst oraz ładunek emocjonalny, a emocje nie wystarczą przy tak ogromnym ciężarze spoczywającym na barkach samej opowieści. Yaa Gyasi miota się i krzyczy, pozwalając ulatywać słowom, poruszając wszystkie tematy naraz, jednocześnie wytykając wszystkie możliwe błędy. Błędy, których nikt nigdy nie zapomniał się wstydzić, a które stygmatyzują kolejne pokolenia.

Jednocześnie fenomen debiutanckiej „Drogi do domu” nie powinien nikogo dziwić. Ta powieść to kolejny znak naszych czasów –  jest szybka, intensywna w emocje, bo emocje nic nie kosztują, a najlepiej działają na rzesze odbiorców i ułatwiają promocyjne hasła. Na dokładkę jest zawieszona w konkretnej narracyjnej czasoprzestrzeni, by wreszcie odpowiadać na zmiany społeczno-obyczajowe i idealnie wpasować się w kontekst polityczny panujący obecnie w Stanach Zjednoczonych przed kolejnymi wyborami. To wszystko sprawia, że dla jednych powieść Yaa Gyasi będzie literackim objawieniem, a dla innych kolejną lekturą, która próbuje odpowiedzieć na ważne pytania, ale robi to w taki sposób, że niewiele nowego z tego wynika. Polecam wobec „Drogi do domu” zachować umiarkowany entuzjazm – przeczytać z ciekawości, jako wstęp do zgłębienia tematu niewolnictwa, by potem sięgnąć po naprawdę wartościowe lektury.

O.

NaSKróty

FABUŁA:

  • Dwie siostry z jednego plemienia zostają rozdzielone w dramatycznych okolicznościach. Już nigdy się nie poznają, nigdy nie spotkają, ale ich dzieje naznaczą kolejne pokolenia ich rodu. Dwie rodziny, wielu bohaterów, których losy przeplatają się ze sobą, historia od XVIII wieku aż do dziś.

TEMATYKA:

  • Niewolnictwo, handel ludźmi, plantacje, Afryka, kolonializm, skutki kolonializmu.

DLA KOGO?

  • Dla ciekawskich, zainteresowanych tematyką, zorientowanych w historii niewolnictwa.

*Recenzja powstała we współpracy z Księgarnią Internetową WOBLINK. <3

PodziękowanieWoblink

**Zapraszam na filmik! 🙂

Komentarze do: “„Droga do domu” Yaa Gyasi – recenzja

  1. Kinga napisał(a):

    Bardzo Ci dziękuję za tę recenzję. Wiele słyszałam o tej książce i nie wiedziałam, czy warto umieszczać ją na liście, do przeczytania w tym roku. Jak widzę, nie muszę się śpieszyć:)

  2. Lolanta napisał(a):

    Dobrze poznać inne zdanie po tylu zachwytach. Czasem nawet może bardziej zachęcić do przeczytania niż Ochy i Achy 😉 A temat rzeczywiście już trochę wymęczony ostatnio.

    • Bombeletta napisał(a):

      Zawiodłam się bardzo, bo widać, że cel tej powieści jest zupełnie inny niż można się spodziewać po tematyce.
      Ale za to „Umiłowana” jest CUDOWNA!

  3. Agata napisał(a):

    Umiłowana ♥ Świetna choć niełatwa powieść. Twoja recenzja nieco ostudziła mój zapał. Spodziewałam się „wow” na miarę Morrison…

  4. Ewa Ryszawa napisał(a):

    Nie czytałam, nie wiem, czy sięgnę, ale stwierdzenie, że o niewolnictwie nikt nie zapomniał, jest lekko „na wyrost”. Więcej, mam wrażenie, że wciąż „zamiatamy ten problem pod dywan”. Pozdrawiam.

    • Bombeletta napisał(a):

      Właśnie nie sądzę, żeby tak było – temat jest mocno amerykański, mocno związany z polityką Stanów Zjednoczonych, a tam nikt o tym nie zapomniał, tym bardziej władza, ani po stroni demokratów, ani republikanów. Byli koloniści również o tym nie zapomnieli – mogą uważać ten temat za niewygodny, ale w żadnym wypadku zapomniany.
      O niewolnictwie i kolonializmie powstaje mnóstwo nowych książek, ta akurat powstała w zupełnie innym celu, niż te, które uważam za wartościowe.
      Pozdrowienia. 🙂

Dodaj komentarz: