Bezsenne środy: „SERCE OSKARŻYCIELEM” Edgar Allan Poe – recenzja

Bombla_SerceOskarżycielem

Bez wątpienia — jestem zbyt nerwowy, strasznie nerwowy, zawszem był taki…

Nerwy, fobie i obsesje to sprawa jak najbardziej osobista, prywatna, głęboko cielesna, a tak naprawdę psychiczna. Niekoniecznie dla oczu postronnych, przypadkowych ludzi, tych, co z łatwością oceniają, co potrafią przypiąć łatkę dziwaka, albo nie daj Boże szaleńca. Bo z szaleństwem to już nie ma żartów. To choroba, a choroby, wiadomo powszechnie, trzeba leczyć, żeby nie pogrążyć się w odmętach obłędu. Tak lepiej dla samego poszkodowanego, jak i dla otoczenia. Przecież nigdy nie wiadomo, kiedy wewnętrzny nadwrażliwiec uruchomi swoje zmysły, zbudzi się z chwilowej drzemki i zaatakuje znienacka. Wtedy wszystko może zostać wrogiem – dziecko sąsiadów, młoda kobieta śląca przypadkowy uśmiech,  albo… zasnute bielmem oko starszego człowieka.

Ilekroć to oko zwracało się ku mnie, tylekroć krew we mnie stygła, i oto — z wolna — stopniowo — uknuła mi się w głowie zachcianka odebrania starcowi życia, aby w ten sposób raz na zawsze uwolnić się od jego oka.

Szalony głos i tętno, dudniące serce oraz oko tworzą podstawę fabularną pod jedno z najważniejszych opowiadań mistrza grozy Edgara Allana Poe, czyli pod „Serce oskrażycielem” z 1843 roku.

Rozwarte było, na oścież rozwarte i wpadłem we wściekłość w tej samej chwili, gdy je ujrzałem.

Ach, to oko! Oko, które kusi, mami, straszy, a nawet podnieca! Od zawsze było elementem literackiej obsesji (George Bataille powraca!), bo w końcu w oczach ludzkich zaklęta jest dusza, iskra życia, a samemu spojrzeniu mogą towarzyszyć tak fascynacje, jak chorobliwe lęki. Odebrać wzrok, to jak zabrać istotę człowieka, jego okno na świat, trochę tak, jakby pozbawić kogoś samego życia. Nic dziwnego, że mania narratora opowiadania skupia się właśnie na tym oku. Oku, które przeszywa go na wskroś, rozumie jego istotę, chociaż on sam nie pojmuje nic i udaje, że do szaleństwa mu naprawdę daleko. Oko, które łypiąc skazuje go na klęskę, przewidując nadchodzący kres.

A potem przystosowałem deski do dawnego miejsca tak zręcznie, tak chwacko, że żadne oko ludzkie — nawet jego oko — nie mogłoby dojrzeć nic podejrzanego.

„Serce oskarżycielem” stanowi klasyczną bazę do poznania najistotniejszych literackich tropów, które powracają w twórczości Edgara Allana Poe. Dezorientacja, paranoja, nadwrażliwość na bodźce, szczególnie dźwiękowe i wizualne, które potrafią nawiedzać bohaterów także po śmierci. Szaleńcze zapędy, połączone z miotaniem się pomiędzy miłością i nienawiścią, to nieodłączny element tej mrocznej prozy. W tych tekstach wszystko jest bardziej, mocniej, intensywniej, każda emocja terroryzuje, osacza, nadaje kierunku w jakim zmierza fabuła. Bohaterowie wydają się być wycieńczeni samymi sobą, tak jakby coś drenowało z nich całą energię, a zostawia w nich jedynie tyle sił, by dokonać ostatecznego aktu samozniszczenia.

Harry-Clarke

Harry Clarke „Tell-Tale Heart”

Stykając się z prozą Edgara Allana Poe wiemy, że obcujemy z czymś nieśmiertelnym. Z czymś bolesnym i namacalnym, nieznośnie prawdziwym w swojej brutalności.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo zerkam w ciemność, łypię do wnętrza mojego serca.

O.

*Opowiadanie ”Serce oskarżycielem” możecie przeczytać całkowicie za darmo, po polsku, w boskim przekładzie Bolesława Leśmiana (najlepsze!) na stronie Wolne Lektury – TUTAJ.

Komentarze do: “Bezsenne środy: „SERCE OSKARŻYCIELEM” Edgar Allan Poe – recenzja

  1. Charlotte Cz. napisał(a):

    Opowiadania Poego to już kanon literatury. Mroczny klimat towarzyszący jego opowiadaniom jest niepowtarzalny. Będąc na studiach licencjackich miałam przyjemność pisać pracę na podstawie trzech jego nowel „Ligeja”, „Zagłada domu Usherów” i „Berenice”. Dwa ostatnie według mnie są naprawdę kapitalne.

    Miło było sobie o nim przypomnieć dzięki Twojej recenzji i przeczytać kolejne jego opowiadanie. 🙂

  2. secrus16 napisał(a):

    Coś jest w tym opowiadaniu, że jako jedno z niewielu Poego po pierwszej lekturze naprawdę mocno zapadło mi w pamięć Może to jego krótkość, ale bardziej stawiałbym na ogromnie charakterystyczne motywy, które pozostają przed oczami. To oko, ta namacalna ciemność, ten tętent (onomatopeja zamierzona!) obrazowych emocji przy przesłuchaniu… ach, uwielbiam! 😉

Dodaj komentarz: