„Nie ma jej” Joy Fielding – recenzja

To miały być piękne, rodzinne wakacje. Majowe słońce Portugalii, kurort nadmorski Praia da Luz, cała rodzina w komplecie i grupa najbliższych znajomych z towarzyszącymi im dziećmi. Młode małżeństwo, para dwuletnich bliźniaków i trzyletnia dziewczynka, która przeszła do historii kryminologii. Tego wieczoru maluchy zostały same w łóżkach, a rodzice stołowali się w hotelowej restauracji zaledwie pięćdziesiąt metrów od apartamentu, czuwając co rusz nad ich spokojnym snem. Szczelnie zamknięte drzwi, rodzice tuż tuż, a mimo to, ich córka zniknęła. Otwarte okno, krzyk, policja. Reszta jest już historią. Poszukiwania, oskarżenia i brak jakichkolwiek odpowiedzi.

Ta opowieść wydarzyła się naprawdę. Dwa dni temu, 3 maja 2017, minęło dziesięć lat odkąd słuch o tamtej dziewczynce zaginął. Teraz jej duch powraca, inspirując kanadyjską pisarkę Joy Fielding do napisania przejmującego thrillera Nie ma jej i szukania odpowiedzi na dręczące pytanie co stało się z dzieckiem?

Historia jakby się powtarza. Caroline i Hunter Shipley spędzają wyczekiwaną rocznicę ślubu u boku dwóch córek, rodziny i przyjaciół w meksykańskim kurorcie Baja. W ostatni wieczór wypadu, dziewczynki pięcioletnia Michelle i dwuletnia Samantha w wyniku dziwnych zbiegów okoliczności zostają same w pokoju, a ich rodzice spędzają kolację w hotelowej restauracji tuż pod ich pokojem. Na zmianę, co pół godziny, Caroline i Hunter sprawdzają czy u córek wszystko w porządku. Kiedy wracają do pokoju okazuje się, że łóżeczko Samanthy stoi puste, a po dziecku nie został żaden ślad. Piętnaście lat później, po latach udręki i cierpienia, Caroline odbiera dziwny telefon, a głos w słuchawce oznajmia: Chyba jestem pani córką. Powracają demony przeszłości.

Joy Fielding wykorzystała jedno z najgłośniejszych zaginięć dzieci we współczesnej historii i dała mu rozwiązanie, na które zasługuje od lat. Autorka z wyczuciem stawia pytania, proponuje hipotezy, daje możliwe odpowiedzi. Niby to jedynie wyobraźnia, a jednak czytelnikowi zależy, by ta sprawa naprawdę kiedyś spotkała taki finał. W Nie ma jej rysuje się tragiczna kontynuacja dziejów rodziny, która musi żyć, musi iść naprzód mimo okrutnego piętna opinii publicznej, mimo nagonki mediów, mimo tego, że każdego roku odgrzebują wszystko od nowa i nie pozwalają zapomnieć. Fabuła snuje przypuszczenia względem kolejnych członków rodziny, rozrysowuje szeroki obraz sytuacji i tak jak w prawdziwym życiu na światło dzienne wychodzą sprawy, które na zawsze powinny były zostać w cieniu prywatności.

Nie ma jej to pełna ludzkiej rozpaczy i rodzinnego dramatu opowieść, która w pewien sposób wydarzyła się naprawdę i nadal trwa. W trakcie lektury czytelnikowi towarzyszy poczucie nieznośnego niemal napięcia, które prowadzi coraz dalej i dalej gdzieś na granice rzeczywistości i fikcji. To ciekawy zabieg, bo dzięki powieści Joy Fielding można uzyskać swoiste katharsis, otrzymać tak długo już wyczekiwane rozwiązanie sprawy, która z systematycznością godną zegarmistrza powraca na okładki tabloidów każdego roku, w dzień zaginięcia dziewczynki. W tym roku mija dziesięć lat. Dziesięć lat śladów, które prowadzą donikąd, dziesięć lat domysłów, fałszywych tropów. Dziesięć lat cudzych łez, niepojętego cierpienia, smutku, który nie znajduje ukojenia. A przecież trzeba żyć dalej, z ulatniającą się nadzieją w sercu.

Przy lekturze warto pamiętać, że te dreszcze przerażenia towarzyszyły kiedyś, komuś, przed laty i do dzisiaj nigdy nie rozwiązano tej sprawy.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Świat Książki.

**Co wydarzyło się naprawdę? Sprawa Madeleine McCann: TUTAJ

Komentarze do: “„Nie ma jej” Joy Fielding – recenzja

  1. Rina napisał(a):

    No nie! Nie recenzuj tylu świetnych thrillerów, bo mój portfel tego nie wytrzyma. 😉 Za każdym razem, jak czytam opinię, to czuję, że muszę mieć daną książkę i w efekcie rujnuję swoje konto. xD

    A tak serio, to oczywiście sięgnę po ten tytuł. 🙂

Dodaj komentarz: