Przygodowy piątek: „Instytut szyfrów” Bobbie Peers – recenzja

Szyfry, łamigłówki, zagadki! Tajemnicze kody, nieznane języki, symbole, które czekają na odczytanie! Ach! Móc niczym Indiana Jones wyruszyć w nieznane! Niczym Bibliotekarz porwać się przygodzie! Jak Robert Langdon stanąć twarzą w twarz z niebezpieczeństwem i stawić czoła globalnym spiskom! Powieść przygodowa udostępnia te niedostępne dla rzeczywistych śmiertelników światy, pobudza wyobraźnię i otwiera tysiące drzwi do fantastycznych fabuł. A ile tajemnic czeka wciąż na odkrycie! Ile dopiero ujrzy światło dzienne! Ahoj, przygodo!

Bobbie Peers zabiera młodszych czytelników w fascynującą podróż pełną rodzinnych sekretów, mrożących krew w żyłach spisków i rozgrzewającej serducho akcji w pierwszym tomie bestsellerowej serii o Williamie Wentonie, która zdobyła w Norwegii prestiżowy tytuł Książki Roku. Czas odwiedzić „Instytut szyfrów”!

Po tajemniczym wypadku rodzina Williama Wentona ucieka z Londynu i musi ukrywać się pod nie swoim nazwiskiem, w obcym dla nich kraju. Mieszkają w wielkim domu po dziadku, który zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach osiem lat wcześniej, i unikają tematu przeszłości jak ognia. Jak by tego było mało, William jest wyjątkowym chłopcem, który ma niezwykły dar i prawdziwego bzika na punkcie kodów i łamigłówek. Kiedy w ręce wpadnie mu jeden z najbardziej wyrafinowanych mechanizmów szyfrujących na świecie, podejmie się wyzwania, nie spodziewając się, że to dopiero początek jego przygody, a po drodze odkryje prawdę o swojej rodzinie.

Nie przez przypadek „Instytut szyfrów” porównuje się często do „Kodu Leonarda Da Vinci” Dana Browna, tylko w wersji dla dzieci, bo podobnie jak ta kultowa już współczesna sensacja wypełniony jest po brzegi fascynującymi wskazówkami, tajemnicami z przeszłości, które czekają na odkrycie, a wszystko to pełne szyfrów i kodów, nie wspominając o niebezpieczeństwach, które czyhają na bohaterów. Akcja pędzi na łeb na szyję, a wszystko to napisane tak, żeby młodsi czytelnicy od razu mogą poczuć się zaintrygowani i bezdennie wciągnięci w fabułę uproszczone technologie, równie uproszczeni bohaterowie, bez niepotrzebnych ozdobników, bez głębi, która gmatwałaby obraz całości. Przygody Williama Olsena Wentona to taki „Skarb narodów” dla młodziaków, akcja-reakcja, czysta przyjemność lektury i pyszna zabawa.

Bobbie Peers postawił na fascynującą, niemal filmową historię (adaptacja filmowa już w produkcji!), z prawdziwym rozmachem, która stanowi nie lada ucztę dla wyobraźni. Naiwna? Może miejscami. Ekranizacyjnie uproszczona? Może też. Skupiona przede wszystkim na akcji? Przecież o to chodzi! Ale jest w niej tyle pasji, że zanim się obejrzymy już jest po lekturze. „Instytut szyfrów” przypomina kino familijne i rodzinne seanse niedzielne gwarantuje wypieki na policzkach i poczciwą, porządną przygodę, w której tradycja gatunku łączy się ze współczesnością.

AHOJ PRZYGODO dla: geniuszu młodego Williama, dla tajemnic przeszłości, technologicznych nowinek i dla tytułowego Instytutu Szyfrów.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem ZNAK Emotikon. <3

**Zapraszam na filmik i na rozdanie!

Komentarz do: “Przygodowy piątek: „Instytut szyfrów” Bobbie Peers – recenzja

Dodaj komentarz: