„Swing Time” Zadie Smith – recenzja

Zaczyna się jak każde zwykłe spotkanie. Nieśmiały uśmiech, ciekawski wzrok, baczna obserwacja. Na razie nic nie zwiastuje tego, co ma dopiero nadejść, ale to już się zbliża. Czuć zmianę w powietrzu. Następnym razem wzrok zawiesza się na dłużej, kilka niewinnych słów zbliża coraz bardziej. Wkrótce uśmiechy zamieniają się w chichot, słowa wpadają do ust w tej samej chwili, chcemy być sobą i tą drugą też, żeby nie stracić nawet drobinki. Tak rodzi się pierwsza prawdziwa, ta wielka przyjaźń. Być może nie przetrwa ona próby dorosłości, ale na zawsze wyryje się w pamięci i w sercu. Nie będzie można już o niej zapomnieć.

O przyjaźni, o dorastaniu i kształtowaniu się wspólnych marzeń opowiada najnowsza powieść brytyjskiej pisarki Zadie Smith w klasycznej konwencji bildungsroman roztańczona, rozbujana Swing Time.

Londyńskie osiedle w biedniejszej dzielnicy, lata 80. Dwie dziewczynki łączy wspólna pasja. Dwie dziewczynki łączy wyjątkowy odcień skóry. Dwie dziewczynki łączą wspólne marzenia. Tracy i ta, która opowiada, wspomina najwcześniejsze wspólne chwile na zajęciach tańca, rywalizację i dążenie do wyznaczonych celów. W konfrontacji z dojrzewaniem i dorosłością szukały swojego rytmu, walczyły o lepsze wersje samych siebie, byle do przodu, ponad szary, niepasujący do nich świat. Minęły lata i dziewczynki poszły w innych kierunkach, realizowały się każda na swój sposób, ale nigdy o sobie nie zapomniały.

Swing Time to piąta już powieść Zadie Smith i nie będzie przesadą napisać, że to najlepsza opowieść, jaka wyszła do tej pory spod jej pióra. Ta brytyjska pisarka wzięła na warsztat swoje ulubione motywy i obróciła je na nowo, wyciągając więcej, wyciskając bardziej, tak, że całość nabrała nowych intensywnych barw oraz specyficznego charakteru, tak dominującego w prozie Smith. Do rąk czytelnika trafia historia dorastania i kształtowania się jednostek. Cele bohaterek były podobne, czasami wspólne, ale przeszłość, pochodzenie, wszystkie popełnione po drodze błędy i podjęte wybory sprawiły, że dwie podobne dziewczynki wyrosły na dwie zupełnie różne kobiety, połączone niezmiennym pragnieniem ulepszania siebie. To opowieść o byciu w ciągłym ruchu, o poprawianiu postawy, szukaniu rytmu, dążeniu do wirtuozerii w tańcu jakim jest życie.

Po raz kolejny Zadie Smith udało się ująć serce czytelnika, poruszając najistotniejsze tematy w delikatny, niemal magiczny sposób. W końcu Swing Time to także, a może przede wszystkim, opowieść o kobiecości, o rasowości, o społecznych postawach i układach, od których nie da się uciec, a przynajmniej nie do końca. To spójny, wielogłosowy obraz życia, którego migotania, dygotu, drżenia nie da się uchwycić, które wibruje, ciągle się zmienia, ulepsza, lub nadweręża, niczym ciało w odwiecznym ruchu. To portret zagubionych, którzy wiecznie szukają ścieżki i dają z siebie wszystko, by osiągnąć spełnienie. A całość rozgrywa się niczym na tym metaforycznym parkiecie, w niekończącym się tańcu boskiej Ginger Rogers i Freda Astairea byle nadążyć, byle nie skusić, byle sunąć wspólnie w rytmie nieśmiertelnego swingu i nigdy się nie zatrzymać.

O.

*Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem ZNAK. <3

**Zapraszam na filmik!

Komentarze do: “„Swing Time” Zadie Smith – recenzja

  1. Bałwochwalica Jedna napisał(a):

    Ochoczo zasiadłam do lektury tej powieści. Wciągnęła mnie zadziwiająco szybko. I dosłownie nie mogłam się od niej oderwać. Jednak gdy dobrnęłam do 1/3 książki poczułam zmęczenie. Znudziła mnie, chciałam więcej. Leży więc od dwóch dni, woła, ale ja jakoś niewzruszona pozostaję. Wykreowany świat rozczarował!

Dodaj komentarz: