„Anatomia skandalu” Sarah Vaughan – recenzja

Przeszłość potrafi zaczaić się i zaatakować znienacka. Wyczekać swoje w cieniu pozornego zapomnienia, przykryć się warstwami podświadomości, czekając na najlepszy moment. W tym czasie dojrzewa, pęcznieje, jak larwa karmi się pojedynczymi wspomnieniami, pogrzebanymi dawno emocjami, by wreszcie wypełznąć w całej swojej nowej okazałości. Monstrualna, przerażająca przeszłość, od której nie da się tak łatwo uwolnić, nie da się zagonić do kąta wykończonego strachem i żalem umysłu. Wystarczy jeden impuls. Jeden moment zapomnienia, by poruszyć machinę. Nie pozostaje nic innego jak stawić jej czoła przeszłości, która przyszła po swoje.

W Anatomii skandalu Sary Vaughan przeszłość dogania tych, którzy rozgościli się na najwyższych szczeblach władzy, by zrujnować ich idealne życie i roznieść pozory szczęścia w pył.

Kate Woodcroft jest jednym z najlepszych prokuratorów w Wielkiej Brytanii, ale nawet jej zdarza się przegrać sprawę. Na otarcie łez godzi się przyjąć kolejne zlecenie oskarżenie o gwałt, którego dopuścić miał się rzekomo na swojej asystentce jeden z ministrów w rządzie, James Whitehouse. Według Jamesa, to był tylko zwykły biurowy romans, który poszedł o krok za daleko. Teraz na szali stoi nie tylko jego kariera, nie tylko przyszłość tak pieczołowicie pielęgnowanego małżeństwa, ale także pozycja samego premiera, z którym Jamesa wiąże przyjaźń sięgająca jeszcze wielu lat wstecz Zaczyna się rozgrywka o najwyższą stawkę.

Dobry dramat sądowy to nie tylko bulwersująca zbrodnia, nie tylko sam proces, ale przede wszystkim to, co toczy się wokół całej sprawy. Skandal, który godni skandal, plotka, która goni plotkę i całe naręcza poukrywanych dotąd brudów, która trzeba publicznie wyprać. I tak może się okazać, że idealny mąż nie do końca był wierny swojej żonie, żona natomiast od początku zgrywała jedynie niewiniątko, a potencjalna ofiara ma też swoje za uszami i być może tylko być może wcale ofiarą nie jest. Sarah Vaughan zadbała, by nic nie było jasne od początku, a wszelkie domysły przychodziły z czasem. Natomiast prawda w tym przypadku wcale nie jest wyzwalająca to przeszłość, od której uciekali wszyscy.

W Anatomii skandalu miłośnicy gatunku jakim jest dramat sądowy odnajdą wszystko to, co najważniejsze połączenie kryminału i powieści obyczajowej, splecione ze sobą w idealnej harmonii, która sprawia, że od lektury nie sposób się oderwać. To fascynujący, niemniej bolesny obraz wyższych sfer, niezrozumiałych zwykłemu śmiertelnikowi konwenansów i ambicji, która potrafi doprowadzić do największych tragedii. Wisienką na torcie jest natomiast w powieści brytyjski wymiar sprawiedliwości ze swoimi kostiumami jak z dawnej epoki i umiłowaniem do tradycji, który tak różni się od tego, do czego przyzwyczaiła nas popkultura. Powieść Sary Vaughan to ten rodzaj fabuły, który śledzi się z wypiekami na twarzy, jak soczystą plotkę, jak prawdziwy news z pierwszych stron gazet.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Burda Książki. <3

**Zapraszam na filmik i TOP 3 powieści sądowe!

Komentarze do: “„Anatomia skandalu” Sarah Vaughan – recenzja

  1. BETTY THE YETI napisał(a):

    Ja się zawsze skupiam na okładkach i ta jakoś nie przypadła mi do gustu. Jest trochę za prosta, magazynowa, typografia też nie zachęca. Ale widzisz, pewnie dlatego mówi się, żeby nie oceniać książki po okładce, bo twoja recenzja i opis książki już mnie zachęciły. Może po nią sięgnę. 🙂

  2. Obserwator sztuki napisał(a):

    Nie wiem czy istnieją bardziej brytyjskie (klasycznie brytyjskie) nazwiska niż „Woodcroft” i „Whitehouse”. 😀 A sama książka brzmi ciekawie. 🙂

Dodaj komentarz: