„Błoto” Hillary Jordan – recenzja

Błoto Hillary Jordan to bolesna opowieść o sile przetrwania w Delcie Missisipi lat czterdziestych oraz kolejna próba skonfrontowania się z brutalną przeszłością Stanów Zjednoczonych.

Delta Missisipi. Bawełniane pola, parująca wilgoć, niekończący się rechot żab. Miejsce, w którym nigdy nie było miejsca na litość. Z przeszłością tragiczną i wciąż wstydliwą dla wielu Amerykanów, w której zawarły się lata prześladowań, linczów i rasowych potyczek. Do dzisiaj uznawane za jeden z najbardziej rasistowskich stanów w USA, pomimo upływającego czasu. To tutaj przez lata działał i do dzisiaj pozostaje istotnym elementem przeszłości niechlubny Ku Klux Klan. Ale to także tutaj tworzyli William Faulkner i Tennessee Williams. Stąd też pochodzi królowa amerykańskiej popkultury Oprah Winfrey. Missisipi ma wiele twarzy, słonecznych i burzliwych chwil, momentów chwały i upadku, a teraz Hillary Jordan dodała cegiełkę do literackiej wizji tego amerykańskiego stanu.

Gdy myślę o farmie, widzę błoto. Żałoba za paznokciami męża, strupy zaschniętej ziemi oblepiające kolana i włosy dzieci. Błoto pochłaniające moje stopy niczym niemowlę łapczywie ssące pierś matki, znaczące śladami butów drewnianą podłogę domu. Było nie do pokonania. Pokrywało wszystko. Moje sny miały brązowy kolor.

Rok 1946. Henry i Laura McAllan zostają zmuszeni, by wraz z starzejącym się ojcem i dwoma córkami przenieść się z miasta na farmę w delcie Missisipi. On z pomocą rodziny Jacksonów, czarnoskórych dzierżawców, prowadzi plantację bawełny, a ona zajmuje się rozpadającym domem bez okien, bez bieżącej wody, bez kanalizacji i bez prądu. On w farmie widzi szansę na lepszą przyszłość, a ona jedynie brud i wszechobecne, wszędobylskie błoto. Kiedy z wojennego frontu powracają do domu brat Henryego Jamie i najstarszy syn Jacksonów, Ronsel, ich wspólne trudne doświadczenia szybko zostają skonfrontowane z rzeczywistością Południa. Jamie i Ronsel zaprzyjaźniają się na przekór wszystkiemu, ale ta przyjaźń wystawi wkrótce na próbę obie rodziny.

Nie ma to jak w domu. Czarnuch, smoluch, murzaj, bambus. Pojechałem walczyć za swój kraj i wróciłem, żeby się dowiedzieć, że nic się nie zmieniło. Czarni ludzie dalej jeżdżą na końcu autobusu, wchodzą tylnymi drzwiami, zbierają bawełnę białych i proszą ich o wybaczenie. Nieważne, że odpowiedzieliśmy na ich wezwanie i walczyliśmy na ich wojnie, dla nich zawsze będziemy czarnuchami. A czarni żołnierze, którzy polegli, będą po prostu martwymi czarnuchami.

McAllenowie i Jacksonowie, typowi mieszkańcy delty Missisipi tamtych lat. Uwięzieni w błocie, w stereotypach, w prymitywnej krainie, z której szponów nie ma ucieczki. Hillary Jackson wykorzystała swoich bohaterów, by symbolicznie ukazać konfrontujące się ze sobą strony. Papa, najstarszy w rodzinie McAllenów, to stare Południe i wszystko to, z czym popularnie bywa kojarzone segregacja rasowa, Ku Klux Klan, niewolnictwo, zacofana mentalność, której nie sposób już zmienić. Henry to stracone pokolenie walczących na froncie Wielkiej Wojny, tych, którym udało się cudem przetrwać, a teraz pogodzone z losem, zadowolone jest z możliwości, jakie daje mu życie w rodzinnych stronach. Laura i Florence to kobieca siła i poświęcenie, to upór i twardość wypracowana z czasem, to miłość macierzyńska i małżeńska gotowa na wszystko. Natomiast Jamie i Ronsel to już nowe pokolenie walczących za ideały weteranów, które wróciło z wojny zawiedzione, bo zmiany, o które tak dzielnie walczyli nigdy nie nadeszły.

Będę przeżywał wspaniałe przygody, będę dokonywał odważnych czynów, bronił ojczyzny i to będzie cudowne. Sam stanę się niczym bóg.

„Błoto” Hillary Jordan, przeł. Adriana Sokołowska-Ostapko

Błoto to życie w Delcie, które wydaje się niekończącą walką o przetrwanie w krainie, która wysysa życiodajne soki z każdym kolejnym dniem. To opowieść o trudach życia na farmie, o obsesji na punkcie ziemi, o rasizmie, gdzie rasizm jest tak zintegrowany z codziennością, że każde odchylenie od normy wydaje się być rewolucją. Hillary Jordan poprzez głosy kolejnych bohaterów zarówno białych jak i czarnoskórych snuje tak naprawdę opowieść o rodzinach uwikłanych w stereotypy, w niekończący się ciąg przemocy i poświęceń, wiecznie taplających się w niezadowolenie, które nie przemija. Tutaj nie ma nadziei rozumianej jako katharsis, nie ma odkupienia jest błoto. Lepkie błoto, które pojawia się po każdej ulewie, a którego nie da się pozbyć, tak jak nie da się pozbyć konsekwencji własnych wyborów.

To kolejna powieść o konsekwencji grzechów naszych ojców, poruszająca trudny dla Stanów Zjednoczonych temat rozliczeń z historią i rasizmem, tak dominujący we współczesnej literaturze.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Otwarte. <3

**Zapraszam na film!

Komentarze do: “„Błoto” Hillary Jordan – recenzja

  1. Margaret napisał(a):

    Ostatnio pojawia się tyle książek o amerykańskiej historii rasizmu, że zaczyna mnie ten temat trochę już… Jakby to ująć? „Przesycać”? To z pewnością temat ważki, ale po prostu go bardzo dużo ostatnio, a u nas nie jest on jednak z oczywistych względów tak samo aktualny jak w Stanach… Ale tę akurat książkę chcę przeczytać – widziałam trailer ekranizacji netflixowej i bardzo mi się spodobał, wygląda klimatycznie. Zanim obejrzę to przeczytam.

    • Bombeletta napisał(a):

      Faktycznie, sporo ostatnio u nas na rynku tematyki zza oceanu, która nie do końca jest adekwatna w stosunku do tego, co dzieje się u nas, niemniej… książka godna i świetnie pokazuje tak trudny temat. A ekranizacja idealnie uzupełnia powieść. 🙂

  2. Cebulki Hrabiego napisał(a):

    Uwielbiam amerykański gotyk i ten klimacik, nawet jeśli czasem te historie bywają naprawdę nieludzkie i straszne. Sięgnę przy okazji. 🙂

Dodaj komentarz: