„Nie ufaj nikomu” Kathryn Croft – recenzja

Historię tajemniczej śmierci pewnego mężczyzny i trzech uwikłanych w nią kobiet snuje Kathryn Croft w thrillerze psychologicznym Nie ufaj nikomu.

Aż śmierć nas nie rozłączy. Czasami ta obietnica spełnia się wiele lat. Dotyczy zazwyczaj tych szczęśliwych par staruszków trzymających się za lub pod rękę, uśmiechniętych jak na sentymentalnych zdjęciach. Albo tych, których czasami można dostrzec na ulicy on idzie przodem, a ona samotnie truchta kilka metrów dalej z pustym wyrazem twarzy. Życie snuje jednak różne scenariusze i czasami ta obietnica spełnia się przedwcześnie, w dramatyczny sposób. Wypadek, choroba, samobójstwo

Twój mąż nie popełnił samobójstwa. Tymi słowami umysł Mii zatruwa jedna z jej pacjentek na terapii, Alison, która z nieodgadnionych powodów pragnie rozbudzić przeszłość. Powraca koszmar Mii, która pięć lat wcześniej w oparach kontrowersji pochowała swojego męża Zacha, wykładowcę uniwersyteckiego, i tym samym została zmuszona, by samotnie wychowywać maleńką córkę. Okazuje się, że Alison była współlokatorką Josie na miejscowym kampusie. A Josie? Josie poznała Zacha bliżej. Jak blisko? Co naprawdę przytrafiło się Zachowi?

„Nie ufaj nikomu” Kathryn Croft, przeł. Ewa Kleszcz

Nie ufaj nikomu nie do końca satysfakcjonuje. Kathryn Croft wykreowała intrygę, która meandruje, kręci się i zapętla tak jak powinien rasowy dreszczowiec, zrobiła to profesjonalnie i z pomysłem, jednak momentami fabuła wydaje się całkowicie oderwana od rzeczywistości. Jej bohaterki, z Mią na czele, zachowują się często nienaturalnie i aż trudno uwierzyć, że jedna z nich jest profesjonalną terapeutką z kwalifikacjami i wieloletnim doświadczeniem, bo jeśli do czegoś się kwalifikuje, to właśnie do wieloletniej terapii. Każdy kolejny krok prowadzi tutaj do zguby, a cała sprawa otrzymuje faktycznie mocno intrygujące zaskoczenie, ale tylko przez sam fakt niestrudzonego chaosu i fermentu, jaki wprowadziły wokół siebie Mia, Josie i Alison. Pod tym względem Kathryn Croft wykonała kawał doskonałej roboty, ale nie jestem pewna, czy o taki właśnie wynik ostatecznie tutaj chodziło.

Czy szokujące zakończenie Nie ufaj nikomu faktycznie wystarczy, by móc zarekomendować thriller Kathryn Croft? Wydaje mi się, że to właśnie ten zabieg zaskoczenia doprowadził do momentów absurdalnego naciągnięcia granic realizmu w tej powieści, niemniej sama historia jako dreszczowiec małżeński przerysowany, wypełniony po brzegi sekretami i niewiadomymi, które niewiadome pozostają do końca sprawdza się, o ile czytelnik jego gotowy przymknąć oko na miejscowe niedociągnięcia. Dwie różne perspektywy i trzecia widziana z oczu innych budują ciekawe napięcie, fascynujące rozłożenie sił, bo żadna z nich nie jest wiarygodna. Trzy kobiety, jeden mężczyzna, precyzyjnie utkana sieć sytuacji i tajemnic, nawet jeśli miejscami nienaturalna, zwyczajnie wciąga dzięki talentowi samej autorki.
Ostatecznie, tytuł Nie ufaj nikomu to ostrzeżenie dla samego czytelnika, bo nic tu nie potoczy się po jego myśli. Wraz z Kathryn Croft mogę to zagwarantować.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Burda Książki. <3

**Zapraszam na film! (po południu)

Komentarze do: “„Nie ufaj nikomu” Kathryn Croft – recenzja

Dodaj komentarz: