„Toń” Marta Kisiel – recenzja

Urban fantasy, które łączy w sobie fascynującą historię dawnego Wrocławia z kryminałem, czyli powrót Ałtorki Marta Kisiel i jej Toń.

Podobno miał wyruszyć z peronu z Wrocławia do Wałbrzycha między listopadem 1944 a końcem stycznia 1945. Podobno miał on przewozić wszelkie możliwe kosztowności, bogactwa i całą dobroć, jaką nazistom udało się zrabować w Polsce oraz w Związku Radzieckim podczas II Wojny Światowej. Do Wałbrzycha jednak nigdy nie dojechał i tak zrodziła się jego legenda. Złoty pociąg. Ten, któremu wielu gotowych jest poświęcić niekończące się lata poszukiwań. Ten, który podobno został zatrzymany na trasie, a jego załoga wymordowana i podmieniona. Ten, którego los do dzisiaj pozostał nieznany, a wciąż inspiruje tysiące osób. Marta Kisiel wykorzystała urok tej mrocznej legendy w swojej powieści, nadając jej nowych, współczesnych znaczeń.

W domu Dżusi Stern tajemnice i niedopowiedzenia to chleb powszedni, dlatego przestrzega się trzech podstawowych zasad:
Po pierwsze, nigdy nie wpuszczać nikogo za próg.
Po drugie, nigdy nie zostawiać pustego mieszkania.
Po trzecie, nigdy nie wspominać, co się stało z rodzicami.
Gdy Dżusi wraca w rodzinne progi po trzech latach nieobecności niemal natychmiast łamie dwa z nich. Za próg domu dostaje się łysy antykwariusz zwany Ramzesem, który zabiera z półki rodzinnej nieodgadnioną przesyłkę i znika niepostrzeżenie. Okazuje się, że to niebezpieczny człowiek, który od lat snuje się po Wrocławiu siejąc nie lata popłoch w środowisku antykwariuszy i historycznych zapaleńców. Teraz Dżusi, jej siostra Eleonora, ich ciotka Klara i wszyscy bliscy są w nie lada niebezpieczeństwie.

W prozie Marty Kisiel nieuważny czytelnik może przepaść bez reszty, zapętlić się w czasie, zanurzyć w tej toni pasjonującej opowieści i wynurzyć, kiedy będzie zdecydowanie za późno, by uratować spalony garnek, przypieczone ciasteczka czy zatrzymać koniec świata, gdy telefon będzie dzwonił i dzwonił w nieskończoność. Nie da rady Toń ma w sobie moc, która cały chaos zewnętrznego świata usuwa w kąt i pozwala zapomnieć o bożym istnieniu. Jest mrocznie, jest tajemniczo, jest zabawnie, bo Marta Kisiel udowadnia, że humor jest dobry na wszystko, nawet na największe smutki i tragedie bohaterów. A do tego dostajemy kawał fascynującej historii na pograniczu mitu i prawdy, a taki zabieg zawsze przyciąga uwagę.

Kto zna i lubi prozę Marty Kisiel, temu Toń z pewnością wpadnie w ręce prędzej czy później i oczaruje, jak to bywa z powieściami Ałtorki. Kto jej twórczości jeszcze nie zna, ten musi przygotować się na piękną frazę, wyjątkowy styl i unikatową mieszankę urban fantasy z elementami mitologii, w której świat współczesny miewa przebłyski niesamowitości z innych wymiarów. Tutaj wszystko może się zdarzyć i nie wystarczy zamknąć drzwi na klucz, modląc się w duchu, że jeśli wstrzymamy oddech, to nikt ani nic z zewnątrz nas nie usłyszy. Bo to już tam jest, czyha i czai się, by tworzyć swoją nieskończoną, zawiłą opowieść.

Dla miłośników fantastyki pozycja obowiązkowa!

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Uroboros. <3

**Zapraszam na filmik!

Komentarze do: “„Toń” Marta Kisiel – recenzja

  1. Katarzyna Poleba napisał(a):

    Fantastyka, która podobała się Wielkiemu Bukowi to fantastyka, którą jestem zainteresowana. 😉

Leave a Reply to AnonimCancel reply