„Światła wojny” Michael Ondaatje recenzja PATRONACKA

Opowieść o dorastaniu. O wspomnieniach. Między jawą a wyobrażeniem, między prawdą a kłamstwem. Michael Ondaatje autor bestsellerowego Angielskiego pacjenta powraca w nowej powieści Światła wojny.

Wspomnienia z dzieciństwa mają tę cechę, że jawią się jak dziwne sny, migotliwe majaki z przeszłości, ciąg wydarzeń pozbawiony konkretnej chronologii. Pełne namacalnych emocji, wyrazistych smaków, odurzających zapachów. Wyrwane z kontekstu, niemal przezroczyste, widziane jak za woalem. Czy wydarzyły się naprawdę? A może to była tylko wyobraźnia? Może obrazy rzeczywistości prawdziwej i wymyślonej nałożyły się z czasem na siebie? Więcej domysłów niż prawdy?

Ktoś jest poddawany testowi. Nie wiadomo, kto ma patent na prawdę. Ludzie nie są tymi, kim nam się wydają, i nie są tam, gdzie wydaje się nam, że są. I jest ktoś, kto obserwuje to wszystko, nie wiadomo skąd.

Opowiadając o Światłach wojny można tylko zarysować fabułę, wyznaczyć jej kurs, nic ponadto, bo to do czytelnika należy zadanie, by po kolei odkryć tajemnice bohaterów. Bohaterów, czyli nastoletnich Nathaniela i jego siostry Rachel, których rodzice opuścili tuż po wojnie, w 1945 roku. Rodzeństwo jednak nie było osamotnione, bo opiekę nad nimi przejęli niejaki Ćma i Krogulec, dwaj mężczyźni o szemranej przeszłości, podejrzewani o najdziwniejsze występki. Od tamtej chwili nic już nie jest pewne ani co wydarzyło się z rodzicami Nathaniela i Rachel, ani kim są tajemniczy opiekunowie. Pozostaje zagadka i kolejne lata, w których przyjdzie im ją rozwiązać.

Michael Ondatjee rysuje przed oczami czytelnika oblicze powojennego Londynu. Miasta, które na swój własny sposób podnosi się po latach ciężkich przeżyć. Ulica na nowo buduje swoje zasady pośród ruin, tworzy się nowy ład, króluje jeszcze bezkrólewie, szalony rodzaj bezprawia. W tym chaosie galeria niepowtarzalnych postaci z Ćmą i Krogulcem na czele, wszyscy jakby przyczajeni w cieniu, o coś podejrzani, nocne marki, które w ciemności znajdują schronienie śpiewaczka operowa, krawiec niekrawiec, pszczelarz, ogrodnik, jacyś szachiści Każdy ma jakąś przeszłość, a ich historie prowadzą do rozwiązania rodzinnych sekretów Nathaniela i Rachel.

W Światłach wojny można się zagubić, można się zaplątać, bo niby wszystko tutaj idzie utartym torem, ale to jedynie pozory, miraże, dymy i lustra. To piękna proza, która pozornie prosta okazuje się labiryntem pełnym pustych zaułków i ślepych uliczek. Michael Ondatjee nadał swoim bohaterom moc snucia przypuszczeń, domysłów, ubarwiania rzeczywistości i domalowywania w przeszłości tego, co nie było pewne, co ukrywało się przed wzrokiem. Buduje napięcie, a tajemnica powiększa się, poszerza, nadyma jak balon, by pęknąć z hukiem, rozsiewając jeszcze więcej wątpliwości. A potem kolejne domysły, zamalowywanie pustych miejsc i kilka odpowiedzi, które wskakują na swoje miejsce, jak fragmenty skomplikowanej układanki.

Wracamy do przeszłości uzbrojeni w teraźniejszość i bez względu na to, jak bardzo zaciemniony był świat, nie pozostawiamy go w mroku.

Warto!

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem ALBATROS. <3

**Zapraszam na filmik i na KONKURS!

Komentarze do: “„Światła wojny” Michael Ondaatje recenzja PATRONACKA

  1. Krzysztof K. napisał(a):

    „Angielskiego pacjenta” nie czytałem, aczkolwiek jestem zaznajomiony z tą historią poprzez ekranizację. Ciekawie się to zapowiada. Pozdrawiam.

Leave a Reply to AnonimCancel reply