„Mr. Breakfast” Jonathan Carroll recenzja

Są tacy pisarze, którzy powracają do nas po latach nieczytania i z zaskoczeniem odkrywamy ich na nowo. Takim twórcą jest dla mnie Jonathan Carroll, którego pamiętam z młodzieńczych lat, a którego najnowsza powieść wpadła mi w ręce – „Mr. Breakfast”.

„Czy nie jesteśmy sumą naszych wyborów?”

Przypadkowy przystanek w podróży, tajemniczy tatuaż i decyzja, która może wszystko odmienić. Tak to mniej więcej wygląda. Niespełniony komik Graham Patterson trafia do miasteczka na prowincji Karoliny Północnej, by tam zyskać możliwość naprawienia swojego nieudanego życia. Spotyka na swojej drodze tatuażystkę, która robi mu wyjątkowe dzieło na ramieniu – tatuaż, dzięki któremu Graham może przenosić się między… różnymi wersjami swojego życia. Takie ścieżki są trzy, a dzięki nim Graham poznaje odpowiedź na pytanie „co by było gdyby?”. Na końcu natomiast ma wybrać jedną z nich.

przeł. Jacek Wietecki

Co by było gdyby? Czy istnieją równoległe światy, w których kolejne wersje nas samych podjęły inne wybory? Czy można odmienić swoje życie? Bohater Jonathana Carrolla przypadkiem zyskuje możliwość, by zajrzeć za podszewkę rzeczywistości, obserwować samego siebie, poznać jak potoczyłoby się jego życie, gdyby był: bardziej popularny, bardziej odważny, inny, po prostu. On nie jest szczęśliwy sam ze sobą, chciałby coś zmienić, tylko nie ma odwagi, nie ma motywacji. Taką motywację daje mu tajemniczy tatuaż, dzięki któremu może poznać inne wersje samego siebie i poznać odpowiedzi na drażniące go pytania. Tylko to poznanie ma też swoje konsekwencje, rzeczywistość gmatwa się, a sam bohater dostaje słodko-gorzką lekcję od życia.

Czytając „Mr. Breakfast” przypomniałam sobie za co tak bardzo lubiłam niegdyś prozę Jonathana Carrolla. Powróciły emocje związane z lekturą „Krainy Chichów”, „Kości księżyca”, „Muzeum psów”, „Zaślubin patyków” – to zaledwie kilka tytułów, które z zachwytem pożarłam dawno dawno temu. Doceniałam prozę Carrolla za to połączenie rzeczywistości i magii, za ten amerykański surowy realizm magiczny, za melancholię ukrytą za jego słowami. Bo tak naprawdę „Mr. Breakfast” to historia niepewności, nieudanych wyborów, niezadowolenia z samego siebie i cudu, który pozwala wszystko naprawić, a raczej ustawić siebie samego na właściwe tory.

Czy „Mr. Breakfast” może odmienić czyjeś życie? Niekoniecznie, nie sądzę. A czy może zachwycić? Z pewnością może, tym bardziej co romantyczniejsze dusze, tych co wrażliwszych książkoholików.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Domem Wydawniczym Rebis.

**Zapraszam na film i na KONKURS!

Dodaj komentarz: