Bezsenne Środy: „Alicja” Christina Henry – recenzja PATRONACKA

Przed czytelnikiem mroczny retelling klasycznego powieści Lewisa Carrolla „Alicja w Krainie Czarów”, w którym słowa Kota z Cheshire – Wszyscy tutaj jesteśmy szaleni – nabierają zupełnie innego znaczenia. Nie jest to horror, nie jest to powieść grozy, ale niepokojąca opowieść z pogranicza gatunków – „Alicja” Christiny Henry.

Stare Miasto skąpane w pożółkłym świetle zamglonego nieba, w smrodzie gnijącej rzeki, w trujących oparach miejscowych fabryk. To tutaj, w samym sercu tego przeklętego miejsca, w szpitalu psychiatrycznym przebywa młoda kobieta, która pragnie jedynie zapomnieć. Zapomnieć o długich, lepkich palcach, o krwi, o bólu… Woli pamiętać herbatkę, podwieczorek, ostatni moment niewinności sprzed lat.  Pożar szpitala daje jej jednak możliwość ucieczki. U boku pacjenta z celi obok, potężnego Topornika o morderczym spojrzeniu, zanurza się w miejskim brudzie, by stawić czoło swoim oprawcom i odkryć prawdę o sobie.

przeł. Janusz Ochab

Być może miłośnicy horroru i grozy będą nieco zawiedzeni, bo czystego strachu w „Alicji” znajdą jak na lekarstwo. Jak to z retellingami popularnych i lubianych opowieści bywa, zachęcają czytelnika przede wszystkim poczuciem nostalgii, tęsknoty za minionym dzieciństwem, za beztroską, za tym co było i nigdy już nie wróci. Podobnie jest z „Alicją” Christiny Henry, która przyciąga uwagę oswojonym motywem Krainy Czarów, by ostatecznie snuć zupełnie inną opowieść, być może niekoniecznie straszną, ale wciąż niepokojącą. Autorka, która niejeden retelling ma już za sobą – stworzyła świat skąpany w okrucieństwie, świat przemocy, świat handlarzy żywym towarem, przede wszystkim młodymi dziewczętami i kobietami. Zdekonstruowała symbole znane z klasycznej powieści Carrolla, obrobiła i ubrała w nowe znaczenia. Natomiast element czarodziejski, magiczny jest tu jedynie po to, by chociaż trochę zrównoważyć panoszące się zło w najczystszym tego słowa znaczeniu, by wyrównać nieco szanse.

Baśnie i klasyczne historie takie jak „Alicja w Krainie Czarów” wciąż trafiają do szerokiego grona czytelników, archetypy w nich zawarte zakorzeniają się w nas, a kto próbuje opowiedzieć je na nowo, ten ma niemały orzech do zgryzienia. Nie jest to horror, nie jest to groza, więcej tu fantastyki w duchu powieści młodzieżowych, ale Christinie Henry udało się obrać Alicję z tych delikatnych piórek znudzonej dziewczynki z wyższych sfer. Stworzyła w zamian postać, która dorasta w zupełnie inny sposób, dojrzewa o wiele za szybko, ale która tym samym staje się o wiele bliższa współczesnym czytelnikom, o wiele bardziej namacalna. Warto również zaznaczyć, że opowieści o zemście, tym bardziej w wydaniu młodej skrzywdzonej kobiety są dziwnie satysfakcjonujące, a o tym jest właśnie „Alicja”.

Warto dać Christinie Henry szansę i czekać na drugi tom przygód Alicji i Topornika, który ostatecznie zakończy ich historię.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo widziałam, co kryje się po drugiej stronie króliczej nory…

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Vesper.

**Zapraszam na film i na KONKURS!

Dodaj komentarz: