Podobno Pierwszy Dzień Wiosny był już wczoraj, a nowa pora roku nadeszła o 17:50 naszego czasu. No podobno, bo dla mnie, pewnie z umiłowania do tradycji i ze zwykłego zgłębiania się we własną starość, prawdziwa wiosna (czyli ta kalendarzowa) zaczyna się właśnie dzisiaj, koniec, kropka. Nikt mi tego nie odbierze i wspomnień z Dnia Wagarowicza też nie i poczucia Marzanny również. 🙂 Tak więc oto jest: nadeszła wiosna, a mi nie pozostało nic innego, jak powolutku wycofać się w cień, zasłonić zasłony na oknach (niczym wampirowi słońce mi szkodzi) i oczekiwać na nadejście sezonu dyniowego, lodowatych wiatrów i spadających liści. No ale jak wiosna to wiosna, nie będę marudzić, bo marudzenie źle wpływa na cerę. 😉
Wiosna to rześkość powietrza, pierwsze zieleniące się listki i świeży, ciepły wiaterek, więc nadszedł dobry moment, żeby się odpowiednio bukowo przygotować się i uposażyć na nową porę roku. Jak wiecie, lubię porównywać książki i lekturę do jedzenia. W tym przypadku nie omieszkam również przyrównać buków wiosennych do nowalijek, świeżutkich, chrupiących, pełnych witamin i różnych substancji odżywczych. Ma być lekko, zdrowo i odświeżająco. Książka na wiosnę ma obudzić czytelnika z zimowego snu, podnieść na duchu i zachęcić pozytywnie do działania. Oczyścić i pozwolić narodzić się na nowo.
W duchu chrupiącej zieleniny przygotowałam tak dla Was, jak i dla siebie (w ramach obietnicy nadrobienia niektórych tytułów) dziesięć opowieści idealnych na wiosenną lekkość bytu. Do podgryzania i wąchania. I do poczytania. Miłej lektury!
1. „Botanika Duszy” Elizabeth Gilbert („The Signature of All Things”)
Mam słabość do prozy tej wspaniałej amerykańskiej pisarki. Uważam, że jest niepotrzebnie promowana poprzez bestsellerową „Jedz, módl się, kochaj”, bo zarówno jej opowiadania, powieści, jak i biografia są wyjątkowe i napisane pięknym, ujmującym językiem. „Botanika Duszy” to jak dotąd najlepsza powieść Gilbert, a do tego gigantyczny kawał dobrego buka. Magiczna, wciągająca historia życia Almy Whittaker – botaniczki, przyrodniczki i podróżniczki początku XIX wieku. Do tego świetna opowieść z elementami historycznymi, sunąca przez dzieje światowych przemian. Do poczytania TUTAJ.
*W związku z „Botaniką Duszy” będę miała dla Was małą niespodziankę, ale to dopiero niebawem. 🙂
2. „Gwiazdozbiór psa” Peter Heller („The Dog Stars”)
Jeden z moich Dużych Buków. Postapokaliptyczna rzeczywistość. Świat po zagładzie. A w tym wszystkim Hig, który po stracie wszystkiego co kochał, z czasem zyskał nowych towarzyszy – szalonego żołnierza Bruce’a i psa Jaspera. We trójkę od lat próbują przetrwać w trawionym wszechobecną przemocą i postępującą deprawacją świecie. Heller udowodnił, że nie potrzeba wyrafinowanej formy, skomplikowanej fabuły, czy pędzącej na oślep akcji, by przekazać najważniejsze ludzkie uczucia, największe tęsknoty, złamane serce, ból. Wystarczyły prosty język, zrozumiałe symbole i metafory, skromne otoczenie i szczery bohater. Perełka! Do poczytania TUTAJ.
3. „The Thief of Always” Clive Barker
Jeśli myśleliście, że sielankowy horror nie jest możliwy, to koniecznie musicie poznać przypowieść o Harvey’u Swicku, dziesięcioletnim chłopcu, który nudząc się pewnego wiosennego wieczoru, przywołał do siebie wyjątkowego gościa. Gość ten zabrał go do rajskiego domu zwanego Holiday House, gdzie zawsze trwa święto, a każdy dzień jest wyjątkowym dniem. Nie ma tam nudy, nie ma szkoły, nie ma obowiązków, ale nie ma też… wyjścia. Barkerowi udało się stworzyć historię, w której miejsce idealne, perfekcyjne, wywołuje raczej strach i poczucie narastającej klaustrofobii, zamiast niczym niezmąconego szczęścia. Doskonały horror ze śpiewającymi ptaszkami w tle.
4. „Kobieta z Wydm” Kōbō Abe
Japońska literatura ma to do siebie, że łączy w sobie zarówno niewiarygodną wręcz subtelność z drastyczną makabrycznością. Nikt tak nie potrafi ukazywać dziwności i inności, łącząc je razem z wyrafinowanym pięknem i prostotą. Klasyczna Japonia. Taka jest również historią Kōbō Abe, w której bohater, zupełnie przypadkiem, natrafia na nadmorską wioskę i zostaje na noc w gościnie u kobiety, która żyje w… głębokiej jamie piasku. Następnego dnia jednak okazuje się, że z jamy nie ma już wyjścia, a on sam zostaje niejako jej więźniem. To opowieść o samotności, miłości, stracie i niszczącej sile piasku. Niesamowita.
5. „The Willows” Algernon Blackwood
Jeśli H.P. Lovecraft mówi, że jest to jedna z najlepszych opowieści grozy, jaka kiedykolwiek została napisana, mi nie pozostaje nic innego, jak zabrać się do czytania. I podzielać zachwyt, bo miał rację. Na spływ Dunajem wybrało się dwóch przyjaciół. Ich wspólna wyprawa wydaje się sielankowym wręcz przedsięwzięciem. Mijają magiczne wysepki na rzece, pogoda im sprzyja, przyświeca słońce i wieje przyjazny wiaterek. Tylko że miejscowi ostrzegają ich przed wybraną trasą, przed rzeką, przed drzewami. Bo coś jest nie tak. Coś szumi wśród wierzb. Coś krzyczy i woła wśród drzew. Opowieść o sile natury i słabości człowieka. Klasyka.
6. „The Wreckage” Michael Crummey
To jedna z tych powieści, które obowiązkowo muszę poznać tej wiosny. Nowa Funlandia. II Wojna Światowa. Para kochanków zostaje rozdzielona, by dopiero po latach móc znowu się spotkać. „The Wreckage” rozciąga się na objęte działaniami wojennymi wody Pacyfiku i rybackie nowofunladzkie wioski, opowiada o miłości, zdradzie i odkupieniu – dla mnie pozycja obowiązkowa.
7. „Penelopa na wojnie” Oriana Fallaci
Ach, boska Oriana! Uwielbiam! W każdej formie, od wywiadów po jej opowieści. Przebojowa scenarzystka Gio zostaje wysłana do Stanów Zjednocznonych, by tam zaczerpnąć inspiracji do najnowszego filmu. Ma być słodko, uroczo i amerykańsko. Gio niczym Penelopa wyrusza w podróż, by za oceanem nie tylko poszukiwać miłosnej historii dla swoich bohaterów, ale także odnaleźć miłość z czasów dziecięcych. Swojego Ulissessa, żołnierza, który przez krótki okres ukrywał się w jej rodzinnym domu w czasie wojny. W powieści jest wszystko co elementarne dla twórczości Oriany – wspomnienia z dzieciństwa, trudne kontakty damsko-męskie, silna kobieta, która poszukuje siebie. I jak zwykle Oriana zmusza do myślenia.
8. „Kroniki Portowe” Annie Proulx („The Shipping News”)
Jak jest Nowa Funlandia, zimno, wiatr i morze, to dla mnie powieść staje się automatycznie lekturą doskonałą. Od czasu genialnej ekranizacji szykuję się do czytania i tym razem nie będę czekać. Tej wiosny na Wielkiego Buka zawita historia nieudanego Quoyle’a, który na ziemi swoich przodków odnajduje samego siebie. Już nie mogę się doczekać!
9. „Cztery Pory Roku” Stephen King („Different Seasons”)
Cztery opowieści. Cztery nowele. Cztery historie doskonałe, odpowiadające każdej z pór roku. Na wiosnę kultowi i wspaniali „Skazani na Shawshank”, na lato mroczny i badający naturę człowieka „Zdolny uczeń”, na jesień „Ciało” o niegasnącej przyjaźni i tej jednej, najważniejszej przygodzie, a na zimę makabryczna i niezwykle tajemnicza „Metoda Oddychania”. Wszystkie wspaniałe. Wszystkie idealne. Dla miłośników twórczości Mistrza pozycja absolutnie obowiązkowa, a dla zaczynających z opowieściami Kinga – doskonały początek literackiej przygody.
10. „Źródło” Ayn Rand („The Fountainhead”)
Ayn Rand to pisarka bardzo kontrowersyjna. Do tego niezwykle skrajna w emocjach czytelniczych. Można ją albo kochać, albo nienawidzić. Ja uwielbiam, chociaż nie wszystkie idee jej filozofii popieram. Howard Roark jest niezwykle uzdolnionym architektem z prawdziwą wizją. Ale jak każdy wizjoner musi zmagać się ze strachem innych i z własnymi marzeniami. „Źródło” to opowieść o sile jednostki, indywidualizmu i własnych przekonań. O tym, że nie trzeba iść za tłumem, ale czekać i ciężko pracować, by nadszedł twój dzień. Nie poddawać się i nie łamać, a w każdej porażce powstawać jeszcze silniejszym. Jak dla mnie – niesamowita.
Pięknej wiosny Wam życzę moi Drodzy, pachnącej, chrupiącej i zaczytanej!
O.