Site icon Wielki Buk

„O miłości i innych demonach” Gabriel García Márquez

Bombla_MiłośćDemony

Mam taką teorię, że nadmierny upał w parze z tropikalną wilgocią wywołuje w ludziach szaleństwo. Tudzież stany do szaleństwa zbliżone. Nie jestem do końca pewna jak ta teoria ma się do rzeczywistych mieszkańców strefy zwrotnikowej, ale znajduje niejednokrotnie swoje potwierdzenie w literaturze. Dokładnie tak dzieje się w „O miłości i innych demonach” Gabriel’a Garcii Marquez’a.

Historia niby stara jak świat. Młody mężczyzna zakochuje się w kilkunastoletniej dziewczynie. Z wzajemnością. Nie mogą i nie powinni być razem. Nigdy. Dlaczego? Tutaj fabuła zaczyna robić się wyjątkowo interesująca. I czuć w tej koncepcji ten lekki wilgotny obłęd. Otóż mężczyzna jest księdzem, a dziewczyna posądzoną o czary i kontakty z demonami więźniarką klasztoru. On zostaje wysłany z misją, by dokonać na niej egzorcyzmów. Dziewczyna jest uznawana za opętaną.

Historia tych dwojga nieszczęśliwych kochanków przedstawiona jest niczym w formie legendy. Wspomnienia zasłyszanej w dzieciństwie smutnej miłosnej historii sprzed wieków. Mamy XVIII wiek (ponownie), epokę rozumu i jednocześnie silnego wpływu kościoła katolickiego w Ameryce Południowej. Ten kontrast pozostaje silnym ogniwem całej fabuły, w której racjonalizm medycyny spotyka się z silnym i niezmiennym uporem wiary. Ich konflikt i niemoc dowiedzenia swoich racji przez żadną ze stron, zesłały niewinną dziewczynę na miesiące udręki. I ostatecznie doprowadziły do jej śmierci. Zacznijmy jednak od początku.

Sierva María de todos los Ángeles, tak na imię ma nasza bohaterka, jest jedynym dzieckiem swoich arystokratycznych rodziców. Bynajmniej nie tym ukochanym. Odtrącona przez oboje (tutaj wychodzi obłęd sytuacyjny w powieści) wychowuje się wśród przydomowych niewolników. Dziewczynka jest dzika, małomówna, nie potrafi czytać ani pisać. Nie ma zasad, nie potrafi się zachować ani dbać o siebie. Do tego nie mówi jednym konkretnym językiem, ale szaloną mieszanką różnych wyrazów zasłyszanych od różnych ludzi, z którymi przebywa na co dzień (przypomina mi tym bardzo Salvatore z „Imienia Róży” Umberto Eco). Ponadto nie utożsamia się z żadną konkretną religią, poza jakimiś dziwnymi elementami voodoo (tak przynajmniej wydaje się z opisu). W wieku dwunastu lat zostaje ugryziona przez wściekłego psa. I wtedy zaczyna się jej prawdziwa tragedia.

Nagle Sierva Maria, po latach wykluczenia ze swojej sfery, trafia pod lupę rodziców, arystokratycznego światka i kościoła. Zostaje wydany wyrok, że dziewczyna jest opętana i że nie pozostaje nic innego jak egzorcyzmy. No właśnie. Niepiśmienna, małomówna, zdziczała… Nic dziwnego, że uznano ją za nawiedzoną, kiedy nagle wyrwano ją na siłę z jej naturalnego świata i próbowano przywrócić cywilizacji. Do momentu wyzdrowienia Sierva ma pozostać zamknięta w miejscowym klasztorze.

Tak poznaje ją  wysłany na egzorcyzmy Cayetano Delaura. Z początku Sierva Maria przeraża go. Jest kusząca, nieopanowana i trochę nie z tego świata. I właśnie to jest to, co uwielbiam w prozie Marquez’a, a co również obecne jest w tej powieści, to ukryte w jego historiach elementy realizmu magicznego. Te nadprzyrodzone motywy, które chowają się pod pozorem normalności. Właśnie ta dziwna, mistyczna i tak bardzo południowa estetyka literacka pozwala wyróżnić się utworom iberoamerykańskim na tle światowej literatury. To dodaje tej szczypty szaleństwa, niemożności wierzenia w to co zmysłowe. Pozwala poddać się niewyjaśnionemu.

W przypadku „O miłości i innych demonach” jest to tajemniczy, niepojęty rozumem ciągły wzrost włosów Siervy Marii. Nawet w dwieście lat po tragicznej śmierci dziewczyny, jej piękne włosy wciąż rosły i z wiekowej krypty wydostawała się wielometrowa kaskada rudych włosów. Ten nienaturalny rozrost przeczy zasadom zdrowego rozumu, a jednocześnie odpowiada na poświęcenie dziewictwa dziewczyny Bogu.

Te włosy, dzikość oczu, nienaturalność i iluzoryczność sprawiają, że ksiądz oddaje dziewczynie swoje serce. Zauważa, jako jedyny, że ona wcale nie jest opętana. Dostrzega błędy, które wzięły się z niezrozumienia i braku odpowiednich warunków wychowawczych. Sierva Maria nie jest wcale szalona. Żeby nam to jeszcze bardziej podkreślić, Marquez pokazuje nam prawdziwe szaleństwo w sąsiadującym z domem rodziców Siervy Marii, przybytkiem dla obłąkanych kobiet, by w końcu skonfrontować ten obraz z samą matką dziewczyny, która od lat zmaga się z uzależnieniem od wyciągu z kakaowca…

Miłość Cayetano i Siervy jest czystym uczuciem. Wyniesiona jest ponad wszystko to co ohydne, nieczyste i chore, a co znajduje się poza celą. Ona bezwiednie mu ufa, bo jest on pierwszą osobą, poza niewolnikami, która okazała jej dobroć i zainteresowała się nią. Tak po prostu. Tak otwarcie. On natomiast odnalazł dzięki niej zwątpienie w kościół, dziwny niedosyt uczucia i… jeszcze większą wiarę w Boga. Ich złudzenia przez chwilę stają się naszymi złudzeniami. Tragiczne położenie dziewczyny i księdza czasami wydaje się mieć jakieś rozwiązanie. Jednak szaleństwo w tej powieści jest mocno niejednoznaczne. I dziwnie jest nam patrzeć jak nagle wszystko wokół naszych bohaterów staje się wykrzywione chorobą. Klasztor, kościół z biskupem na czele, rodzice, król… I wtedy zdajemy sobie sprawę, że Cayetano i Sierva Maria nigdy nie będą razem. Nawet po śmierci.

O.

P.S. Czytając tą opowieść musimy wziąć poprawkę na różnicę wieku pomiędzy Siervą Marią a Cayetanem. W powieści ona ma lat dwanaście, on trzydzieści sześć. Zarówno w Rosji jak i w Stanach Zjednoczonych powieść została oznaczona jako usprawiedliwiająca i promująca pedofilię, a sam Marquez trafił pod lupę organizacji walczących z pedofilią. Czytając „O miłości i innych demonach” nie zastanawiałam się nad tym. Jednak teraz, pisząc ten tekst, pojawiły się inne pytania co do samej niedorzeczności tego uczucia i jego nieprzyzwoitości. Ostateczną ocenę pozostawiam Wam, jednak pomimo usprawiedliwień, próby ukazania symboliczności ich uczucia, pozostaje taki jakiś niesmak. I czujemy, że sami padliśmy ofiarą tego dziwnego obłędu z prozy Marqueza.

Exit mobile version