Sięgnęłam po książki (użyczone przez Cornuncję, której bardzo dziękuję) i pochłonęłam wszystkie części w przeciągu niecałego tygodnia. Zachwyciłam się. Napisane wartkim językiem, w pierwszoosobowej narracji trzy tomy „Hunger Games”, „Catching Fire” i „Mockingjay” pozwalają zanurzyć się w dystopijną, przerażającą czarną wizję świata przyszłości stworzoną przez Suzanne Collins. I dają do myślenia. A co najważniejsze, w żaden sposób nie pozwalają o sobie zapomnieć.
Państwo Panem. Dawne terytoria kraju stylizowanego na Stany Zjednoczone. Post apokaliptyczna kraina po niewyjaśnionej katastrofie i następujących po niej wojnach domowych. Terror, totalitaryzm, propaganda… Głód, obozy pracy nazwane „dystryktami”, miasteczka robotników bez szans na normalne życie. Ogrodzone liniami wysokiego napięcia. Wieczny stan wojenny. Łapanki, porwania i godziny policyjne. A nad tym wszystkim bogata stolica, czyli Capitol. Całkowicie oderwana od otaczającej ją rzeczywistości. Z mieszkańcami, którzy nie zdają sobie w ogóle sprawy, że wokół nich panuje nędza i nieszczęście. Przerysowani do cna, ogłupieni wykreowanymi wiadomościami, reklamą i prowadzeni egoistycznym pragnieniem spełnienia własnego szczęścia na co dzień żywią się jedynie dzięki pracy ludzi z dystryktów. To królestwo jedynego i niepodważalnego autorytetu, prezydenta Snow. Pełna kontrola. Nic nie może wyjść poza ustalony porządek. A raz do roku uwielbiane przez tłumy Capitolu tytułowe Hunger Games, czyli Igrzyska Głodu.
W ten zrujnowany i zaburzony świat wkraczamy dzięki głównej bohaterce, szesnastoletniej mieszkance dystryktu 12-go, Katniss Everdeen właśnie w dzień losowania uczestników igrzysk. Czym są Igrzyska Głodu? To wielkie, organizowane z niesamowitym rozmachem od siedemdziesięciu czterech lat reality show. Tak moi drodzy. Reality show. Dwudziestu czterech uczestników wchodzi na wykreowaną wirtualnie i skopiowaną do rzeczywistości arenę. Wychodzi tylko jeden. Żeby było pikantniej w „grze” biorą udział chłopcy i dziewczęta w wieku od dwunastego do osiemnastego roku życia. Losowani przypadkowo. Wyrywani z dnia na dzień z życia, by najpewniej nigdy już nie powrócić. Igrzyska te traktowane są jako rodzaj historycznej tradycji. Forma ukarania dystryktów i przypomnienia im o rebelii, jakiej podjęły się wiele lat wcześniej. Są także podkreśleniem nieograniczonej władzy i siły Capitolu.
Wracając do Katniss… Dziewczyna niezwykła. Codziennie walczy o byt i przetrwanie jej małej rodziny: mamy i młodszej siostry Prim. Po śmierci ojca w wybuchu szybu kopalni (Dystrykt 12 to dystrykt kopalniany) została chcąc nie chcąc jedyną żywicielką rodziny. Jej matka pogrążona w głębokiej depresji na ponad rok straciła kontakt ze światem. Każdego dnia Katniss naraża własne życie wychodząc poza granice dystryktu i poluje przy pomocy łuku, tak jak wcześniej nauczył ją ojciec. Dzięki niej ani jej siostra ani matka nie chodzą głodne, a to właśnie głód jest główną przyczyną zgonów w dystryktach.
Postać Katniss jest wyjątkowa. Nie jest to typowa nastolatka. Odpowiedzialna, silna, zdeterminowana nie pozwala nikomu się pokonać. Nikomu kierować. Jej cele są proste i nie daje nikomu decydować za siebie. Gdy w dzień losowania pada imię jej siostry nie waha się, by zająć jej miejsce w igrzyskach. Jako ochotniczka. Jedyna ze wszystkich dystryktów. Każdy jej ruch jest spontaniczny, kierowany bardziej sercem niż rozumem. Katniss nie jest wyrachowana. To przetrwanie jest dla niej najważniejsze, bo na każdym kroku zdaje sobie sprawę, że to od jej życia zależy życie jej rodziny. Jednak dla Capitolu, jak i dla wszystkich mieszkańców dystryktów uciskanych przez tyle lat, wszystkie jej gesty, wszystkie słowa jakie padną z jej ust natychmiast stają się formą wołania o rewolucję. Próbą wzniecenia buntu. Wzniecenia ognia. W dniu losowania uczestników Igrzysk Katniss staje się, zupełnie nieświadomie, symbolem nadchodzących zmian, rebelii i powstania ludu.
Igrzyska Głodu są wykalkulowane od A do Z. Areny przygotowywane cały rok, przez rzeszę programistów pod okiem Mistrza Gry, tak by nigdy się nie powtarzały. Może to być np. wrząca pustynia bez kropli wody, podziemny labirynt, „zwykły” las albo mała wysepka na środku oceanu. W tej zabawie nie ma miejsca na przypadek. Nie ma miejsca na improwizację. Ma być krwawo, widowiskowo i z jak największą dawką emocji. Uczestnicy przygotowywani są przez miesiąc. Każda para ma swojego opiekuna, trenera, projektanta i ekipę kosmetyczną. A tłum Capitolu ma się cieszyć. Aż chce się wrzeszczeć „Panem et circenses!”, „Chleba i igrzysk Prezydencie Snow!”.
I ludzie wrzeszczą. Przez cały okres trwania Igrzysk wszyscy mieszkańcy Panem (także dystrykty) oglądają jak dzieciaki zabijają się na oczach wszystkich. W Capitolu trwają zakłady, niekończące się uczty, imprezy, show ma trwać jak najdłużej się da i zwabić jak najwięcej widzów. A dystrykty obserwują i pozostaje im tylko opłakiwać swoje dzieci. Wtedy pojawia się Katniss i cała ta idealna machina zaczyna się walić.
Jak widzicie z powieścią młodzieżową nie ma ta historia zbyt wiele wspólnego. Nie za wiele również odnaleźć w niej można romansu. Bo niby jest tu wątek miłosny, o ile to dziwne uczucie miłością można nazwać, niby jest ten „trójkąt”, czyli Katniss-Peeta-Gale, ale to tylko stanowi dramatyczne wewnętrzne tło dla zewnętrznych społecznych konfliktów i nieuniknionej wojny. Tylko dorzuca drew do ognia. I nieubłaganie przybliża ten świat do wielkiego wybuchu. Do ostatniego powstania o wolność człowieka.
O.