Site icon Wielki Buk

„Heart-Shaped Box” Joe Hill

Bombla_HeartShapedBox

 

„The dead win when you quit singing and let them take you on down the road with them.”

Całkiem niedawno, przy okazji październikowych zdobyczy pisałam Wam o bukowej, zupełnie przypadkowej niespodziance na jaką natrafiłam poszukując dobrego, zimowego horroru. O powieści, której intrygujący tytuł przyczepił się do mnie i kręcił się za mną, dopóki jej nie zakupiłam i nie zaspokoiłam chorobliwej ciekawości. Chodzi mi oczywiście o „NOS4A2” (polska premiera podobno w czerwcu) i jednocześnie odkrycie twórczości Joe Hilla, najstarszego syna Stephena Kinga, który (całe szczęście!) poszedł w ślady ojca i ma szansę kontynuować dzieło mistrza literatury grozy. W jego opowieściach jest coś znanego, jakaś namiastka przeszłości i klasyki, za którą tęsknię teraz, poznając nowe twory samego Kinga. 

Tym razem jednak zdecydowałam się sięgnąć po debiutancką powieść Hilla, czyli „Heart-Shaped Box” (tytuł zaczerpnięty z piosenki Nirvany pod tym samym tytułem i oznacza Pudełko w kształcie serca) i lektura tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że pisarz ten ma w głowie równie intrygujące historie co jego skądinąd uwielbiany przeze mnie ojciec i wcale a wcale nie ma zamiaru zaprzestać się nimi dzielić. Co więcej, pozostawia wrażenie, że dopiero się rozkręca i jeszcze długo nie przestanie nas porządnie straszyć. Od razu nadmienię, że „Heart-Shaped Box” to bardzo klasyczny horror, który swoje korzenie zawarł w tradycyjnych historiach grozy – czerpie od najlepszych, w tym również od Lovecrafta, którego czuć intensywnie wzdłuż fabularnych wątków, zachowujących jednak nowoczesny zamysł całości. Głównym spoiwem powieści jest strach, zarówno ten bohaterów przed śmiercią, przed nieuniknionym, jak również nasz czytelniczy strach przez nieznanym i potwornym, przed światem zmarłych i tym co wychodzi „z drugiej strony”, a czego nie chcielibyśmy nigdy spotkać.

Jude Coyne to podstarzały artysta rockowy, który po rozpadzie swojego zespołu, pogrąża się powoli w marazmie i otchłani swoich wspomnień o dawnej sławie. Nie daje już koncertów, większość czasu spędza na wywiadach, spotkaniach, albo innych tego typu imprezach, na których nie musi okazywać swojego talentu, a raczej po prostu bywać ku radości tłumów. Prowadzi spokojne, w miarę ułożone życie, którym kieruje jego menadżer, a on sam w tym czasie zajmuje się swoim domem, dwoma ukochanymi psami i licznymi kochankami, które z przyczyn dużej ilości rozpoznaje jedynie po przydomkach zaczerpniętych z nazw stanów, z których dziewczyny pochodzą. W ten sposób przez jego dom przewinęły się Florydy, Kentucky i Goergie – każda podobna do drugiej, młoda i zagubiona dziewczyna.

Coyle ma także wyjątkową pasję, a raczej rodzaj osobliwego hobby. Otóż zbiera przedmioty okultystyczne, związane ze śmiercią i wszystkim co mroczne i nietypowe. W jego kolekcji znaleźć można zarówno spreparowaną ludzką czaszkę, stary stryczek po prawdziwych egzekucjach, czy film „ostatniego tchnienia” tzn. gatunku snuff. Przedmioty te dostawał w prezencie, kupował na aukcjach (osobiście bądź przez agentów) lub wynajdywał na różnorakich stronach internetowych. Kiedy przychodzi do niego propozycja zakupienia prawdziwego ducha, Coyle nie waha się ani chwili, tym bardziej, że cena jest jak najbardziej przystępna, a sama oferta stworzona jakby specjalnie dla niego.

Duch, zdaniem jego pierwotnej właścicielki, ma przybyć za swoim ulubionym garniturem zamkniętym w pudełku w kształcie serca. Ma to być niegroźna, sympatyczna obecność pozostała po ojcu kobiety, która idealnie dopełni niesamowitej kolekcji rockmana. I jak się z pewnością domyślacie duch faktycznie przybywa za pudełkiem. Tylko że nie jest to wcale duch miłego, przyjaznego staruszka, ale mściwej istoty, która za swój pośmiertny cel postanowiła postawić sobie zniszczenie Judasa Coyle’a, poprzedzone doprowadzeniem go na skraj obłędu i odebraniu mu wszystkich tych, na których mu zależy. By tego dokonać i ziścić swoje marzenie duch wykorzystuje umiejętności, których mistrzem był za życia – hipnozę i manipulację emocjami. Na jaw wychodzą przerażające wydarzenia sprzed lat, traumy dzieciństwa i smutne konsekwencje wyborów, jakich Judas dokonał lata wcześniej. I rozpoczyna się wyścig ze śmiercią.

Joe Hill w „Heart-Shaped Box” zawarł wszystkie podstawowe elementy, które często przewijają się zarówno w jego twórczości, jak i w prozie Kinga. Znajdziemy tu umiłowanie do motoryzacji i tym samym nawiązanie do klasycznych powieści drogi, w których bohaterowie przemierzają kraj w poszukiwaniu odpowiedzi na najbardziej dręczące ich pytania. Idąc tym tropem zauważymy równie znany motyw walki o własne, zagubione „ja”, pogodzenia się ze swoją przeszłością i błędami młodości. Powrót do lat młodzieńczych wyciąga na wierzch stare traumy, które nawiedzały bohaterów całe życie i w końcu, po latach, przychodzi możliwość ich zrozumienia i odpuszczenia dawnych win. Tym samym ich życie od nowa nabiera sensu, zyskuje nowy kierunek – są gotowi na poświęcenie i otwarci na miłość.

W „Heart-Shaped Box” czytelnik obeznany z horrorem i literaturą grozy odnajdzie wiele pomniejszych nawiązań i znanych motywów, które wywodzą się z klasyki tego gatunku. Hill jednak poobracał i wykorzystał je tak umiejętnie, że zebrane razem tworzą zestaw doskonały. Sprawdzony, a jednak wciąż zaskakujący, który sprawia, że z każdą kolejną stroną coraz bardziej pragniemy siedzieć przy zapalonym świetle i z całą pewnością wolimy nie zgłębiać tajemnic kryjących się pod naszymi łóżkami, czy w odmętach szaf. Historia Judasa Coyne’a zaraża nas strachem, który sączy się poprzez rozdziały. Przypomina też, że wszelkie krzywdy, jakie wyrządzamy w trakcie swojego życia innym, bliskim nam ludziom, mogą mieć nieprzyjemne konsekwencje, wrócić do nas z siłą pędzącego bumerangu, w najmniej spodziewanym momencie. I oczywiście, gdy jest już po wszystkim, „Heart-Shaped Box” pozostawia po sobie wielką traumę, niczym z czasów dzieciństwa i zaczątki fobii przed czarnymi pudełkami w kształcie serca.

O.

Exit mobile version