„Rozmawiano o starym wieśniaku i jego żonie, o taborze dziwnych wędrowców, małym Menesie i o wyglądzie nieba podczas jego modlitwy, o tym, co robiły koty w noc, kiedy tabor odjechał, i o tym, co później znaleziono w starej chacie, pośród mrocznych drzew, przy zaniedbanym, zarośniętym chwastami, odrażającym poletku.”
Dla wielu z nas psy, koty i inni przydomowi pupile to, jak powiedział kiedyś Św. Franciszek z Asyżu, „nasi bracia mniejsi”, włochaci (lub niewłochaci) członkowie naszej rodziny, może mniej uprzywilejowani, ale nie znaczy to wcale, że mniej ważni. Gdy mowa o znęcaniu się nad zwierzętami, biciu ich i umęczaniu, każdy normalny człowiek wzdrygnie się na samą myśl. Właściciel, który szanuje i traktuje swoje zwierzę jak wiernego towarzysza wzdrygnie się prawdopodobnie z podwójną mocą, a przed oczami przelecą mu potworności, o których wcale nie chciałby myśleć. Wierzy, że byłby w stanie ochronić swojego zwierzęcego przyjaciela i za nic na świecie nie pozwoliłby go skrzywdzić. Ale opowieści, szczególnie te straszne, kierują się swoimi prawami, a czasami ich elementy możemy odnaleźć w naszej rzeczywistości. Jakkolwiek próbowalibyśmy udawać czy oszukiwać, że to się wcale nie dzieje, że świat się zmienia, a natura człowieka ewoluuje, to wciąż można usłyszeć o ludziach pokroju pewnej pary, np. takiej z jednego ze Snów Terroru i Śmierci.
„Koty Ultharu” to jedna z pierwszych opowieści legendarnego już Samotnika z Providence, ojca mitologii Cthulhu, czyli H.P. Lovecrafta. Jest to historia niezwykła na tle całej twórczości pisarza, bo dotykająca jedynie kawałka tego co niedopowiedziane, tajemnicze, a czego mistrzem był Lovecraft. W mieście Ulthar nie wolno zabijać kotów. Niby prosta sprawa, prawda? A jednak kiedyś, zanim przydarzyło się to, o czym opowiada ta historia, nie było to znowu takie oczywiste. W tym spokojnym mieście przepadano za kotami. Prawie w każdym domu był jeden i każdy z nich był ulubieńcem swoich właścicieli. Ale nie wszystkim podobał się taki układ rzeczy, a raczej nie wszystkich dotyczyło to uwielbienie. Bo zawsze są jakieś wyjątki. Czasami okrutnie skrajne. Na przedmieściach, w ruderze wśród chaszczy, mieszkała dwójka złośliwych i zapijaczonych staruszków. Ta odrażająca para każdej nocy, w ramach zabawy, wyłapywała jednego kota i katowała go w sobie tylko znany, zwyrodniały sposób. Mieszkańcy wiedzieli o tym, ale milczeli ze strachu. Dlaczego? Nie wiem. I pewnego dnia przyjechała do miasta tajemnicza karawana z Południa, a wraz z nią mały chłopiec i jego ukochany koci pupil. A reszta to już legenda Ultharu. Ku przestrodze.
To krótkie opowiadanie Lovecrafta zawiera w sobie wszystko to, z czym, niestety możemy spotkać się i dzisiaj wszędzie tam, gdzie panuje ciemnota i niezrozumienie dla poszanowania zwierząt. Bo skoro wielu ludzi wciąż nie potrafi poprawnie zidentyfikować podstawowych praw człowieka, to tym bardziej nie będą potrafili ogarnąć swoim ograniczonym rozumem praw do życia wszystkich innych istot. Ale najważniejsze to nie pozostawać obojętnym. Nie zamykać oczu. Nie udawać, że nic się dzieje, gdy ktoś kogo znamy, lub którego mamy świadomość, maltretuje słabszych od siebie. Bo tego nie robi się kotu. Ani żadnej innej żyjącej istocie.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo słyszę tęskne zawodzenie za oknem i już wiem, że to człowiek jest największym z największych potworów.
*Pełny tekst, w oryginale (Lovecraft pięknie pisał – kto zna angielski niech koniecznie spróbuje!) znajdziecie tutaj (klik! klik!).
**A w ramach uzupełnienia, kto chętny i kto natrafi, polecam prześwietny esej Lovecrafta zatytułowany Koty i Psy, w którym skrupulatnie udowadnia wyższość tych pierwszych nad drugimi, a który znajdziecie w „Koszmarach i fantazjach”. Co prawda jestem wielką psiarą, ale nie umiem nie cieszyć się z tego zabawnego tekstu i również Wam polecam.