Site icon Wielki Buk

„Jalo” Iljas Churi

Bombla_Jalo
 

„Jalo był tylko chłopakiem próbującym wyczytać z bieli papieru swoją historię, której nie potrafił opowiedzieć, swój język, którego nie potrafił zapisać, i swoją pamięć, której nie potrafił skłonić do mówienia.”

Mówi się, że wojna rządzi się swoimi prawami. Na wojnie nie ma dobra i nie ma zła. Granice zacierają się, szarzeją i wtapiają w przepełnioną okrucieństwem codzienność, z której nie ma ucieczki. Człowieczeństwo, zwykłe ludzkie emocje, zastępują pierwotne instynkty. Motywacje przekształcają się tak, by dopasować do kolejnych dokonywanych zbrodni. Kompas moralny chwieje się, a czasami jego wskaźniki po prostu zanikają. Lepiej nie myśleć. Nie zastanawiać się. W obliczu wielkiego strachu, gdy życie jest zagrożone, nie ma mowy o dylematach. Trzeba działać. Trzeba walczyć. Trzeba niszczyć i zabijać.

Konflikty zbrojne to same ofiary, nawet jeśli życie trwa nadal. Gdy jedna walka się kończy, zaczyna następna. Powracający żołnierze, bojownicy, nieistotne z której półkuli świata, nieważne jakiego wyznania, muszą toczyć małe bitwy o zwyczajność. O egzystowanie z dnia na dzień. O powrót ludzkich uczuć. O miłość. O dobro. O proste wyrazy pozytywnych emocji. O ile łatwiej jest, gdy w domu czekają bliscy, przyjaciele, rodzina, pełni wsparcia i dobrych słów. O ile ciężej, gdy po powrocie z frontu kolejny front czeka w miejscu, które zawsze było jedynie namiastką domu. Puste.  Bez znaczenia. Bojownik nigdy nie przestaje być bojownikiem, a walka trwa.

O nieudanym powrocie, niezrozumieniu i wielkiej samotności, która prowadzi do zbrodni opowiada niezwykła i mocna powieść Iljasa Churi zatytułowana „Jalo”. Podstawą dla opowieści jest wojna. Wojna w Libanie, konflikt etniczno-religijny, który trwał około piętnastu lat, a przyniósł ze sobą zniszczenie, śmierć i podział. Kraj różnych wyznań, wielu plemion, których korzenie sięgały setek lat przed naszą erą, teraz rozbity, kruchy, już nie do naprawienia. A w tym wszystkim ludzie, którzy utracili wszystko. Przesiedlani, wybijani, okupowani – przemoc, głód i gwałt. Jak wrócić do normalności, gdy wydaje się, że ta normalność zniknęła już na zawsze? A jednak kraj pragnie podnieść się na nogi. Walczy dzielnie ze swoimi słabościami. Wraca zwykła rzeczywistość. Żołnierze przestają być żołnierzami i na nowo mają wtłoczyć się w cywilne życie, bez broni i żądzy mordu. Do Libanu powraca też Jalo, który próbuje stanąć na nogi, ale zagubienie i złamana wola dość szybko pobudzają wojenne instynkty. Wkrótce trafia do aresztu i to właśnie tam zaczyna się jego historia.

Pierwsze zdanie powieści idealnie wprowadza nas w wewnętrzny stan umysłu bohatera: „Jalo nie rozumiał, co się dzieje”. Przed oczami biel, w uszach wyzwiska śledczego, w ciele ból zadawanych tortur. Oskarżony o wielokrotny gwałt i terroryzm. Tylko Jalo nie rozumie z tych oskarżeń nic. Przecież on wcale nikogo nigdy nie zgwałcił. Nigdy nie współpracował z terrorystami. Jalo natomiast kochał. Kochał tak mocno, że aż do przesady. Przynajmniej on to nazywał miłością. Kochał się z kobietami w lesie. Wcale nie pod lufą karabinu. Wcale nie strasząc i nie bijąc. W swojej głowie święcie wierzył, że niczego na nikim nie wymuszał. Tak, dostawał przedmioty. Tak, uprawiał seks z kobietami. Tak, chodził i umawiał się na spotkania z jedną ze swoich ofiar – Szirin. Przecież on ją kochał. Chciał z nią być. Nawet wbrew jej woli. Jalo nie rozumiał, że wrócił z wojny i tak jak dawniej, tak i teraz rabował i gwałcił. Jego zadaniem jest sobie przypomnieć, zapisać wszystko i przyznać się do popełnionych czynów. Dostaje od śledczego plik kartek papieru i miesiąc na zapisanie historii swojego życia. Tak zaczyna się halucynogenna podróż w głąb pamięci Jalo, gdzie wszystko jest inaczej niż mogłoby się wydawać i nic nie jest do końca pewne.

Czytelnik wraz z bohaterem wkracza w jego labirynt wspomnień. Jest tam miejsce na rodzinę – matkę i dziadka, który poświęcił swoje życie, by zostać kapłanem. Gdzieś przelatują myśli o romansie matki, o jej kochanku, o złości dziadka, o roli jaką odegrał w kształceniu umysłu Jalo. Są tam obsesje matki, od których nie mógł się uwolnić. Jest tam zaułek z pierwszymi seksualnymi doznaniami i nieoczekiwanym bólem, jakie przyniosły. Ten ból naznaczy Jalo i znajdzie swoją odpowiedź w popełnianych zbrodniach. Są tam małe rodzinne rytuały, w których oparcia będzie szukał u boku Szirin, a która ze strachu nie będzie umiała im się podporządkować. I jest tam wojna. Lecące z każdej strony kule, przypadkowe ofiary, śmierć towarzyszy broni. I są tortury.

Tortury są tym co odczłowieczyło Jalo na wojnie i co odczłowiecza go w więzieniu, w którym przebywa. Śledczy poddają go różnorakim, makabrycznym próbom, w których jedyne co wydaje się pewne jest ból. Ból, który mąci pamięć, mąci myśli i odczucia. Jalo z tego wszystkiego nie jest nawet do końca pewny kim jest i czy dopuścił się zarzucanych mu czynów. Zadaje pytania, zgłębia odpowiedzi, których nie rozumie. Zadanie, które mu powierzono zdaje się być ponad jego siły. Każde kolejne wspomnienie wcale nie pomaga mu pozbyć się traumy, tylko jeszcze bardziej ją intensyfikuje. Uczucia, które się pojawiają wydają się być nieszczere, wymuszone i jakieś takie zboczone w tym wszystkim. Im wymyślniejsze tortury, tym wymyślniejsza próba przyznania się do winy, bez skruchy, bo tego pozbawiła chłopaka wojna. Przecież działał w zgodzie z instynktami. Robił to, co robił przez lata. W lesie w końcu odnalazł się na nowo, bo doświadczenia z pola walki, to jedyne, których mógł być pewien.

„Jalo” to niezwykle bolesna, intensywnie angażująca wszelkie zmysły czytelnika lektura, która na dokładkę wywołuje szereg bardzo skrajnych emocji. Z jednej strony chciałoby się współczuć bohaterowi, tak po ludzku, bo co się stało, to już się nie odstanie, a on jest tylko człowiekiem i ma prawo do błędów. A jednocześnie wzbudza obrzydzenie i pogardę, bo nie można oceniać go, nie biorąc pod uwagę czynów, jakich dokonał. Gdyby tego było mało, to jeszcze oddziałuje poczucie, że Jalo tak naprawdę wcale nie jest sobą, odkąd wrócił z wojny. Utracił tam siebie i teraz przed nami staje już nie Daniel Hobel Abjad, zwany Jalo, ale jakaś nie do końca świadoma swojego istnienia istota w ciele chłopaka. I tak jak Jalo, który dwoi się, troi, rozpoczwarza, gubiąc się w labiryncie historii swojego życia, tak i my, czytelnicy, dzielimy się, multiplikujemy, by lepiej wkroczyć w wykreowany świat, zrozumieć i wraz z bohaterem w końcu oczyścić się poprzez opowieść. Jest w tym moc słów. Siła płynąca z kartek papieru. Krew w kolorze atramentu, której nie wywabi już nic. Tak jak nic nie będzie w stanie wyrzucić z pamięci doskonałej, pięknej w swej boleści powieści Iljasa Churi.

O.

*Za tę niezwykłą lekturę, pełną niezapomnianych wrażeń dziękuję pani Małgorzacie Szczurek z wydawnictwa Karakter.

 

 

Exit mobile version