“Hester! keep her from that child! It will lure her to her death! That evil child! Tell her it is a wicked, naughty child’ Then, Mrs Stark hurried me out of the room; where, indeed, I was glad enough to go; but Miss Furnivall kept shrieking out, 'Oh! have mercy! Wilt Thou never forgive! It is many a long year ago…”
Podobno zakazany owoc smakuje najlepiej, a zakazy istnieją właśnie po to, żeby je łamać. Być może coś w tym jest. Jakaś wrodzona ciekawość, pragnienie przeżycia niezwykłej przygody potrafią skusić człowieka tak bardzo, że traci zdrowy rozsądek i robi coś na przekór logice. Niektóre zakazy są jedynie umowne. Jakieś kulturowe tabu. Fizyczna przeszkoda. Coś, co niejeden śmiałek może pokonać, a potem chwalić się już nie głupotą, ale odwagą. Jednak istnieją zakazy, których złamanie niesie za sobą prawdziwe zagrożenie, a śmierć jest jedynie wypadkową innych wydarzeń. Bo powiedzmy sobie szczerze – są takie miejsca, których lepiej nie odwiedzać. Korytarze, do których lepiej nie wchodzić. Ogrody, po których ścieżkach lepiej nie spacerować. W takim miejscach załamała się czasoprzestrzeń. Pojawiła wyrwa, która istnieje wbrew wszelkim prawom fizyki. W niej zamknięte są ostatnie chwile tych, których emocje nie zdołały zniknąć w chwili śmierci. Ostatni krzyk, groźba zemsty, szept, który sprowadza na manowce… Opowieść o nieukojonym bólu, który nawiedza ziemie pewnej posiadłości opowiada Elizabeth Gaskell w jednym ze swoich najpopularniejszych gotyckich opowiadań zatytułowanym „The Old Nurse’s Story” (dosł. Opowieść Starej Niani).
Stara Niania snuje opowieść o latach młodości, gdy podjęła się opieki na osieroconą córką swoich państwa, teraz dorosłą kobietą i matką dzieci, które słuchają tej historii. Panna Rosamond była cudowną, przemiłą dziewczynką. Jedynaczką, więc po śmierci rodziców, aby zapewnić panience dobre wychowanie, wraz z nianią przenoszą się do posiadłości starej ciotki – panny Furnivall w Manor House. Mała Rosamond staje się oczkiem w głowie domowników, a jej wesołe szczebiotanie rozwesela pogrążony w mroku dom. To wielka i stara posiadłość, w swoich zakamarkach kryjąca rodzinne sekrety i tragedie z przeszłości. Znajdziecie tam portrety odwrócone tyłem do ściany, zamknięte skrzydło korytarza, do którego nie można zaglądać, a nocą usłyszycie smutne tony organów, które pomimo, iż zepsute, rozbrzmiewają melodią wśród ciemności. Niania stara się nie spuszczać z oczu małej Rosamond, jednak pewnego dnia, po wizycie w kościele, dziewczynki nie ma tam, gdzie ją zostawiła. Po godzinach poszukiwań znajdują dziecko przemarznięte do szpiku kości, które po przebudzeniu opowiada o innej małej dziewczynce, której tropem podążyła w śnieg i kobiecie, do której ta ją zaprowadziła. A mieszkańcy domu milczą.
Czytając „Opowieść Starej Niani” Elizabeth Gaskell z pewnością odczujecie wrażenie, że to wszystko już znacie, temat jest tak popularny, a każdy jej element już gdzieś się pojawił na Waszej czytelniczej drodze. W klasyce grozy jest właśnie coś takiego, że wykorzystywana na setki możliwych sposobów, sama w sobie staje się… przestarzała i taka zwyczajna. Jednak groza serwowana przez autorkę, to prawdziwy gotycki łakomy kąsek dla każdego miłośnika dobrego straszenia. Pomimo, iż motywy są już ograne, to tajemnica Manor House wciąż potrafi zmrozić krew w żyłach. Elementy paranormalne idealnie łączą się ze światem rzeczywistym, a magiczna zimowa atmosfera staje się niemal lodowo-potworna, gdy w grę wchodzi życie małej dziewczynki. Horror, w którym duchy odgrywają główną rolę, a sekrety posiadłości ożywają z chwili na chwilę, z czasem przeradza się w uniwersalną opowieść o bezduszności i okrucieństwie, których nie naprawi już nic, nawet mijający czas.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo słyszę grę organów wśród hulającego wiatru.
O.
*Komu spodobał się przedsmak gotyckiej opowieści Elizabeth Gaskell, ten znajdzie ”The Old Nurse’s Story” do przeczytania i postraszenia się całkiem za darmo znajdziecie TUTAJ.