Site icon Wielki Buk

Bezsenne Środy: „Dead-Wood” Joe Hill

Bombla_DeadwoodBezsenne

Wiele osób na świecie wierzy, iż po śmierci dusza człowieka może krążyć po świecie, objawiać się w postaci zjawy i straszyć tam, gdzie mieszkała za życia. Legendy, podania, czy mity mówią nawet o tułających się duchach zwierząt, na które natrafić może strudzony wędrowiec. Wiara w duchy jest wszechobecna i kulturowo uniwersalna – wiara w nadprzyrodzone łączy wszystkie kontynenty. Przepływy życiowej energii, gdy ciało już nie żyje, omawiane są szeroko w literaturze paranormalnej, paranaukowej, czy w popkulturze w ogóle.

Ale czasami nasuwa się pytanie… Jak to bywa z duchami roślin? Pradawnych drzew, których korony swojego czasu sięgały nieba,  a korzenie drążyły dziesiątki metrów pod ziemią, czerpiąc życiodajne soki? Czy drzewo może powrócić po śmierci? Zostawić po sobie wrażenie? Szum? Powiew liści? A może zapach? Na to właśnie pytanie próbuje odpowiedzieć Joe Hill w swoim niezwykle króciutkim, niemniej naprawdę działającym na wyobraźnię mini-opowiadaniu „Dead-Wood” z tomu „20th Century Ghosts”.

“Somehow it’s easier to imagine the ghost of a tree than it is the ghost of a man.”

Nie mogąc zdradzić Wam zbyt wiele, bo opowiadanie ma niecałe dwie strony, napiszę tylko, że narrator opisuje dwa znane historii przypadki drzewa, które powraca po śmierci – białej sosny z West Belfry oraz drzewa z Canaanville w stanie Pensylwania. Ich obecność wciąż jest zauważalna i wyczuwalna w budynkach, które stanęły na ich miejscu. Słychać szum liści, czasami widać pień, czuć zapach żywicy na wiosnę… Podobno korzenie ściętych drzew jeszcze przez długi czas piją wodę, gdy samego pnia i korony już nie ma. Nie przez przypadek narrator snuje tę opowieść. Nie przez przypadek wspomina pewne stare drzewo…

„Dead-Wood” Joe Hilla nie jest typowym opowiadaniem grozy. To subtelna opowieść, kilka akapitów zaledwie o śmierci, o życiu pozagrobowym i o duszy, która być może wciąż trwa, zakorzeniona w rzeczywistości tego, kto tęskni. Duch drzewa to jedynie początek rozważań bohatera. To jakby próba nawiązania kontaktu, z czymś (a może z kimś?) co słucha, spogląda, patrzy wstecz na swój czas na ziemi i zostawia po sobie niezatarte wspomnienie. „Dead-Wood” jako etiuda. Drobny zamysł. Mała metafora utraconej miłości.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo słyszę szum liści, powiew wiatru wśród konarów…

O.

*Opowiadanie „Dead-Wood” Joe Hilla można wysłuchać na YouTube, w oryginale TUTAJ – wynalezione przez Lolantę :*

Exit mobile version