Już pod koniec XVIII wieku, libertyni wykreowani w dziełach Markiza de Sade fascynowali się i ekscytowali niezdrowo ideą „wielkiej, nieskończonej liczby”. Była to odautorska próba odpowiedzi na okrucieństwo masowej zbrodni, jaka dokonała się w dniach, gdy hasła „Wolność! Równość! Braterstwo!” opiewano na ulicach i skandowano przy akompaniamencie opadającego ostrza gilotyny i kapiącej krwi. Niepoliczalność ofiar, wykroczenie poza rzeczywistość i realność ilości trupów, poza wyobraźnię i ludzki rozum. Ekonomia przesytu, nadmiaru, w której człowiek przestaje być jednostką, a w zamian staje się rodzajem towaru, mięsa, podzielnego i policzalnego w sensie podstawowej ilości, ale nie globalnej masy. Istota ludzka jako zbywalny produkt, który można przetwarzać tak jak każde zwierzę. Ten koszmar rewolucyjny de Sade’a przez lata istniał wyłącznie w mikro skali wojennych momentów historii, aż do czasu, gdy nadeszła Tysiącletnia Rzesza, a na jej czele człowiek, który zrealizował ideę „niepoliczalności” w skali makro i dokonał masowego mordu, którego ofiar nigdy nie będzie można się ostatecznie doliczyć.
Opowieść o zniszczeniu totalnym, o zbrodniach, które zapowiadają nadciągający horror snuje Paul Grossman w swoim rewelacyjnym kryminale historycznym zatytułowanym „Dzieci Gniewu”. Tej powieści nie sposób czytać inaczej, jak w szerokim kontekście kulturowo-historycznym, z założeniem nadchodzącego koszmaru i masowej destrukcji dokonanej przez nazistów. To niby preludium, rodzaj wstępu, w którym ogrom śmierci zmniejszony jest do wyobrażalnej i policzalnej ilości ofiar mordercy, który sam w sobie stanowi symbol potwora, w jakiego zamienia się niemiecki naród. Jego metody odzwierciedlają metody działania rzeszy, a technika działania przypomina tę, którą wykorzystano w obozach zagłady.
„Nie tylko ugotował ludzkie mięso, ale też wysuszył mięśnie, by zrobić z nich ‘przędzę’. A potem użył jej, by związać ze sobą kości. I powstałe w ten sposób kompozycje umieścił w jutowym worku… razem z Biblią. Co mogło być powodem takiego zachowania? Kim był człowiek, który się na nie zdecydował? Czy w ogóle można go nazwać człowiekiem?”
Po złotych latach dobrobytu wraz z amerykańskich krachem na giełdzie, nadchodzi światowy kryzys gospodarczy. Początek lat trzydziestych w Berlinie oznacza całkowitą zmianę frontu ekonomicznego i początek wielkiego upadku. Recesja, zapaść, koniec małych rodzinnych biznesów, a naród szuka winnych. Krzycząc i tupiąc coraz głośniej dochodzi do władzy nowa partia skrajnych nacjonalistów. W tym trudnym czasie na dokładkę ktoś uprowadza dzieciaki z ulic, a ich kości, wygotowane, nadgryzione, splecione wypływają w jutowych workach, z kanałów miejskich. Co więcej, zaczyna się dziwna epidemia zatruć kiełbaskami pośród mieszkańców miasta. Śledztwa w sprawie kości pragnie podjąć się były żołnierz, dzisiaj detektyw policyjnej jednostki kryminalnej żydowskiego pochodzenia, Willie Kraus. Jednak ze względu na rasową niechęć swoich kolegów po fachu, Willie zostaje przydzielony do sprawy kiełbasek i… zauważa, że obie sprawy coś łączy. Na własną rękę podejmuje się śledztwa w sprawie Dzieciożercy, a trop prowadzi go w kierunku rzeźni, mięsnego targu i hali przetwórczych. Wkrótce makabryczne szczegóły wychodzą na jaw, giną kolejni chłopcy, a Berlin rządny jest krwi.
Im dalej detektyw zbliża się do sedna sprawy, tym bardziej sytuacja staje się makabryczna i jakby znajoma czytelnikowi, który obeznany jest z prawdą historyczną. Rzeźnie zwierzęce przekształcają się w wyobraźni w rzeźnie ludzkie. Ciało jako nieskończone źródło materiałów do tworzenia cielesnych konstrukcji. Konsumpcja absolutna i funkcjonalność totalna. Nic się nie marnuje, bo człowiek może mieć różne zastosowania rodem z najprawdziwszych horrorów. Ekonomia wielkiej liczby w pigułce, ożywiona w fabrykach zniszczenia kilka lat później. Paul Grossman poprzez umieszczenie części akcji w samych rzeźniach, na gigantycznym mięsnym targu, pośród krwi, flaków, smrodu palonej skóry i tłuszczu stworzył osaczającą atmosferę terroru, od którego nie da się uciec, a która otacza głównego bohatera niczym mroczne ostrzeżenie przed losem milionów.
„Dzieci Gniewu” Paula Grossmana to doskonały, perfekcyjnie dopracowany kryminał historyczny, który osadza się w naszej podświadomości i nie pozwoli o sobie zapomnieć. Każdy szczegół ma drugie dno, każdy, nawet najmniejszy element można odnieść do tragicznej przyszłości. Cień nazizmu rośnie ze strony na stronę, Willie staje się symbolem całego narodu żydowskiego, a mechanizm działania Dzieciożercy odzwierciedla działanie obozów zagłady. Całość perfekcyjnie wykańcza rozwiązanie fabuły – niesamowite w swojej prawdziwości. Tym samym „Dzieci Gniewu” zachwycą czytelników o mocnych nerwach, wielbicieli krwawych, mięsnych kryminałów z historią w tle, którzy gotowi są na bolesną, jednak jakże fascynującą podróż w przeszłość.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non.
**Po więcej „Dzieci Gniewu” Paula Grossmana koniecznie zajrzyjcie na VLOGA! 🙂