Jest coś majestatycznego w pociągach. Coś gigantycznego. Pociąg to symbol ludzkiej potęgi, siły intelektu i technicznych możliwości. Dzisiaj pociągi, tak jak wszystko, wygładziły się, przypominają bardziej kosmiczne kapsuły, metalowe węże, smukłe i szybkie. Ale dawniej… dawniej pociąg przypominał monstrum, parujące, dymiące, syczące i huczące, rozgrzane do czerwoności – spragnione pędu i ruchu. Pociąg był niczym tytan obudzony do życia, posiadający niezwykłą moc. Olbrzym, który łapczywie pożerał ludzi i wypluwał na kolejnych stacjach, wiecznie nienasycony, wiecznie zgłodniały szybkości rozżarzonych torów.
Horror opętanych pociągów, pędzących wagonów i metalowych szyn był znakiem rozpoznawczym jednego z najwybitniejszych twórców polskiej grozy początku XX wieku, czyli Stefana Grabińskiego. Ten obraz tajemniczego pociągu i przedziału, w którym drzemie jeden niby zwyczajny, a wcale niekoniecznie pasażer, opisał w jednym ze swoich najbardziej znanych opowiadań zatytułowanym „Demon Ruchu”.
„Jakaś ciemna moc wyrywała go z domu, pędziła na dworzec, pchała do wagonu — jakiś nieprzezwyciężony nakaz zmuszał do porzucenia nieraz wśród głębokiej nocy wygodnego posłania, wiódł jak skazańca przez labirynt ulic, usuwając z drogi tysiące przeszkód, wsadzał do przedziału i wysyłał w szeroki świat. Następowała jazda przed siebie, po omacku, na chybił trafił, jakieś przestanki, przesiadania w nieokreślonym kierunku, a wreszcie postój w jakimś mieście, mieścinie lub wiosce, w jakimś kraju, pod jakimś niebem, nie wiadomo, dlaczego tu właśnie, nie gdzie indziej — i wreszcie owo fatalne przebudzenie w obcej, dziko cudzej okolicy…”
W samotnym przedziale ekspresowego pociągu linii Paryż-Madryt śpi równie samotny mężczyzna. Pociąg pędzi przez jesienny krajobraz ciemną, deszczową nocą, pośród huku wiatru i stukotu kół. Jest coś dziwnego w śpiącym pasażerze, co on sam w sobie dostrzega. Cierpi na nietypową przypadłość – pojawia się znikąd w różnych miejscach i równie niespodziewanie znika, ale nie do końca wie co go pcha do kolejnej podróży i jaki miałby być jej cel. Po prostu wie, że musi pędzić, musi jechać, musi wsiąść i zniknąć. Czuje się jednak przytwierdzony do ziemi, a jego potrzeba jest większa niż można się by tego spodziewać po człowieku – mężczyzna chce pokonywać przestrzeń, być wszędzie i nigdzie, raz tu, raz tam, w ciągłym ruchu. Nagle pojawia się przed nim drugi osobnik, który mami go i wciąga w rozmowę, która dotyka co najmniej nietypowych i nieco niewygodnych dla bohatera tematów. Tylko kto tu tak naprawdę jest intruzem?
„Demon ruchu” Stefana Grabińskiego wciąga czytelnika w szaleńczą grę słów pomiędzy tym co prawdziwe, co jedynie wykreowane, tym co rzeczywiste, a co zupełnie nierealne. Czy to sekret nocnego pociągu, który zdaje się pędzić donikąd? Czy to tajemniczy pasażer, targany dziwną przypadłością? Czy może jego gość? Tak jak światła i odbicia migające w szybach przedziałów, tak i ta para i ich dialog zdaje się ulotna, a ich rozmowa pełna halucynacji słownych, iluzji i niedomówień. A ich pociąg pędzi, dudni, budząc nocne echa, budząc pragnienia potężniejsze i niepojęte dla ludzkiego rozumu.
Stefan Grabiński niejednokrotnie porównywany jest do H.P. Lovecrafta i faktycznie w jego „Demonie ruchu” odnaleźć można coś z Samotnika z Providence. Jednak tutaj jest metalicznie, szybko i bardzo ulotnie, bo nie sposób uchwycić tego co pędzi przez ciemność.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo „Pęd, panie kochany, pęd i ruch!”
O.
*Opowiadanie Stefana Grabińskiego „Demon Ruchu” znajdziecie zupełnie za darmo na stronie Wolnych Lektur TUTAJ.
**Koniecznie zajrzyjcie też do Luki na Przestrzenie Grozy, bo rewelacyjnie oddała atmosferę „Demona Ruchu” 🙂