Białe połacie lodowych brył, nieskończony, zimny horyzont, ciągnący się całymi kilometrami, ma w sobie coś niepokojącego. A jednak zdobycie biegunów, dotarcie do najzimniejszych punktów ziemskiego globu, pokonanie ludzkiej słabości i przedarcie się przez skostniałe śniegu było od zawsze marzeniem najodważniejszych z podróżników. Kiedy tylko pojawiła się techniczna możliwość przebicia się przez lodowe połacie, niejeden śmiałek brnął na północ i na zatracenie. Najpierw, próbnie, niemal delikatnie wielorybnicze jednostki krążyły po obrzeżach, potem, pomimo narastającego zagrożenia, niestałej płaszczyzny i zdradliwej pogody, przebijali się coraz dalej, wyżej na mapach, w poszukiwaniu nieuchwytnego szczęścia, tej krótkiej chwili radości, spełnienia.
Wielu przepłaciło takie północne wyprawy życiem. Dziesiątki z tych statków utknęły na zawsze w błękitnych sidłach, tworząc okrutne trumny, z których nie było ucieczki. Jednak bywały wyprawy, gdzie zamiast śmierci napotykano coś o wiele bardziej mrocznego i tajemniczego, coś, co wprawiało całe załogi w białe, lodowe szaleństwo… Tak jak „Kapitana Gwiazdy Polarnej” z opowiadania Sir Arthura Conan Doyle’a.
“It is only here in these Arctic seas that stark, unfathomable stillness obtrudes itself upon you in all its gruesome reality. You find your tympanum straining to catch some little murmur, and dwelling eagerly upon every accidental sound within the vessel. In this state I was leaning against the bulwarks when there arose from the ice almost directly underneath me a cry, sharp and shrill, upon the silent air of the night, beginning, as it seemed to me, at a note such as prima donna never reached, and mounting from that ever higher and higher until it culminated in a long wail of agony, which might have been the last cry of a lost soul. The ghastly scream is still ringing in my ears.”
Opowieść poznajemy po latach, z dzienników lekarza okrętowego statku Gwiazda Polarna, który zmierzał jak najdalej na północ, za kołem podbiegunowym. U mroźnych wybrzeży Spitzbergenu trwa zima w pełnym rozkwicie. Uwięzieni w lodzie marynarze są coraz bardziej niespokojni, podobnie jak ich kapitan Nicholas Craigie, który jest jednym z pierwszych, którzy zdecydowali się zostać na tych wysokościach geograficznych o tej porze roku. Marynarz z powołania, człowiek tajemniczy, o którym wiadomo jedynie, że morze to jego żywioł, a on sam szuka czegoś pośród fal. Cierpi na niezwykłe obsesje, wierzy w nieskończone połacie ryb pod lodem, w bogactwo za białym horyzontem. Tymczasem kończą się powoli racje żywnościowe, rośnie niezadowolenie pośród załogi, a pokład statku obiega plotka, że coś podąża za statkiem, jakiś duch, czy zjawa. Nadchodzi szaleństwo śnieżnych otchłani, a wszechwładny lód powoli ustępuje…
„Kapitan Gwiazdy Polarnej” Sir Arthura Conan Doyle’a nawiązuje atmosferą do najwspanialszych morskich legend, do mrożących krew w żyłach marynarskich opowieści, szeptem opowiadanych po „o jednej za dużo” butelce rumu pijanym w sztok kompanom. To jedna z tych historii, w których słychać wycie lodowatego wiatru, czuć coś czającego się w przepastnych mrokach, gdy nic nie może przebić się przez wszechwładne czerń i biel. To opowieść o szaleństwie, o żałobie, o duchach przeszłości, które powracają, gdy człowiek i jego umysł zdają się być najbardziej bezbronni.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo mroźny krzyk rozlega się z ciemności.
O.
*To wspaniałe opowiadanie znajdziecie w oryginale, całkowicie za darmo na stronie Project Gutenberg TUTAJ.
**Koniecznie zajrzyjcie również do TommyKnockera z Samotni, który pisze o polskim wydaniu opowiadań Sir Arthura Conan Doyle’a. 🙂