Site icon Wielki Buk

„Królowie Przeklęci. Tom 1-3” Maurice Druon – recenzja

Bombla_KrolowiePrzekleci

Kto by pomyślał, że historia może być tak fascynująca! Tak pełna intryg, spisków, klątw, czyli idealnych podwalin pod genialne fabuły! Nawet jeśli jesteśmy zwolennikami powiedzenia, że prawdą jest, iż życie pisze najlepsze scenariusze, to jednak nigdy nie spodziewamy się tak olśniewającego efektu końcowego. Bo jeśli autor potrzebuje jedynie lekko podkoloryzować rzeczywistość, dodać pieprzny szczegół tu, rozwinąć intensywniej akcję tam, a całość pisze się sama, to oznacza, że rzeczywistość potrafi zaskakiwać o wiele bardziej niż jakakolwiek fikcja. Kiedy sięgamy do historii dawnej, kiedy uczymy się jej w szkole, to raczej przemija nam przed oczami w postaci suchych faktów, niezrozumiałych traktatów, bitew w miejscach, które nic nam nie mówią, prowadzonych przez ludzi bez konkretnych twarzy, opatrzonych w daty, których nie sposób zapamiętać. Chyba, że ktoś postanowi ubrać tę historię w słowa, zaokrąglić, wyciągnąć najbardziej pikantne smaczki i zahipnotyzować czytelnika…

Tak jak zrobił to Maurice Druon już niemal siedemdziesiąt lat temu wydając siedem powieści historycznych w opasłym cyklu zatytułowanym „Królowie Przeklęci”, które po latach powracają na półki polskich księgarń tym razem w trzech zbiorczych tomach nakładem Wydawnictwa Otwarte.

A wszystko zaczyna się od najprawdziwszej klątwy, którą rzuca na króla Francji Filipa Pięknego IV wielki mistrz Zakonu Templariuszy – Jakub de Molay. 18 czerwca 1314 roku, skazani na stos rycerze Zakonu w płomieniach ognia przeklinają francuski ród Kapetyngów na trzynaście pokoleń i tym samym rozpoczyna się seria niefortunnych zdarzeń zarówno dla króla, jak i dla jego rodziny i współziomków. Wydaje się, że wszyscy powiązani z królewskim rodem zostali dotknięci przekleństwem i od tej pory nic nie idzie zgodnie z planem. W królestwie zaczyna się brutalna walka o przetrwanie – na jaw wychodzą kolejne spiski, romanse, zdrady… Śmierć krąży po korytarzach, snuje się po wieżach i folwarkach, nie szczędzi nikogo, a słowa Jakuba de Molay zdają się odbijać echem, przebijać się latami pomiędzy ścianami królewskich komnat. Pośród tajemnic i sekretów dojrzeć można przebłyski sprawiedliwości, niewielkie chwile szczęścia i prawdziwego spełnienia, jednak chmury wiszą nad Francją i prowadzą dalej ku nieuchronnej zagładzie.

Maurice Druon to klasyczny gawędziarz, pisarz, który potrafi snuć swoją opowieść w taki sposób, by wciągnąć czytelnika w ten przerażający świat, bez reszty go omotać i podzielić się tym, co tak niezwykle przejmujące w historii. Pisana głównie w latach pięćdziesiątych trylogia ma w sobie urok dawnych powieści historycznych, niemniej na tle innych dzieł gatunku wyróżnia się wspaniałym dopracowaniem, precyzyjnym wykorzystaniem wszystkich możliwych źródeł i ubraniem prawdy jedynie w pozory fikcji. Widać, że Maurice Druon był wirtuozem historii, znał ją od podszewki, a w „Królach Przeklętych” zamknął wszystko to, czym powinna być idealna, historyczna beletrystyka. Jego członkowie dynastii Kapetyngów są jak żywi, wielowymiarowi – ani jedna z postaci nie wydaje się być nudna, czy „papierowa”, nawet te najbardziej prawe, jak Klemencja Węgierska, czy zasadnicze, jak sam Filip Piękny IV. Oni wychodzą z kart powieści i dzielą się swoimi troskami, niedolą i tymi krótkimi chwilami szczęścia, którym los tak bardzo im poskąpił.

Zaskakuje jak bardzo legendarna klątwa Zakonu Templariuszy wpasowała się w prawdziwe dzieje jego oprawców i ich potomków. Spisek goni tutaj spisek, zdrada prowokuje kolejną zdradę, pod pazuchami przemykają trucizny i nikt nie może się czuć bezpieczny, nawet sam król, a może przede wszystkim król. Żaden romans nie jest niewinny, bękarty mają znikać, a ciała tonąć pod osłoną nocy. Szepty, liściki, sekretne znaki – wszystkie fortele dozwolone, kiedy idzie o walkę o władzę. Polityka zdaje się tu jedynie przemykać w tle, w niewidzialny sposób, jednak stanowi fabularną podstawę i pewnie niejeden czytelnik będzie się głowił, jak to się stało, że zdołał zapamiętać tak wiele faktów, jak łatwo mu określić w czasie poszczególne wydarzenia, a nazwiska nie brzmią już obco i wszystko ma swoje miejsce.

Nie przez przypadek wznowienie serii „Królów Przeklętych” reklamowane jest słowami George’a R.R. Martina, czyli To jest prawdziwa Gra o Tron. Nie ma w tym nic wymuszonego, czy wyolbrzymionego, bo co prawda Martin tworząc swoją tak popularną Sagę Pieśni Lodu i Ognia również opierał się o historię i sięgał do źródeł, ale żadne bezeceństwa Lannisterów, żadne Czerwone Wesela, czy bitwy o Północ nie dorównają temu, co naprawdę przytrafiło się francuskim władcom Maurice’a Druon. W „Królach Przeklętych” odnajdziemy przyprawiającą o dreszcz przemoc, uwiedzenia i seksualne wybryki, politykę pełną rzeczywistej grozy, gdzie nie liczy się dobro ogólne, ale interes jakiejś jednostki, kogoś, kto akurat walczy o swoje (i zazwyczaj skazany jest na porażkę), by za chwilę zrobić miejsce innym.

Wypieki na twarzy gwarantowane i bezsenne noce być może też, tym bardziej, że trzeci, ostatni tom miał niedawno swoją premierę i teraz wszystkie tajemnice Kapetyngów czekają na odkrycie.

O.

FABUŁA:

TEMATYKA:

DLA KOGO?

*Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Otwarte 🙂

**Po więcej „Królów Przeklętych” koniecznie zajrzyjcie na vloga!

 

Exit mobile version