Od początku istnienia Wielkiego Buka powtarzam niezmiennie: „Nie liczy się forma, nie liczy się medium. Liczy się opowieść i treść.” To pewnie dlatego nigdy do końca nie potrafiłam zrozumieć tego często pełnego goryczy, wyrzutów i niekończących się argumentów konfliktu* pomiędzy zwolennikami tradycyjnych, papierowych książek a zwolennikami ebooków, czy audiobooków. Jedni próbują przekonywać drugich, czasami delikatnie, czasami nawet agresywnie i nadziwić się nie mogę, gdy jedna strona próbuje na siłę przekonywać drugą, nie szukając nawet wspólnego gruntu, nie licząc na jakikolwiek kompromis. Czy w czytaniu nie chodzi nam wszystkim o to samo? O poznawanie opowieści? O zanurzenie się w inny świat? O naukę poprzez przekazywaną nam treść?
Sama chciałam ten temat poruszyć już od dłuższego czasu, dołożyć swoją cegiełkę i podzielić się z Wami moim punktem widzenia, bo wciąż powraca on w konwersacjach i przewija się w moim otoczeniu. Do tej pory nie było takiego powodu, żeby dotknąć tego tematu, ale ze względu na współpracę z księgarnią internetową Virtualo i dyskusję, która pozwoliła mi usystematyzować myśli mam w końcu okazję, by o tym wspomnieć i wyłożyć moje przemyślenia.
Początek ebookowej przygody
Jak pewnie zauważyliście, w logo Wielkiego Buka nie znajduje się wcale książka, ale połączenie czytnika z tradycyjną zakładką. Nie jest to oczywiście przypadek. Sama sięgam po wszystkie formy przekazu – od papierowej książki, po ebooki aż do audiobooków i odnajduję w każdym z tych mediów najlepsze strony, wykorzystując je na swoją korzyść. Co wcale nie oznacza, że nie wahałam się na początku.
Walczyłam ze sobą długo, zapierałam się i uważałam, że nigdy nie sięgnę po ebooki, bo… i tutaj mogę wstawić cały ciąg argumentów dotyczący faktury papieru, zapachu, poczucia posiadania, eleganckich wydań, wyjątkowości przeżywania dotykiem itp. Jednak nigdy nie mów nigdy, bo kiedy czytnik po raz pierwszy trafił do moich rąk ponad pięć lat temu, to okazało się, że idealnie wpasował do mojego stylu życia. Czytam na zmianę, raz tak, raz tak, a mój bibliofilski świat jest o wiele bogatszy i formy dobieram sobie tak, żeby było mi po prostu jak najwygodniej, bez wahań i bez uprzedzeń.
Nie bój się, że książki znikną
Ebook jako nowoczesna forma przekazu treści idealnie pasuje do naszego nowego, szybszego i bardziej mobilnego świata. Ale tradycyjne, papierowe książki nie znikną nigdy i nigdy nie stracą na popularności. Idąc za słowami Umberto Eco i Jean-Claude Carrière’a, którzy podjęli genialną polemikę i spisali ją we wspólnej książce „Nie myśl, że książki znikną”, tradycyjna, papierowa książka już jest najdoskonalszym z nośników. Po stuleciach poszukiwań to właśnie ona zwyciężyła i zdominowała literaturę. Ale czy to znaczy, że manuskrypty pisane na niedźwiedziej skórze są gorsze? Kamienne zapisy też? Papirusowe zwoje nic nie znaczą? Oczywiście, że nie! Po prostu książka jako medium sprawdziła się najlepiej w testach przeprowadzanych przez wieki. Zmieniał się jej format, zmieniały obwoluty, unowocześniała technika składu, ale książka pozostała niezmienna i zawsze tak będzie. Jednak to wcale nie znaczy, że ludzkość ma zaprzestać poszukiwań. Tym bardziej, gdy zależy nam na ułatwieniu poznawania i przechowywania treści, a nie na konserwatywnym trzymaniu się formy.
Wady i zalety?
Wiadomo, nic nie jest idealne, więc sięgając po książki wirtualne dobrze jest wziąć pod uwagę kilka istotnych rzeczy.
Czytnik/tablet/telefon wypełniony po brzegi setkami książek to wielkie ułatwienie w podróży. Setkami, nawet tysiącami dla koneserów. I nie trzeba wybierać. Nie trzeba obawiać się przepełnienia torebki. Wystarczy, że chcę poczytać, w autobusie, w kolejce, w knajpce – wyjmuję telefon i cała biblioteka leży u moich dłoni.
Dobrym przykładem jest tutaj moja rodzina bibliofilów, bo niegdyś każda podróż oznaczała osobną torbę na książki. I to wcale niemałą. Czytaliśmy wszyscy, dużo i w tempie, które pozwalało nam w wolnym wakacyjnym czasie przeczytać nawet do trzech książek tygodniowo. Na trzy osoby to dziewięć książek, a każde odwiedzane przez nas miejsce i tak zawsze było sprawdzane pod kątem księgarni, więc z urlopu powracaliśmy z jeszcze jedną dodatkową torbą wypełnioną książkami. Kompaktowość ebooków pozwoliła nam nie zamieniać każdej wycieczki na wyprawę tysiąclecia, o ile tego nie chcemy, i poza czytanymi akurat papierowymi wydaniami, nasze lektury zapasowe mieścimy na wirtualnych półkach.
Nie ma również co ukrywać – ebooki pozwalają na zwiększenie wolnego miejsca w biblioteczce. Marzenie o prywatnej bibliotece, w której gigantyczne regały wypełnione po brzegi sięgają sufitu, a przestrzeń przeznaczona tylko na książki to połowa mojego bloku wciąż jest w trakcie realizacji. To oznacza, że o ile nie kolekcjonuję specjalnych wydań, nie zależy mi na konkretnych okładkach, czy wyjątkowych edycjach, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zaoszczędzić trochę miejsca. Czytnik ma to do siebie, że mogę trzymać w nim wszystkie te tytuły, do których raczej już nie wrócę w najbliższym czasie, wszelkie nowości, których wciąż nie jestem pewna i pozycje, na które nie mam już miejsca w rzeczywistej bibliotece. Pozycje mniej uniwersalne, niż chociażby kultowa klasyka literatury, która dzięki niesamowitym wydaniom pięknie się prezentuje i można do niej sięgać dla samej przyjemności obcowania z tradycyjną książką. Wirtualne półki pozwalają na opanowanie chaosu i przestrzeni, a jeśli ktoś nie lubi używać zakreślaczy, zakładek, obwolut itp. – to tutaj wszystko ma na miejscu, klik, klik i niczym nie trzeba się martwić.
Ale, wystarczy brak prądu, niemoc doładowania baterii przez dłuższy czas w czytniku/tablecie/telefonie i natrafiamy na przeszkodę nie do pokonania. Wtedy sięgamy po papierowe wydanie i po kłopocie, no chyba że akurat jest ciemno, to wtedy możemy sami opowiadać sobie historie przy ognisku.
Ebooka nie da się też pożyczyć ani odsprzedać i to faktycznie jest problem, jednak jednocześnie cena ebooków jest na tyle wyważona w stosunku do książki tradycyjnej, że można pozwolić sobie na zakup swojego egzemplarza. Co więcej, księgarnie internetowe i wirtualne oferują opcje „na prezent”, która idealnie sprawdza się, gdy chcemy sprawić komuś niespodziankę, jeśli wiemy, że nie stroni od wirtualnych książek. Należy także dodać, że coraz więcej bibliotek również oferuje czytniki i ebookowe wersje swoich książek, przynajmniej tych najpopularniejszych.
Istotnym argumentem za ebookami jest dla mnie to, że wielu książek nie sposób dostać w Polsce, czasami nawet w Europie, a jeśli można je dostać, to bywa, że cena przesyłki przerasta cenę książki i cała transakcja staje się albo nieopłacalna, albo nierealna dla zwyczajnego, modelowego czytelnika. I właśnie wtedy na ratunek przychodzą księgarnie oferujące ebooki. Nowości, premiery, najświeższe nowinki literackiego świata – to wszystko często jest o wiele łatwiej dostępne wirtualnie, niż w tradycyjnej formie, a cena jest o wiele przystępniejsza, niż przy zamawianiu papierowego wydania.
Niemniej, jeśli z zapachu książek, z szelestu kartek zrobiliśmy sobie mały rytuał, to oczywistym jest, że przy wirtualnych książkach może tego zabraknąć, ale wszystko ma swoje plusy i minusy.
Eksperymentuj!
I tutaj dochodzimy do sedna sprawy, przynajmniej dla mnie. Nie uprzedzajmy się z góry do jednej albo drugiej formy przekazu. Nie trzymajmy się kurczowo tylko jednej strony i nie udowadniajmy na siłę własnych racji. Wypróbujmy nowe formy na sobie i sami sprawdźmy co lubimy najbardziej, bo rezultaty mogą być zaskakujące, tak jak było w moim przypadku.
A cel każdego czytelnika jest jeden: poznać treść, zachwycić się opowieścią oraz nauczyć się czegoś. I warto spróbować podejść do tego tematu otwarcie. Sięgajmy po ebooki, sięgajmy po papierowe książki, testujmy na sobie zdobycze techniki i wracajmy do tradycyjnej formy przekazu. To czytelnik sam musi zadecydować, która forma przemówi do niego najlepiej. Czytajmy tak jak lubimy.
Bo warto czytać.
W każdej formie i w każdym miejscu.
O.
*Być może część konfliktu wywodzi się z nieuchronnych zmian, które przychodzą wraz z technologią, podobnie jak zmiany, które pojawiły się w recenzenckim świecie wraz z nadejściem blogosfery i vlogosfery, bo przecież do dzisiaj słyszymy, że blogerzy i vlogerzy to nie recenzenci… Ale o tym pogadamy następnym razem 🙂
**Tekst powstał we współpracy z księgarnią internetową Virtualo.
Na Virtualo istnieje bardzo fajna opcja prezentowa: EBOOK NA PREZENT – szczegóły TUTAJ
***Na vlogu KOMUNIKAT SPECJALNY od Dr Wielkobuczek!
dla mnie ebooki tak jak piszesz to zaleta.. choć w tym roku oprócz czytnika wziąłem na urlop książki papierowe..o czym wcześniej nie myślałem.. teraz czytnik ułatwia mi życie przy małym dziecku, bo jedną ręką trzymasz butelkę/grzechotkę a drugą czytnik i jednym placem przewracasz stronę..co w książce papierowej nie jest możliwe.. ale z drugiej strony papierowe książki też mają swoje zalety.. ja ostatnio nawet wypożyczałem książki ktore miałem w wersji ebookowej bo jakoś mi się dobrze czytało.. nawet do tego stopnia, że ruchem ręki chciałem późnie przewracać czytnikowe strony…. a minusem ebooków jest też, to że często niestety starsze wydania książek mogą już nie trafić w wersji ebookowej na polski rynek.. wiadomo licencje i takie tam.. a tu z pomocą przychodzą 'nieoficjalne’ skany w Wordzie czy innym niezbyt legalnym formacie.. wszystko ma plusy i minusy.. ja jeszcze do audiobooków sie nie przekonałem..
Na audiobooki muszę poświęcić osobny tekst, bo to jednak zupełnie inna forma i dobrze byłoby się jej przyjrzeć z bliska 😀
A tak jak piszesz – czytanie to subiektywna sprawa i też tak czasami mam, że większość czasu spędzam z tabletem, a potem nagle przerwa, ale mieszam – jak wygodniej 🙂 I to jest właśnie najważniejsze, ale przede wszystkim trzeba próbować – nigdy oceniać z góry 🙂
dokładnie ja próbowałem z audiobookami póki co z Walking Dead i fajnie zrobione słuchowiska, ale jakoś nie umie się do końca skupić.. a wieczorem to pewnie bym usnął hehe
Też początkowo wychodziłem z założenia, że czytnik mi zupełnie niepotrzebny i dam radę się obyć bez niego. Ale oczywiście nigdy nie miałem żadnych przeciwwskazań, żeby nowe formy książki powstawały, bo liczy się samo czytanie i czerpanie z tego przyjemności – o czym wspomniałaś – a nie jej forma Cóż. Czas zweryfikował mój pogląd, że jednak czytnik będzie niezbędnym narzędziem z kilku powodów. Najważniejsze to: brak papierowej wersji (co myślę, że będzie postępowało coraz częściej i to jest największy minus, bo ulubionego Kinga już musiałem kupić w formie ebooka, chociaż wolałbym w papierowej, ale w takiej tego nie wydarzą), bo świetne okazje nabycia po niskich cenach pojedynczo lub w pakietach (BookRage się kłania), bo nie wszystko potrzebuję fizycznie, bo wygodniej przy czytaniu cegieł (np. Sanderson wielkości Biblii, z którym niekoniecznie chciałbym z domu wychodzić) i najważniejsze chyba dla mnie, ułatwienie czytania po angielsku z szybkim dostępem do słownika ang-ang i ang-pol ( przy czytaniu tradycyjnym potrzebuję mieć odpalonego laptopa z tłumacza, co mnie odciąga od samej książki, w przypadku czytnika odbywa się to błyskawicznie).
Ja zakup czytnika mam przed sobą, lada dzień, lada moment, czekam tylko na kasiurę i kupuje, i przyznam się szczerze, że ślinię się na to jak dziecko na klocki LEGO. 😀 (I pomyśleć, że tyle plusów widzę, a jeszcze go nawet w ręce nie mam. :D).
Ale do audiobooków się nigdy nie przekonam. Nie potrafię się skupić na samym słuchaniu i nic nie robieniu, a słuchanie i robienie czegoś podczas wytrąca mnie z równowagi i tracę wątek. No ale, jak pisałem wyżej, nie neguję, że jest to dobre i jak ktoś ma tylko w ten sposób czytać, ale czytać, to niech to robi jak najczęściej. 🙂
No właśnie na audiobooki poświęcę osobny tekst, bo to zupełnie inna forma i nie dla wszystkich 🙂
Ale mega fajnie, że już tak się pozytywnie nastawiłeś na czytnik 😀 To faktycznie wielkie ułatwienie i też tak mam, że od razu korzystam ze słownika, z wikipedii, ze wszystkich smaczków i dodatków, kiedy tylko muszę coś sprawdzić albo przetestować. I książki oryginalne dostępne są raz dwa i ceny! Co najmniej o połowę tańsze niż papierowe w dniu premiery.
No i najfajniejsze to czytać i niczym się nie przejmować i testować różne formy dla swojej satysfakcji. 🙂
Chętnie o tym poczytam, ale z czystej ciekawości, bo do korzystania z audiobooków zmusiłaby mnie jedynie utrata wzroku, czego mam nadzieję nigdy nie przeżyć. 😉
Ano tak się już nakręcam od jakiegoś czasu. Gdyby nie to, że w tym roku zacząłem konkretny remont całego mieszkania od A do Z, to pewnie kupiłbym wcześniej. Ale apetyt rośnie…wiadomo jak jest. 😉
Dokładnie. Ale mam nadzieję nie dożyć chwili, kiedy papier zniknie z półek, bo „obrońcy przyrody” będą do tego dążyć.
Dobrze, że o tym piszesz! Ja przekonałam się i do ebooków i do audiobooków – te drugie „przekonanie” traktuję jako wielki przełom 🙂 Potrzebne jest takie otwieranie się na nowe formy czytania… Zresztą, jeśli ktoś jest pożeraczem książek, każda forma powinna mu odpowiadać, co najwyżej może być mniej lub bardziej wygodna. Ja np. nie lubię czytać dłuższych tekstów z ekranu komputera, ale ekran ebooka ze swoim e-papierem to już co innego 🙂
Ale fajnie! Audiobooki są wyjątkowe, więc im poświęcę kiedyś osobny tekst 🙂 Też tak sądzę, że najważniejsze to dopasować sobie czytanie pod własne potrzeby, nie bojąc się eksperymentować z formą, bo czasami to może zaskoczyć 🙂
Ja dopiero niedawno przekonałam się do czytników i to tylko dlatego, że miałam łatwiejszy dostęp do książek w formacie cyfrowym niż normalnym 🙂 Czytnik zakupiłam dlatego, że nie byłam w stanie czytać książek na laptopie, telefonie, tablecie. Jednak wyświetlacz typu LCD zbyt mocno obciążał mój wzrok. Czytanie na czytniku nie powoduje zmęczenia oczu, mogę czytać kilka godzin bez przerwy (mówimy o czytniku z E-ink, a nie tabletu LCD udającym czytnik). Do audiobooków niestety nie dam się przekonać. Nie lubię jak ktoś mi cokolwiek czyta, po około 1 minucie się kompletnie wyłączam…
Najfajniejsze jest to, że przekonałaś się, sięgnęłaś, sprawdziłaś na sobie i okazało się, że działa 😀 Najgorsze to nastawienie się z góry na „nie, bo nie”, bez przetestowania 🙂 Cieszę się ogromnie, że znalazłaś czytnik dla siebie.
A audiobooki faktycznie nie są dla wszystkich 🙂
To chyba zależy od tego na ile interesujemy się książką – czy liczy się tylko tekst, czy także i kontekst. Jeśli to pierwsze, to sprawa jest oczywista czytnik zostawia książkę w pokonanym polu, jeśli jednak także i to drugie, to sprawa wygląda dokładnie odwrotnie. Można na przykład przeczytać „Kwiatki św. Franciszka” na czytniku ale nie mają one żadnych z szans z uczuciem, które towarzyszy lekturze książki zaprojektowanej przez Aleksandrę Dębniak, gdzie w czytnikach miejsce na smaczek pierwszego wydania, okładki, typografii nie mówiąc już o autografach i dedykacjach odautorskich. Jasne, że nie ma to znaczenia przy zalewie współczesnej literatury, kolejnym kryminale Katarzyny Bondy czy kolejnej powieści Szczepana Twardocha albo n-tym wydaniu „Pani Bovary” ale przecież książki nie zaczynają się i nie kończą tylko na tym.
Faktycznie, tutaj masz rację, jednak wtedy, gdy faktycznie liczy się konkretne wydanie. Podałeś świetny przykład „Kwiatków św. Franciszka”, ja mogę od siebie podać przykład „S.” J.J. Abramsa, które nie ma racji bytu w wirtualnej wersji, a wydanie samo z siebie stanowi ukłon w stronę papierowej książki. Ale… np. „The Night Film” Marishy Pessl jest już książką wirtualną. Można ją czytać w papierze, ale traci się cały kontekst, bo ukryty jest on w wirtualnym świecie. Więc tutaj są różne tytuły i zależy od wydania.
Świetny tekst! W sumie mogłabym skończyć na krótkim „zgadzam się”, no ale dobra… 😀
Jak chyba każdy, też początkowo miałam chwile zawahania, bo byłam książkową tradycjonalistką. I tak aż do momentu… Gdy zobaczyłam pierwszy czytnik (u mojego T.)! Jakoś nagle wyparowały wszystkie myśli w stylu „ale jak to bez kartek?”, „to nie będzie to samo”, a ten argument o wąchaniu książek w ogóle nie ma u mnie racji bytu, bo jako alergik zwykle od razu zaczynam kichać 😀 Wygoda jest największym atutem, jeśli chodzi o e-booki! Plusem są też ceny, promocje są często o wiele korzystniejsze niż na papier. Niezmiennym problemem pozostaje jedno: Kiedy ja to wszystko przeczytam?! 😀
Dziękuję Kochana :*
Dokładnie! Dokładnie! Dokładnie! 😀 Też myślałam, że nie i fe, a tu zaskoczenie i miłość od pierwszego użycia 🙂
Miałam tak samo 😀 Właśnie sobie myślę, że jak skończę książkę, którą teraz czytam, to dopieszczę mojego Kundelka, bo tyle pyszności na nim czeka 😀
Tableta nie mam, na komórce czytać nie lubię, bo ekran jest za mały. Powoli przymierzam się do czytnika, bo brak mi już miejsca na półkach. Nie jestem się jednak w stanie zdecydować: wszyscy polecają Kindla, ale mnie kusi też czytnik z abonamentem Legimi.
Hm… Nie umiem Ci tutaj za bardzo pomóc, ale wiem, że fajne porównania kiedyś chyba robił Janek z Tramwaju Nr4, a na pewno testował kilka czytników 🙂
Sama korzystam z tabletu 🙂
Ja ebooki i czytniki traktuję jako zaletę i wielkie ułatwienie. Oczywiście jestem zwolenniczką i bardzo kocham papierowe książki, chciałabym mieć ich jak najwięcej ale czasem ebook to łatwiejsza opcja. Przede wszystkim sprawdza się gdy gdzieś wychodzę/ wyjeżdżam z książką, wtedy biorę mały czytnik i mam wiele książek przy sobie i nie muszę dźwigać. Poza tym dostępność i mniejsze koszty za tytuły, które mnie interesują.
No właśnie – wygoda i moblilność 🙂 Najważniejsze to korzystanie z książek i czytników dopasować do siebie, bez uprzedzania się 🙂
Jeszcze niedawno wzruszyłbym ramionami. Pewnie, że czytnik, pewnie, że e-booki 🙂
No i nie do końca to prawda…
Na marginesie – audiobooki u mnie nie mają racji bytu, nie ma takiej możliwości, żeby mi ktoś książkę czytał po swojemu, odrzucają mnie 😉 Jedyne co mi może przez uszy trafiać to jakiś podkład muzyczny a i to nie zawsze…
Wracając do meritum. Są książki, których nie da się tak czytać, okazuje się, że „oprawa”, czy jak to nazwał Marlow kontekst jest ważny 😉 Widziałaś „Księgi Jakubowe” w e-booku? To jest zupełnie inna, zupełnie nie ta książka.
Co najdziwniejsze – książki, o których chcę pisać muszę mieć w papierze, tak mnie jakoś naszło… Kilka pozycji, które mam przeczytane w e-wersji nie dają się opisać, muszę pożyczyć gdzieś albo kupić w p-wersji – kiedyś tak nie miałem, używam czytnika już ładnych parę lat, od zawsze chwaliłem i propagowałem e-wersje, a tu takie coś… Oczywiście smak i zapach papierowych książek nie ma żadnego znaczenia, ale skład i typografia to i owszem 😀
Tutaj się zgadzam jak najbardziej i tak jak napisałam wyżej Marlowowi – są wydania książek, których nie da się podrobić. 🙂 „Księgi Jakubowe” również są mega dobrym przykładem, a ja od siebie dodaję „S” J.J. Abramsa – to jest hołd złożony papierowej książce. Wersja ebookowa byłaby bez sensu. Ale tak samo jest z wydaniami konkretnie pod czytniki – np. „The Night Film” Marishy Pessl, który bez wirtualnego kontekstu traci połowę swojej doskonałości, albo Dukaja „Starośc Aksolotla”, bo to chyba również jest powieść wirtualna.
Mi chodzi o to, żeby dopasować czytanie pod siebie. Nie trzeba upierać się przy jednej albo drugiej opcji i wtedy, kiedy widzimy, że ważna jest forma np. przy „Księgach Jakubowych”, to nie musimy robić sobie na przekór – chodzi o to, żeby być otwartym i cieszyć się z różnych opcji 😀
Zacząłem pisać komentarz i po chwili okazało się, że jest trochę zbyt długi 😉 No to wyszła z tego notka: https://krzysztofmroczko.wordpress.com/2015/12/07/papier-czy-e-papier/
Ha! Jak super! Przeczytane i odpowiedziane 😀 Podlinkuję Cię w przyszłym tygodniu w Blogowym Tygodniu jako drugą stronę dyskusji 🙂
Dzięki!
Wcześniej faktycznie zażarcie broniłam książek tradycyjnych a atakowałam czytniki. Moje zdanie nie zmieniło się co prawda poprzez kontakt z samym czytnikiem tylko za sprawą ciągłego zgłębiania tematu. Fanką papierowego czytania wciąż jestem, chociaż przyznam się bez bicia, że powoli zaczynam oszczędzać na kupno czytnika. Jednak mimo, że się przekonałam do e-papieru to do samego czytania na ekranie już nie i wiem to już dzięki własnym doświadczeniom. Nie znoszę czytania na laptopie czy telefonie, szybko tracę wątek i niecierpliwie się. Pominę już kwestię uszkadzania wzroku, chociaż w przypadku e-papieru jest inaczej, wymyślono go w końcu m.in po to aby mniej szkodził naszym oczom. Faktem jest też to, jak to dowodzą badania, że o wiele szybciej zapominamy to co przeczytamy na ekranie niż na papierze.
Co do podróżowania z książkami, przyznam się szczerzę, że chyba ciągle nieświadomie stawiam sobie nowe wyzwania. W ostatnie wakacje udało mi się przewieść ok. 7 książek, a do domu wróciłam z nie co większą ilościom. Lata praktyki i podróżowania 😉
No i tak, dzięki e-bookom możemy również zmniejszyć wycinkę drzew, chociaż ja nadal marzę o tym, że powstanie taka specjalna instytucja, do której będzie można zanieść niechciane książki, dostać za nie pieniądze według ich stanu, a potem zostaną przetworzone na papier na kolejne, nowe tomy.
Chociaż mozolnie idzie mi czytanie na laptopie, to mam jednak ulubione strony, na których, dzięki dużemu zainteresowaniu, szybko się nie zniechęcam 😉 Jednak gorzej jest z książkami, one są zdecydowanie dłuższe 😉
Pozdrawiam!
Ogromnie się cieszę, że powoli się przekonujesz 🙂 Ze swojej strony, to ogromnie polecam czytniki – to zupełnie inne czytanie niż na komputerze, czy telefonie, bez porównania. Co do szybkości i zapamiętywania, to sama uważam, że to kwestia jak najbardziej subiektywna, coś do przetestowania na sobie 🙂
I pamiętam te czasy podróżowania z torbami pełnymi książek 😀 I jeszcze te grubasne okładki – to było szaleństwo. Teraz ograniczam papierowe wydania w podróży i jeśli mam zamiennik ebookowy, to korzystam ile się da 🙂
Pozdrowienia!
Do Twojej wypowiedzi dodałabym jeszcze jedną rzecz: w formie elektronicznej – najczęściej pdf, można dostać tłumaczenia książek, które ich oficjalnych wersji się nie doczekały, to jest takich, które tłumaczyli fani. To jest coś niesamowitego! Każdy czytelnik, chociaż raz natknął się na książkę z potencjałem, która przez nietrafione tłumaczenie wywołała nieprzyjemny zgrzyt. Jeśli książkę tłumaczył nie-profesjonalista, za to z pełnym zaangażowaniem i znajomością stylu autorki, efekt potrafi był na prawdę genialny (o zabawnych przypisach nie wspomnę;)).
Kiedyś pokusiłam się o własny wpis na ten temat (http://zaczytana-susan.pl/prawdziwe-ksiazki-maja-kartki/), a jak widać wraca on jak bumerang 😉
Buźka!
O! Faktycznie! Co prawda nigdy takiego fanowskiego tłumaczenia nie czytałam, ale to naprawdę super, że dzięki temu ludzie mogą poznać albo coś nowego, albo niedokończoną serię, ale o wiele lepsze tłumaczenie 🙂
Dziękuję za link!
Bardo mi się podobał ten tekst. Co prawda jestem fanką papierowych wydań, ale widzę zalety innych form 🙂 Posiadam czytnik i wtedy, kiedy zależy mi na zmniejszeniu bagażu, sięgam własnie po niego. Najważniejsze, tak jak piszesz, to eksperymentować i wybierać najlepszą dla siebie opcję:)
Dokładnie tak 🙂 Fajnie, że nie zamknęłaś się tylko na jedną formę, ale przetestowałaś wszystko i dobierasz sobie tak, żeby było jak najwygodniej 😀
Zdecydowanie książka !
ten zapach, możliwość kartkowania, zakreślania…. i moment kiedy odkłada się książkę do swojej biblioteczki … bezcenny
Całkowicie rozumiem takie doznania 🙂
Byłam strasznie sceptycznie nastawiona do e-booków, ale odkąd mam czytnik jestem zachwycona. Co za wygoda, co za radość! Nie muszę przerywać lektury, kiedy czekam w słabo oświetlonym miejscu, na przystanku (mój czytnik ma podświetlenie), mogę zapakować go książkami w liczbie takiej, że moja biblioteczka by nigdy tego nie udźwignęła. Czytnik jest dla mnie wybawieniem, bo w moim mieszkaniu już po prostu nie mam miejsca na książki, śmieję się, że zaczęłam w nich tonąć, a pewne jest, że będą jeszcze okazje, czy to recenzje czy urodziny etc. kiedy te książki dostawać będę. Chcę być bardziej mobilna, dopóki nie osiądę na stałe. Naprawdę nigdy nie sądziłam, że czytnik i e-booki zmienią tak bardzo moje postrzeganie. Nie zrezygnuję z książki papierowej, nigdy w życiu, ale będę bardziej wybredna przy zakupie i będę chciała mieć na półce książki, które rzeczywiście będę czytać po kilka razy. Inaczej będę musiała zacząć składować książki w kuchni i łazience – co jest bardzo niefortunnym rozwiązaniem. 😀
Bardzo mądry tekst, kochana i Twoją maksymę, będę sama powtarzać – bo, w gruncie rzeczy, książka, sama w sobie, jest czystym pięknem. Nie ważne jaką formę przybierze, zawsze przeniesie nas w inny świat i dostarczy wielu emocji.
Ślicznie dziękuję! :* To dla mnie wielka radość, że pomimo wcześniejszych oporów sprawdziłaś na sobie i się zakochałaś 🙂
To nasze historie są nawet podobne, bo dla mnie również czytnik jest wybawieniem przed przygnieceniem książkami 😀 Pozdrowień moc!
Dokładnie tak 😀 Przygniecenie książkami byłoby cudowne, ale jak się wynajmuje mieszkanie i co jakiś czas przeprowadza, jest strasznie kłopotliwe :c
Pozdrawiam również kochana! 🙂
Znaleźliby Cię właściciele taką przygniecioną 😀 Skąd ja to znam – też tak miałam D:
No dokładnie 😀 Choć i tak staram się książki rozdawać – lubię się dzielić- ale i tak, swoich ukochanych też mam duuużo i zaczynają mi włazić na głowę 😀