Istnieje zło, które niczym grzech śmiertelny zapisuje się w dziejach na zawsze. Niczym piekielne piętno zostaje wyryte na linii życia, na historii, na kolejnych pokoleniach. Jedno wydarzenie, jeden wybór, który skazuje kolejne generacje na egzystencję pośród wyrzutów sumienia, których nie mogą już zrozumieć. Na pokutę, na którą nie byli przygotowani. To założenie istnieje pewnie we wszystkich kulturach świata – karmiczne „historia lubi się powtarzać”, czyli to co my oddajemy światu, powraca także do nas. Przeznaczenie czy los to dobro i zło, które wychodzi prosto od człowieka. Nie inaczej. Budujemy swoje życie sami i sami możemy skazać się na klęskę. Wiara raczej nie ma tutaj znaczenia, chociaż to kwestia czysto subiektywna, tym bardziej gdy w grę wchodzą klątwy i przekleństwa, rzucone w gniewie, gdy dokonano ostatecznego wyboru.
O tajemniczych kolejach losu, o zabobonach sprzed lat, o rodzinnych obsesjach i zdradzie, która przetrwała dziesięciolecia opowieść snuje Jakub Małecki w swojej najnowszej powieści zatytułowanej intrygująco „Dygot”, bo jak powtarza jeden z bohaterów pod koniec swojego życia: życie to jeden, kurwa, wielki dygot. Dygot, czyli drżenie, czyli ciarki, czyli trzęsienie wewnętrzne każdego człowieka, który przedziera się przez świat, od czasu narodzin aż do śmierci. Dygot zdaje się tutaj stanem chorobowym, anomalią, która przybrała pozory normalności. To stan, w którym świadomość własnej śmiertelności łączy się z poczuciem o nieistotności istnienia – Jesteś krzyk, jesteś dygot, jesteś kropla w rzece – nikt nie jest wyjątkowy, wszyscy zmierzamy w tym samym kierunku, przez to, co niby było takie ważne w stronę nicości, potem wszystko, prawie wszystko jest jak dawniej.
Wiktor przyjmuje tutaj rolę wiejskiego dziwoląga, istoty, której trzeba się obawiać, na którą trzeba polować z widłami, a przede wszystkim na każdym kroku należy go poniżać, degradować i pokazywać, jak bardzo jest inny, przez to niezrozumiały i straszny. Wiktor to pokuta Łabendowiczów, to żyjący wyrzut sumienia, który otoczony jest miłością, rodzinnym wsparciem, niemniej od początku skazany na zagładę. Jego spuścizną jest wyklęcie ze społeczności i szaleństwo, o którym wie tylko on, a które rozumie jedynie druga szalona, odizolowana od normalności istota. Od Wiktora tak naprawdę wszystko się zaczyna i można powiedzieć, że wszystko się kończy, a przypomina to opis życia tego przeklętego dziecka ze świńskim ogonkiem ze „Stu Lat Samotności” Marqueza, gdyby tylko przeżyło i gdyby rodzina Buendia wciąż jeszcze istniała. Wybryk natury, swój, jednak obcy, który musi odgrywać taką rolę, nawet przed samym sobą, aby wyróżnić się z tłumu zbiorowego cierpienia.
Jakub Małecki wykreował rzeczywistość, w której bohaterowie miotani są wewnętrznymi konfliktami, słabościami, przez które marnują siebie i innych, niszcząc tych, których kochają, a karmiąc tych, przepełnionych nienawiścią. Zło zdaje się nie mieć tutaj określonej twarzy, pomimo że diabłem miał być sam Wiktor. Diabeł pojawia się, jednak niezależnie od wszystkiego – jest tym, co pcha ludzi do zbrodni, do zdrady, do okrucieństwa przeciw niewinnym. To zdrady mniejsze i większe, to kłamstwa, kradzieże, malwersacje finansowe. To wykorzystywanie innych ludzi, to głupota i niemoc pogodzenia się z innością. Diabeł to człowiek sam w sobie, a opowieść snuta przez Małeckiego udowadnia, że każdy takiego diabła może spuścić ze smyczy, w ciemność i pustkę, o wiele łatwiej niż zrodzić jakiekolwiek dobro, światłość, czy bezwarunkową miłość. Egzystencja członków rodu Łabendowiczów i Geldów, tak jak wszystkich, którzy ich mijają na różnych etapach pełzającego czasu pełna jest grozy zwyczajności, walki o duszę, która niezmiennie dygocze w bólu.
„Dygot” Jakuba Małeckiego to rodzinna saga przepełniona tajemnicą, sekretami mniejszymi i większymi, bolączkami i małymi chwilami niemal niezauważalnej szczęśliwości, z których składa się życie. Rodzinne więzy są tutaj silne i niezmienne, pomimo mijających lat. Pamięć długa i nieprzejednana, chociaż pewnie o większości wydarzeń lepiej byłoby już nic nie wiedzieć. Szaleństwo jakoś wpisane w krew tych rodzin, ale pytanie narzuca się samo – czy każdy nie ma w sobie szczypty obłędu? To historia wiecznych wyrzutów sumienia, niemożności odnalezienia swojego miejsca oraz samotności pomiędzy bliskimi sobie ludźmi. O inności i zabobonie, który tę inność zniszczył. Jest tu szczypta magii, jest nienawiść i jest poszukiwanie – ukojenia i spokoju z dygoczących szponów życia.
„Dygot” należy do tych powieści, które są wielkie i znaczące, które hipnotyzują pięknem i detalem – o których myśli się długo i nie zapomina nigdy. Duży Buk, nic dodać, nic ująć.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Sine Qua Non.
**Po więcej „DYGOTU” Jakuba Małeckiego, po czysty zachwyt i KONKURS koniecznie zajrzyjcie na VLOGA!