Noc taka jak dziś. Upalna. Parna. Męcząca. Wypełniona odgłosami napierającego miasta. Rozochoconych, roztańczonych, otumanionych wyziewami istot. Noc somnambulików. Noc smutków. Noc rozkoszy. Noc, która zdaje się nigdy nie mieć końca, a kiedy nadchodzi świt, a słońce pojawia się na horyzoncie, wcale nie widać ocalenia. Nie czuć spełnienia. To noc, kiedy niebo powinno być ugwieżdżone, ale przeraża ciemnością. Złowieszczą pustką. Coś czai się w tym niezbadanym mroku. Zostaje samotność.
U Djuny Barnes ta samotność przybiera postać nieszczęśliwej, młodej kobiety o wyjałowionej smutkiem duszy. W niej hula wiatr, a ona błąka się po opustoszałych ulicach, z rozbieganym wzrokiem, z zagubieniem wyrysowanym na twarzy. Kobieta odarta ze wszystkiego co było i co będzie, która utraciła swoje korzenie, nie dbając ani o przeszłość, ani o przyszłość. Pozostało niesatysfakcjonujące teraz. Moment, chwila, która przemija. Nie zostaje nic.
Podczas niesycącego snu, podczas pełnych dygotu drzemek, ta kobieta wydaje się być niczym melancholijna olbrzymka, jakaś pradawna istota z tropikalnej dżungli, potężna, silna, pewna swojego przeznaczenia. Wypełniona sensualnym drżenieniem, odgłosami roznamiętnionego ciała Kobieta spełniona. I któż by powiedział, że na jawie to krucha skorupa, trzcina miotająca się na porywistym wietrze. Wrak człowieka. Nicość wcielona.
„Jak na płótnie celnika Rousseau, leżała w dżungli zamkniętej w salonie (przerażone ściany ratowały się ucieczką), rzucona niczym pokarm między mięsożerne kwiaty; typowa scenografia, domena jakiegoś niewidocznego poskromiciela, pół władcy, pół impresaria, w której powinna rozbrzmiewać serenada piszczałek i fletów, reklamująca świat dzikiej przyrody.”
Zbolałe ciało wciąż ucieka, szukając ukojenia w ramionach, które nie mają żadnego większego znaczenia. Sensu istnienia w wędrówkach wszędzie i donikąd, byle iść i może po drodze, gdzieś za horyzontem cel odnajdzie się sam. W alkoholu i tańcu, który jedynie pozbawia czucia, przynosi ulgę i zapomnienie, by za chwilę rozjaśnić zrozpaczony umysł prawdą o sobie.
Ta prawda jest z każdym dniem bardziej przerażająca.
A w oknie ktoś czeka, pełni nocną wartę i wierzy, że nocna olbrzymka, dziewczynka i kobieta w zdominowanym smutkiem ciele powróci, a bezsenna noc dobiegnie końca.
O.
*”Ostępy nocy” Djuny Barnes w przekładzie Marcina Szustera znajdziecie w numerze 5-6/2017 Literatury na Świecie.