Ta powieść to krzyk, to ogień, to przemoc, historia brutalna, makabryczna, gniewna, z pewnością nie dla każdego, ale jest tak diabelnie dobra, że warto spróbować na własnej skórze i zanurzyć się w jej mrok, w „Czas huraganów” Fernandy Melchor.
CZAS HURAGANÓW
Wiedźma nie żyje. Jej rozkładające się ciało odnalazła grupa wałęsających się po okolicy wyrostków. Kim była? Trudno powiedzieć, mówili, że córką tej poprzedniej, przybłędą, diabłem… Teraz została zamordowana, ale czy ta śmierć cokolwiek zmieni? Jej historia jest w końcu historią wielu innych i powiela się w nieskończoność. Tym bardziej, że okolica pełna rozpaczy i beznadziei, gdzie tylko narcos, rozpacz i mrok.
GROZA PRZEMOCY
Meksyk widziany oczami Fernandy Melchor to Meksyk wyciągnięty żywcem z głośnych nagłówków gazet i zatrważających wiadomości ostatniego dziesięciolecia. Korupcja na wszystkich możliwych szczeblach władzy, rozpanoszone kartele narkotykowe, widowiskowe egzekucje… Tam, już od jakiegoś czasu, na ulicach wielkich miast, mniejszych miasteczek i wiosek rządzi bezwzględna przemoc, od której nie ma ucieczki, nie ma schronienia. Przemoc, która wkrada się do domów podstępem, jest jak wąż, zatruwa umysły tak dorosłych, jak i dzieci. Przemoc przenikliwa, drapieżna, dosięgająca swoimi pazurami każdego jak leci, szczególnie jednak kobiety, dorastające dziewczęta, małe dziewczynki… To one u Melchor padają ofiarami niepojętego zła, to one pozbawione są jakichkolwiek perspektyw, to one kończą w rowach, w nieoznakowanych zbiorowych mogiłach, poszarpane, pocięte, spalone… Czytelnik wpada w ten klaustrofobiczny świat, świat mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet, świat pełen rozpaczy i zanurza się w nim całym sobą.
Doświadczenia z lektury „Czasu huraganów” zdają się niezapomniane, przenikają do krwioobiegu i sączą się do wyobraźni. To lektura boleśnie naturalistyczna, koszmarnie obrzydliwa, a jednocześnie Melchor snuje swoją opowieść w taki sposób, że czytelnik nie jest w stanie odłożyć książki, nie jest w stanie odwrócić wzroku. Podobne wrażenia odniosłam przy lekturze „2666” Roberto Bolano, gdzie zło zdawało się wszechobecne, niepokonane, piekielne w całej swojej naturze. Nie każdy będzie w stanie odnaleźć się w tej książce, ale kto pozwoli się prowadzić prozie Fernandy Melchor, ten przeżyje niezapomniane emocje i długo nie będzie mógł się otrząsnąć.
Proza gniewna, ognista, niezapomniana.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem MOVA.
**Zapraszam na film i na KONKURS!