Pierwsze wyzwanie BOOKATHONU– „Dokończ książkę, której nie skończyłaś” – uznaję za w pełni zaliczone! Za mną przeczytanych pierwsze 400 stron i ukończony „Wywiad z Wampirem” Anne Rice, czyli pierwszy tom Kronik Wampirów.
Kategoria: Gruby zwierz
Klasyki literatury, opowieści kultowe, wielkie historie
„Czas Żniw” i „Zakon Mimów” Samantha Shannon
Historia niejednokrotnie udowodniła i wciąż przypomina, niemal każdego dnia, że inność, odmienność rzadko bywają w cenie. Unikatowość zazwyczaj bywa czyimś przekleństwem, a zysk przynosi wszystkim, tylko nie tym, których dotyczy. Bowiem inność może stać się bronią, narzędziem manipulacji w rękach silniejszego, sprytniejszego, tego, który jest w stanie i ma możliwość poświęcić wiele i pozbawić się skrupułów. Idealnie sprawdzają się tutaj obrazy krain totalnych, autorytarnych, których reżim opiera się na strachu i wbijaniu w błoto tych, którzy mają odwagę być sobą. Inwigilacja, propaganda, publiczne egzekucje. I jeszcze tortury, obozy pracy i karne kolonie, w których znikają ludzie. To rzeczywistość, która była, jest i będzie powracać, tak w realnym świecie, jak na łamach popkulturowych fikcji.
„Pierwszych piętnaście żywotów Harry’ego Augusta” Claire North – recenzja
Móc poznać naturę wszechrzeczy! Wejść za czarną, niewidzialną zasłonę ciemności wszechświata! Odkryć odpowiedzi na te najbardziej nurtujące ludzkość pytania. Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? Jaki jest cel naszego istnienia na ziemi? Pokonać barierę czasu! Uzyskać nieśmiertelność! Sprawić, że dusza będzie żyła zawsze, a nasza świadomość nigdy nie zginie. Nie brakuje w historii ludzkości śmiałków, którzy byli zdolni poświęcić wszystko, byle spróbować odkryć chociaż jeden z tych dręczących sekretów. Jak by to było, gdyby człowiek miał szansę rzeźbić w swojej historii? Nawracać, powracać, próbować na nowo kreować swoją rzeczywistość? Zrozumieć sens wszystkiego, chociaż wszystko wydaje się być tak wielkim i nieogarniętym pojęciem.
„Nasz Skrzywiony Bohater” Yi Mun-yol – Recenzja
Literatura południowokoreańska pomimo, iż od jakiegoś już czasu po cichu wkrada się na polski rynek, wciąż niestety nie jest szeroko znana, ani komentowana. Podobnie, jak stereotypowe postrzeganie koreańskiej kultury, czy tak zwanej kultury orientalnej w ogóle, tak i książki południowokoreańskich autorów w subtelny, delikatny sposób poruszają tematy tak lokalne, jak i uniwersalne, ale nie rzucają się w oczy. Nie przebijają się na topowe księgarniane półki, a raczej czekają w cieniu na odkrycie przez pasjonata, przez czytelnika spragnionego wglądu w świat nieco odmienny od tego reprezentowanego przez zachodnie wartości. To pozycje wypełnione latami historycznych doświadczeń, społeczno-obyczajowych przemian, oraz niestygnącego konfliktu pomiędzy Koreą Północną a Południową. Ten konflikt powraca niemal zawsze, w różnej, oryginalnej formie, tworzy koreańską rzeczywistość i przenika na karty kolejnych opowieści.
„Lucynka, Macoszka i ja” Martin Reiner – recenzja [PATRONAT!]
Wielbiciele literatury już tak mają. To ich naturalna cecha. Jakiś rodzaj wewnętrznej energii, która przepływa pod skórą, przesyła impulsy do mózgu obsesyjnego czytelnika, wciąż działającego na najwyższych obrotach. Analiza, interpretacja, rozważanie tematów – literatura, szczególnie ta dobra uzależnia, a przymus prowadzenia na własną rękę literackiego śledztwa potrafi być większy od każdej innej kulturowej potrzeby. Najlepiej skupić się na jednym, konkretnym temacie. Tajemnica pewnego dzieła. Mroczny sekret ulubionego autora. Wiadomość-klucz, którą tylko wytrawny znawca tematu może rozwikłać. Jedno odpowiednio odczytane zdanie może stanowić o przyszłości, o całej egzystencji, o największym poświęceniu twórczości. To właśnie wtedy literatura staje się zwierciadłem, które odbija pasję, pochłania światło i przyciąga, aż oba odbicia staną się łudząco do siebie podobne.
„Rzeka Tajemnic” Dennis Lehane – Recenzja
Wystarczyło kilka minut. Nawet może sekund. Wystarczyło jedno odpowiednio wymodulowane zdanie – zachęty, zastraszenia bądź zwykłego kłamstwa. Trzaśnięcie drzwiami. Pisk opon. I dopiero na koniec przerażenie na twarzy w szybie odjeżdżającego samochodu. Gdy opadły maski. Kiedy nagle przyszła pewność, że to nie przyjaciel, nie dobry wujek, a zły wilk usiadł za kierownicą. Znika dziecko. Często już na zawsze. Nie dane jest mu powrócić. Nie dane jest opowiedzieć swojej historii. Tylko czasami, w wyniku niezwykłych okoliczności, ma szansę znowu stanąć na progu domu, wrócić na łono rodziny, do smutków i radości dnia codziennego. Na powrót do światła. Tylko czy ciemność nie zakorzeniła się w takim dziecku już na zawsze?
„Moja Walka: Księga Druga” Karl Ove Knausgård – recenzja
Był taki czas, gdy przeszłość jawiła się jako nieostra, eteryczna, subtelna iluzja, powleczona migającym filtrem. Obrazy objawiały się niczym w celowym spowolnieniu – uchwycone spojrzenia, urwany śmiech, szelest sukienki na letnim wietrze. Zapach słodkości uchwycony w powietrzu, jak pewnej magdalenki. Wieczne lato… I pewnie pozostałoby już tak na zawsze, gdyby nagle ni stąd, ni zowąd nie pojawił się ON i nie zawiało północnym chłodem. Obraz przeszłości nagle wyostrzył się, aż do bólu. Północny wiatr przegnał pastelową lekkość, a w zamian przyniósł woń czegoś rozkładającego się z oddali. Surowy krajobraz, zastąpił ten bajkowy. Zima przejęła lato. Wszystko zastygło, jak na czarno-białej, silnie skontrastowanej fotografii. On to Karl Ove Knausgård – i już nic nigdy nie będzie takie samo w literaturze.
„Smażone, zielone pomidory” Fannie Flagg – recenzja
Bywa, że w życiu kobiety przychodzi taki moment, że wszystkie lata, które przeminęły wydają się nie mieć absolutnie żadnego sensu. Taka chwila, dłuższa, bądź krótsza, całkowitego załamania formy tak psychicznej, jak i fizycznej. Mąż lub partner nie jest taki, jak się wydawało. Dzieciaki, po latach poświęceń wydają się niewdzięczne. Figura – stracona na wieki. Wszystko nie takie jak powinno być. Nie wspominając o ciele, które nagle odmawia posłuszeństwa i wydaje się należeć do kogoś innego. Gdzieś tam, w innym świecie, w innej rzeczywistości byłoby lepiej. Teraz już za późno, stracone złudzenia, spalone marzenia i mosty, i tak naprawdę najlepiej i najrozsądniej byłoby się położyć i czekać na śmierć. W końcu ta już się czai za rogiem.
„Temat na pierwszą stronę” Umberto Eco – Recenzja
Sięgając po gazetę każdego ranka, po ulubiony dziennik, wierzymy, iż wiadomości, które dostarczają nam jego treści są w pełni zgodne z rzeczywistością. Zakładamy, że wydawca przekazuje nam jedynie prawdę, podpartą niezbitymi faktami, a pośród artykułów nie napotkamy na tanie spekulacje, rodem z tygodnika plotkarskiego. Prasa jest swojego rodzaju wyznacznikiem – jakości, stylu, miarodajności. Jeśli czytelnik nie będzie mógł zaufać dziennikarskiemu fachowi, to albo przestanie zwracać uwagę na to, co istotne, odsunie się od tego, co kształtuje jego poglądy, albo, w zamian, skupi się na tym, co jedynie przynosi oddech dla mózgu i myśli – na horoskopach, na plotkach, na działach rozrywkowych. Smutna byłaby taka utrata zaufania. Niepokojący odwrót od spraw istotnych. I tak naprawdę problem ten może dotyczyć nie tylko codziennej prasy, ale wszystkich dóbr kultury.
„Listy Niezapomniane” Shaun Usher – Recenzja
Jeszcze pół wieku temu nie do pomyślenia było, by listy kiedykolwiek miały przejść do lamusa. Jeszcze nawet dwadzieścia pięć lat temu, gdy internetowe zamysły dopiero raczkowały, list jako tradycyjna forma komunikacji zdawał się być nieśmiertelny. Królowały papeterie, te ozdobne, firmowe, piękne pióra do kompletu, którymi można było kreślić oryginalne i piękne słowa, na wysokiej jakości papierze. Nikt wtedy by jeszcze nie pomyślał, że listy w takiej klasycznej, odręcznej formie, staną się częścią historii. Dzisiaj, gdy wiadomości można przesyłać sobie w ułamku sekund, przekazywać najskrytsze myśli kilkoma skrótami i rysunkowymi skrótowcami, rzadko kto skupia się na formie przekazu. Piszemy tak jak mówimy – chaotycznie, często z błędami, w końcu liczy się sam kontekst i szybka reakcja odbiorcy.