Wyobraźcie sobie, że prowadzicie zwyczajne, domowe, rodzinne życie w Nowym Jorku. Jesteście normalną nastolatką, u progu dorosłego życia i chcecie jedynie przejść ten najcięższy okres zmian. A teraz wyobraźcie sobie, że z dnia na dzień to wasze zwyczajne, szare życie przekształca się diametralnie, gdyż… okazuje się, że należycie do starej europejskiej szlachty i właśnie oddano waszej rodzinie jej odwieczny majątek, wraz z ziemią, zamkiem i służbą. Oraz z całym dobrem inwentarza. Teraz pomyślcie o tym, jak wasi rodzice rzucają wszystko, ostatnie oszczędności wydają na podróż za ocean i ni stąd, ni zowąd lądujecie na totalnym odludziu, bez przyjaciół, bez znajomych, ale z opętanymi szaleństwem rodzicami, tytułem szlacheckim na dokładkę i z całą masą codziennych niespodzianek, które tylko czekają na odkrycie.
Tag: analiza
BEZSENNE ŚRODY: „The Veldt” Ray Bradbury
Pamiętacie wyobrażenia o przyszłości, te sprzed lat? Próby wymyślenia, jak będzie wyglądał świat za pięćdziesiąt, sto, tysiąc lat? Wizjonerskie obrazy science fiction, w których wszystko będzie zmechanizowane, zautomatyzowane, pokryte błyszczącym metalem, wypolerowane na błysk? Nic nie będzie trzeba robić samodzielnie – sprzątanie, pranie, gotowanie, wszystkie możliwe prace domowe będą wykonywane przez specjalne roboty, maszyny, cudna elektroniki. Zamiast lasu – wirtualne drzewa, świergot ptaków w głośnikach. Zamiast morskiej bryzy – sztuczne ustawienie klimatyzacji. Pory roku? To już nie dla nas! Teraz słońce, czy śnieg pojawiają się w sekundę.
„Kompleks Portnoya” Philip Roth
Wspomnienia z dzieciństwa mają to do siebie, że po latach doświadczeń, przeżyć dorosłości zatracają swoje prawdziwe oblicze. To, czego dawniej byliśmy pewni zaczyna rozwiewać się. Obrazy nabierają mglistych kształtów, a my coraz bardziej stajemy się podatni na sugestie. Rodzinne sesje, w których każdy podaje swoją wersję wydarzeń z przeszłości napierają na podświadomość i mieszają z tym, co utknęło w naszej pamięci. Niektóre zostają wyolbrzymione, nabierają podwójnego znaczenia. Inne zacierają się, czasami nawet znikają, zastąpione tym, czym kto inny nas nakarmił. Pojawiają się wątpliwości. W pewnym momencie nawet, te pochowane, powypierane gdzieś na pogranicza umysłu wspomnienia, nabierają swoistej plastyczności. Możemy na własne potrzeby lub na przykład na potrzeby skomplikowanej psychoanalizy, tak w ramach terapii, odgrywać scenki z życia, uzupełnione przez wspomnienia innych, osobne perspektywy, jak film na podglądzie z komentarzem.
„Służące” Kathryn Stockett
Początek lat sześćdziesiątych zarówno w Europie, jak i Stanach Zjednoczonych zwiastował nadchodzącą wielkimi krokami falę konfliktów, a co za tym idzie brutalnych zmian społeczno-kulturowych. Nowe pokolenie, które wyrosło na odgórnie narzuconych zasadach swoich rodziców, na bliźniaczych domkach w klonach podmiejskich osiedli, na towarzyskich spotkaniach i balach dobroczynnych, powoli zaczęło dostrzegać hipokryzję, skrywany pod płaszczykiem ideałów strach. Strach przed zmianą, przed podjęciem tego ostatniego wysiłku, który pozwoliłby ruszyć naprzód i przystosować się do nowego świata, który nadchodził, czy tego chcieli, czy też nie. Marsze, protesty, demonstracje… Rozpoczęła się epoka pamiętnych czynów, symbolicznych gestów i historycznych wydarzeń.
BEZSENNE ŚRODY: „I Cthulhu” Neil Gaiman
Cthulhu. Wielki Przedwieczny. Monstrualny śniący, uśpiony w cyklopowym mieście R’lyeh, głęboko w oceanicznych otchłaniach Pacyfiku. Władca snów. Wielki Inicjator. Bóstwo, które karmi swój kult. Śni szalone sny i nawiedza ludzi. Podsuwa wizje. Koszmarne widziadła. Zsyła szaleństwo. Pewnego dnia, gdy gwiazdy i planety na nowo pojawią się w odpowiedniej koniunkcji – przebudzi się, by siać terror i zniszczenie.
„Mroczny Zakątek” Gillian Flynn
Rytualne mordy, krwawe morderstwa, zabójstwa, których opisy trzeba wycinać i cenzurować w wieczornych wiadomościach ze względu na zbyt makabryczną treść. Kolejne nagłówki w gazetach, wielkie tytułowe neony bijące ze stron internetowych: „rzeź”, „masakra”, „koszmar”, uzupełniające nazwy miejsc. Jako odbiorcy chłoniemy te tytuły, wczytujemy się w artykuły, wsłuchujemy w relacje. Na deser przełączamy kanał, żeby obejrzeć kolejny thriller, a przed snem zaczytujemy się w kryminałach. Rozmyślamy, dyskutujemy, próbujemy wczuć się w Sherlocka Holmesa, Vidocqa, Herkulesa Poirot, czy innego znanego detektywa, by na własną rękę, dla własnej satysfakcji rozwiązać tajemnicę zbrodni. Trzeba przyznać, że zbrodnia fascynuje. Intryguje motywem, profilem mordercy, poszukiwaniem dowodów. Tak jakoś naturalnie i automatycznie kierujemy wzrok na to co krwawe, co odpowiada na nasze wewnętrzne lęki i fobie. Na przekór sobie lubimy ten niepokój, który rodzi kolejna dramatyczna historia.
„Ludzka przystań” John Ajvide Lindqvist
Tradycja! Tradycja! Z ojca na syna, z matki na córkę. Tradycja! Tradycja! Z pokolenia na pokolenie, od zarania dziejów, by utrzymać ustalony porządek. Tradycja! Tradycja! Wierzenia, obyczaje, poglądy – wszelkie treści kultury. Społeczne normy, zachowanie, czy sposoby myślenia – to wszystko i jeszcze więcej przenika do światopoglądu, zostaje przemycone więzami krwi. Nieświadome naśladownictwo, powielanie wzorców, którymi karmieni byliśmy od dawien dawna. Dzięki tradycji przeszłość łączy się z teraźniejszością. To nasze korzenie, wyznacznik naszego miejsca na kulturowej mapie świata. Tradycja może być wyłącznie rodzinna. Takie wewnętrzne przenikanie osobistych treści. Jednak tradycja lubi być zbiorowa, odnosić się do społeczności, do tych mniejszych i większych, chociaż łatwiej jej wtłoczyć się w niewielką zbiorowość. Na przykład w wioskę. Na przykład w wyspę. Odizolowane miejsce na ziemi.
BEZSENNE ŚRODY: „Maska Śmierci Szkarłatnej” Edgar Allan Poe
Ostatnimi czasy wkrada się w codzienność strach. Strach bardzo pierwotny w swojej prostocie, a jednocześnie bardzo intensywny i przekonujący – strach przed chorobą! Przed epidemią, która nadciągnie i niczym średniowieczna dżuma zabierze za sobą setki tysięcy ofiar. Przeczołga się przez kolejne kraje, jak jakaś plaga egipska, której nie można pokonać. Przed chorobą, na którą nie ma jeszcze lekarstwa, nie ma szczepionki, a która kiełkuje złowrogo, przyczajona, by wybuchnąć znienacka z potrójną siłą, zbierając krwawe żniwo po drodze. Mowa tu o chorobie, której symptomy są tak straszne, tak makabryczne, a zaraźliwość tak szybka, że gdy jest już po wszystkim, raczej nie pozostaje nic tylko żegnać się ze światem. Ten strach jest podsycany, tak by wszyscy ci, którzy mieli jakiekolwiek wątpliwości co do przebiegu tej podstępnej choroby widzieli wszystko i jeszcze więcej. Żeby przerazić i wywołać wewnętrzną panikę. Tak jak zwykle. Tak jak dawniej. Tak jak zawsze. Tak jak w niesamowitym, mocnym opowiadaniu Edgara Allana Poe zatytułowanym „Maska Śmierci Szkarłatnej”.
„Królowa Śniegu” Michael Cunningham
W prószące, śniegowe, magiczne dni przychodzą czasami do głowy dziwne myśli. Mogą wydarzyć się niewiarygodne rzeczy. Może przydarzyć się coś specjalnego, wyjątkowego, bo ta zimowa aura aż prosi się o cud. To wtedy, gdy czas zdaje się stać w miejscu, a świat przykryty kołderką delikatnego puchu przestaje pędzić i stwarza pozory baśniowej śniegowej kuli, przybliżając tajemnice wszechświata. Rzucone zaklęcie, kruche i niepewne, omamia wzrok, stwarza pozory, wydaje się być czymś innym, niż jest w rzeczywistości. Czasami, w takie dni można dostrzec światełko na niebie, znak z ciemności wszechświata, który prosi się aż o nieoczywistą interpretację. A czasami, gdy zawierucha podnosi płatki śniegu, natrafić można na diabelski kryształ, który już na zawsze zalęgnie się w sercu, osadzi i przylgnie, rzucając klątwę– odbierając radość, miłość i szczęście.
„Człowiek Śmiechu” Wiktor Hugo
Człowiek jako zabawka. Człowiek jako błahostka. Jako maskotka dla ludzi. Czyjeś widzimisię. Do wyszydzania, wytykania palcami, do zaśmiewania się. Czego nie zrobi człowiek drugiemu człowiekowi byle znaleźć kolejne źródło opłacalnej rozrywki? Jest gotowy zrobić wszystko. Kto będzie na tym korzystał? Ktoś próżny, bogaty, ktoś, kto ma władzę i nie obawia się konsekwencji. Ten, którego macki sięgają wysoko w górę i w głąb. Ten, kto ma koneksje. Ktoś znudzony do cna zwyczajnością, okrutny w swojej oziębłości. Potrzeba tu kogoś, kogo nie obchodzi krzywda innych, a znęcanie się nad nimi stanowi perwersyjną, w oczach niektórych nawet wyrafinowaną rozrywkę. Kim są ofiary? To ludzie słabsi. Biedni, wywodzący się z niższych warstw społeczeństwa, gdzie urodzenie już nie gra żadnej roli. Są jedynie przedmiotem czyichś sporów, a sami nie mogą decydować o niczym. Chyba, że zbiorą się w tłum… Wtedy wszystko może się zmienić.