„To dziwny czas na życie na ziemi.”
Był taki okres, gdzieś w początkach drugiej połowy dwudziestego wieku, kiedy gatunek zwany westernem zawojował popkulturę i stał się niezwykle lubiany zarówno w swojej wersji filmowej, jak i literackiej. Szalony Dziki Zachód przyciągał awanturnictwem, przygodą i dzikimi preriami zamieszkanymi przez wojownicze indiańskie plemiona. Przygody banitów, rewolwerowców, poszukiwaczy złota i kowbojów biły rekordy popularności i prawie każdy dzieciak w tamtych czasach naśladował ulubione postacie żywcem wyciągnięte z ukochanych filmów, czy książek. Potem przyszła epoka anty-westernów, by w końcu western wycofał się w cień i został zastąpiony innymi i bardziej nowoczesnymi gatunkami. Próby wskrzeszenia legend Dzikiego Zachodu podejmowało w ostatnich latach wielu twórców i jak to bywa ze wskrzeszaniem czegokolwiek, ze średnio ciekawym skutkiem. Jest jednak coś takiego w początkach nowego tysiąclecia, co pozwala na zabawę formą, odświeżanie zastanych gatunków i co daje szansę na wzniecenie nowej mody na to, co niby już przeminęło i zaginęło w odmętach historii popkultury.
Ożywają uśpione saloony i spowite pyłem amerykańskie miasteczka, wracają poszukiwacze złota, a szlaki znowu wypełniają się awanturnikami w doskonałej,westernowej powieści Patricka DeWitta zatytułowanej „Bracia Sisters”. Stany Zjednoczone. Rok 1851. Oregon. W najlepsze trwa Gorączka Złota. Kwitnie handel, a gospodarka rozwija się w zaskakującym tempie. Po złoty kruszec ukryty w rzekach Kalifornii, z całego kraju zjeżdżają tłumy spragnionych bogactwa ludzi. Szlaki pełne są kupieckich karawan zmierzających na południe, maruderów i złodziei, którzy w zaślepionych rządzą zysku poszukiwaczach widzą łatwy i szybki łup. W stronę Kalifornii zmierzają także Eli i Charlie Sisters – wyjątkowi bracia uznawani za postrach Dzikiego Zachodu. Czarne charaktery, czarne serca i okrucieństwo zapisane w genach. Płatni zabójcy, doskonali strzelcy, awanturnicy, których zła sława wyprzedza na każdej drodze. Wszyscy ich znają, wszyscy się ich boją. Słyną ze swojej brutalności i z tego, że zawsze wykonują powierzone im zadania, nie zadając zbędnych pytań co do losu tych, których życie oddano w ich ręce.
W Kalifornii bracia Sisters mają do wykonania kolejne zadanie zlecone przez niejakiego Komandora, dla którego pracują w rodzinnym stanie. Po ostatniej, średnio udanej robocie, Eli i Charlie liczą na szybki zysk i równie szybki powrót do domu, odkuci i przygotowani do kolejnych zadań. Ich celem jest niejaki Hermann Kermit Warm, poszukiwacz złota, który podobno okradł Komandora. Bracia mają się go pozbyć, odebrać własność szefa, a wszystko za godną znanych zabójców zapłatę i obietnicę kolejnych zleceń. Zaczyna się dla nich podróż pełna często surrealistycznych, czasami magicznych spotkań i nowych wyzwań, jednak najważniejsza będzie przemiana, jaka zajdzie w postrzeganiu otaczającej ich rzeczywistości. W tę podróż czytelnicy wyruszają razem z młodszym z braci, czyli Eli. To jego oczami postrzegamy świat Dzikiego Zachodu, a przede wszystkim jego starszego brata, jego wzór do naśladowania, czyli Charliego.
Eli ciągle obserwuje brata, porównuje się do niego, ale te porównania nigdy nie wychodzą na jego korzyść, niestety. Charlie jest szczuplejszy, mądrzejszy i lepiej orientuje się w meandrach fachu, jakim się parają. To on zazwyczaj kieruje ich wyprawami, rozplanowuje zadania. Charlie nie ma sumienia, nie zna litości i wydaje się, że zawsze potrafi znaleźć rozwiązanie w każdej sytuacji. Oczywiście ma swoje słabości, na przykład nie potrafi pić z godnością, jest wybuchowy i nie szanuje kobiet, ale pomimo to, w oczach Eli jego brat jest po prostu lepszy. Dlatego też nie wykłóca się z nim o pieniądze, nie sprzeciwia się, gdy to Charlie dostaje lepszego konia, ani nawet wtedy, gdy Komandor mianuje go szefem wyprawy do Kalifornii. Przyjmuje swój los ze spokojem i pozostaje w cieniu. Jednak coś zmienia się w spojrzeniu Eli i coraz częściej rozmyśla on o zakończeniu pracy płatnego zabójcy. Podróż na południe otwiera przed nim nowe możliwości i daje szansę przemyślenia swojego życia na nowo.
W opowieści o braciach Sisters nie brakuje elementów baśniowo-przypowieściowych. To historia drogi, na której kolejne spotkania, kolejne przygody, przyniosą więcej filozoficznych przemyśleń niż krwawych rozliczeń. Chociaż, jak to na Dzikim Zachodzie bywa, nie obędzie się bez okrucieństwa i dziwności. O ile okrucieństwo jest jak najbardziej oczekiwane i wytłumaczalne, to elementy tajemnicze nie są już tak oczywiste w takim wydawałoby się przewidywalnym otoczeniu. Eli i Charlie napotykają po drodze tajemniczego, płaczącego wędrowca, trafiają do domu staruchy, która rzuca uroki, a jednemu z braci śni się dziwna dziewczynka niosąca ze sobą śmierć. A poza tym, każdego dnia bracia Sisters trafiają na traperów, zwykłych podróżnych i podobnych sobie zabójców. Odwiedzają burdele, saloony i obozy poszukiwaczy złota. Niby niedługa droga z Oregonu do pławiącej się w złocie Kalifornii ukazuje pełny przekrój społeczeństwa tamtego okresu, zależności kulturowe i obyczajowe.
„Bracia Sisters” to niezwykle udany powrót do zapomnianego gatunku, jakim jest western i tym samym równie udana próba wskrzeszenia legendy Dzikiego Zachodu. Powieść DeWitta wydaje się być hołdem złożonym klasykom gatunku, czerpiącą inspiracje z najlepszych opowieści, zarówno tych filmowych, jak i literackich. Czytelnicy znajdą tutaj wszystko, czego potrzeba wciągającej i pędzącej naprzód powieści przygodowej – barwne postacie, czarny humor i mnóstwo pełnokrwistej, mocnej akcji, niepozbawionej intensywnych szczegółów. Ale najważniejsi są tutaj oczywiście dwaj bracia, Eli i Charlie, ich relacje i przemiana, jaka zachodzi gdzieś po drodze. Przemiana, która jak to w westernach bywa, prowadzi do odkupienia i nie pozwala zapomnieć, że nic nie jest tylko i wyłącznie czarne bądź białe, ale złożone z setek odcieni szarości, często trudnych do odróżnienia. „Bracia Sisters” to kawał westernu i wspaniała opowieść nie tylko dla miłośników gatunku.
O.
*Recenzja napisana dla portalu Gildia.pl, do poczytania również TUTAJ.