Nikogo nie zadziwię stwierdzeniem, że uwielbiam dobrze napisane i zaskakujące thrillery. Opowieści z dreszczykiem, które wciągają, porywają i przerażają tak, że w końcu boję się wychodzić z domu. Z tym moim uwielbieniem wiąże się również pewne stwierdzenie, że jednak mało jest, albo akurat nie mogę natrafić, dreszczowców unikatowych, których fabuły oparte są na nowatorskich, a chociażby ciekawych ideach. Czasem mam nawet wrażenie, że te najlepsze pomysły zostały już kiedyś przez kogoś niecnie wykorzystane, a współczesnym pisarzom tego gatunku pozostało niewiele nowości i powielanie w kółko tego samego. Wierząc bezsprzecznie w powyższe słowa, moja radość z czytania podwaja się, gdy w natłoku buków podobnych wpada mi w ręce coś świeżego. Może nie przełomowego, ale dobrze obróconego, wykręconego i wymieszanego, co sprawia, że dana historia wyróżnia się na tle wszystkich innych.
„Karuzela samobójczyń”, której oryginalny tytuł brzmi „Dead Scared”, autorstwa S.J. Bolton należy właśnie do tej pozytywnej kategorii. To trzeci w serii (po części pierwszej i półtora) tom, którego główną bohaterką jest młoda pani detektyw Lacey Flint, pracująca dla wydziału londyńskiej policji. Nie czytałam jeszcze poprzednich części, więc nie do końca mogę napisać o jej wcześniejszych śledztwach, ale z „Karuzeli samobójczyń” wynika, że specjalnością Lacey są przestępstwa wobec kobiet, szczególnie te dokonane na tle seksualnym. Podejmowane przez nią sprawy, to zbrodnie wyjątkowo brutalne, popełnione ze szczególnym okrucieństwem, które mają charakter seryjny. Ich sprawcy są zdeprawowani, inteligentni i przez to bardzo trudni do uchwycenia, a ich poszukiwania mogą trwać tygodniami, miesiącami, a nawet latami. Motywy jakimi kierują się popełniając kolejne przestępstwa są równie symboliczne, a ich korzenie odnaleźć można jedynie przez wnikliwą analizę i powrót do przeszłości.
Lacey dostaje wyjątkowe zlecenie, które przydziela jej kolega po fachu i bliski znajomy z poprzednich części – Mark Joesbury. Jednak tym razem pani detektyw nie ma prowadzić śledztwa per se, tylko pracować pod przykrywką, jako tajna agentka. Zadanie jest niezwykle delikatne – na słynnym, brytyjskim Uniwersytecie Cambridge od miesięcy dochodzi do serii samobójstw. Wyróżnia je niezwykła brutalność i makabryczność. Młode kobiety podpalają się, rzucają z mostu, doprowadzają do samochodowych wypadków, a każda z nich tygodnie wcześniej cierpi na zaburzenia osobowości, halucynacje i ciężkie stany depresyjne. Lacey ma podszywać się pod zagubioną studentkę, pomagając jednocześnie profesor psychologii, której to pacjentki wpadają w samobójczy szał. Sprawa komplikuje się z dnia na dzień, a życie Lacey jest mocno zagrożone. Ciąg powiązań i ukrytych zależności wskazuje na to, że wszystkie dziewczyny wpadają w sieć psychologicznych manipulacji i stają się ofiarami kogoś, kto bawi się ich kosztem doprowadzając na skraj rozpaczy.Tajemnicę stanowi fakt, że wszystkie kobiety faktycznie popełniają samobójstwa, więc nie ma tu dosłownych morderstw. A jeśli nie ma morderstw trudno podjąć śledztwo w poszukiwaniu sprawcy. Podejmowane przez ofiary kolejne kroki i decyzje łączą się w logiczną całość, pozornie wykluczając z całości osoby trzecie. Liczy się każdy moment, trzeba działać szybko i sprawnie, bo śmiertelna fala uderza z coraz większą częstotliwością.
S.J. Bolton w interesujący sposób wykorzystała akademickie, bardzo restrykcyjne środowisko historycznego uniwersytetu o najwyższej renomie, by w jego murach umieścić główny zarys fabularny. Co więcej, w klasycznej formie thrillera zamknęła opowieść o podłożu psychologicznym, której głównymi bohaterami są ludzie, którzy od lat żyją pod presją. Wiadomo, że nie każdy może dostać się do Cambridge. Studenci to wyselekcjonowani najlepsi z najlepszych w swoich dziedzinach, którzy wiedzą co to niekończący się stres i życiowe poświęcenie. Każdy z nich, by dostać się do wymarzonej uczelni gotów był zrobić naprawdę wiele, oddając swoją młodość i zwyczajność na rzecz lepszego wykształcenia. Tylko że nie wszyscy oczywiście podjęli się tego zupełnie samodzielnie.
W takim otoczeniu najlepszych z najlepszych łatwo z początku poddać się przerażeniu i poczuciu izolacji. Studenci dzielą się, tak jak wszędzie, a dla każdego najważniejsza jego przyszłość i jego kariera. Silne, stanowcze, nacechowane indywidualizmem jednostki z łatwością radzą sobie w codziennym kieracie uczelnianym, ale ci słabsi psychicznie często załamują się już na starcie. Nad nimi wisi widmo rodziców, rodzinnych powiązań i wydanych pieniędzy (majątków prywatnych, jak i stypendiów), a także bardzo silna presja otoczenia. Tam gdzie przede wszystkim liczy się prestiż i walka o najlepszą pozycję w hierarchii, tam nie ma ani czasu, ani miejsca na depresję i załamanie. A o takie nietrudno.
W „Karuzeli samobójczyń”, jak na świetny thriller przystało, akcja toczy się w zawrotnym tempie. Autorka nie daje swoim czytelnikom czasu na oddech, tylko z każdym kolejnym rozdziałem podkręca napięcie. Tam gdzie wszystko wydaje się już jasne, nagle wszystko się zmienia i odwraca zupełnie, by na końcu totalnie zaskoczyć nas proponowanym rozwiązaniem. Z godziny na godzinę tymczasowo uporządkowany świat Lacey Flint zaczyna się rozpadać, atmosfera zagęszczać i zacieśniać, wywołując zarówno w bohaterce, jak i w nas poczucie dziwnej klaustrofobii miejsca. A miało być tak magicznie. Tak zjawiskowo. Piękne, historyczne mury wiekowego uniwersytetu. Młodzi, otwarci studenci i otwarte ramiona poszczególnych bractw. Tylko skąd to poczucie osaczenia? I wrażenie, że z każdej strony ktoś nas bacznie obserwuje i czeka na ten jeden, niewłaściwy krok?
O.