„Alicja w Krainie Czarów” Lewis Carroll

Bombel_alicja
Poziomkowa Dolina to miejsce wyjątkowe. Uroczy, ukryty zakątek, do którego tylko nieliczni znają prowadzące ścieżki. To właśnie tutaj zakwitają książkowe perełki pisane zarówno dla dorosłych jak i dla dzieci. Takie, które rosną razem z czytelnikami. To opowieści ponadczasowe, opowieści dzieciństwa, stare znajome, takie, po które warto sięgnąć po latach, by na nowo odkryć ich sens.

„Alicja w Krainie Czarów” Lewis’a Carroll’a należy właśnie do takich historii. Absolutny klasyk literatury dziecięcej, który ani trochę się nie zestarzał, ale dojrzał i przekradł do świata dorosłych. Powieść dwuznaczna. I to nie tylko z powodu licznych gier językowych czy smaczków słowotwórczych, w których Carroll się specjalizował i którymi mistrzowsko operował. Z jednej strony „Alicja w Krainie Czarów” to ukłon w stronę wyobraźni i otwartego „dziecięcego” umysłu, z drugiej smutna, miejscami przerażająca karykatura codzienności świata dorosłych, widziana oczami wrażliwego dziecka.

Z początku wyobraźnia tytułowej Alicji jest wyraźnie przytłumiona. Trudno zauważyć nawet jej czułość i wrażliwość. Bo oto siedzi sobie na ogrodowej ławeczce znudzona i senna dziewczynka. Jest znudzona i czeka aż nastanie pora podwieczorku. Jesteśmy w epoce wiktoriańskiej, a tutaj dzieci, a szczególnie małe dziewczynki, obowiązują narzucone z góry, surowe zasady. Nic nie jest przypadkowe. Nic nie jest spontaniczne. Dzieciństwo w koronkach i wykrochmalonych fartuszkach. W dotychczasowym życiu Alicji nie ma miejsca na niekonkretne opowieści i bujanie w obłokach. Historie muszą mieć formę, opatrzone muszą być obrazkami i podparte jednoznacznym dialogiem.

„Na co komu książka bez obrazków i bez rozmów?”, pyta Alicja. Niedawno pytanie to zadano na oficjalnej stronie portalu xiegarnia.pl, zachęcając czytelników do odpowiedzi. Ponieważ fascynuje mnie zarówno świat Alicji, jak i pytanie o celowość czystego tekstu i czytelnictwa w ogóle, podesłałam moją własną odpowiedź, którą wklejam poniżej (swoją drogą udało mi się wygrać egzemplarz nowego przekładu „Alicji w Krainie Czarów”, o którym więcej opowiem przy okazji zagadnienia tłumaczeń i przekładów).

Gdyby jej siedząca obok na ławeczce siostra usłyszała pytanie dziewczynki z łatwością odpowiedziałaby tak:

Kochana Alicjo, czy podziwiając błękit nieba masz pewność, że widzimy ten sam odcień? Czy rozmawiając o miłości i oddaniu możemy być pewne, że mamy to samo na myśli? Czy śpiew rudzika o poranku dla ciebie i dla mnie oznacza dokładnie to samo? Tak jak świat wokół nas, jak nasze myśli i słowa dla każdego znaczą coś innego, tak samo książka bez obrazków i bez rozmów dla każdego otwiera nowy, magiczny świat.

To świat iluzji i niedomówień, gdzie wszelkie sposoby interpretacji stają się możliwe. Gdzie wiek, czas, doświadczenie i stan ducha zmieniają perspektywy, jak taniec cieni na ścianie. Raz po raz zadajesz sobie pytanie, czy to jeszcze jest gałąź, czy już dłoń starej czarownicy? To jak zanurzenie się w głębiny i bezkresne otchłanie, gdzie światło gra i migocze i nic nie wydaje się być tym czym wydało się być na początku.

Taka książka to zaproszenie do świata, w którym króluje wyobraźnia, gdzie nikt ani nic nie stawia barier ani nie rysuje granic dla twoich myśli i obrazów.  To wkroczenie na terytorium, gdzie „są tylko smoki”, gdzie jeden kolor ma wszystkie możliwe odcienie, a postać po tysiąc różnych twarzy, jak niebo, które w każdym miejscu na ziemi wygląda odrobinę inaczej. Ta „odrobina” tworzy prawdziwą różnicę. Dzięki niej książka będzie rosnąć i dojrzewać wraz z tobą, a powroty do niej będą niekończącą się przygodą. Słowa ułożą się w setki kombinacji,  jak w barwnym kalejdoskopie i żaden układ nigdy się nie powieli.

Taka książka to jak móc tworzyć boskie dzieło. Dostajesz zarys, pomysł jedynie, a wszystko co się wydarzy będzie miało twoją iskierkę, twoją twórczą namiastkę i będzie należeć wyłącznie do ciebie. Bo książka bez obrazków i bez rozmów to wyzwanie, Alicjo. Jedyne w swoim rodzaju. Jak skok do króliczej nory, jak początek magicznej podróży do pięknej i zarazem strasznej krainy. Takiej, która będzie mieć tę jedną wyjątkową właściwość: będzie TYLKO twoja i to od ciebie właśnie będzie zależeć jak potoczą się jej dzieje i jak będzie wyglądać, a granicą będzie jedynie twoja wyobraźnia.

W ten upalny, letni dzień, gdy rozum usypia, budzi się prawdziwa Alicja. Alicja, która z otwartym, ufnym sercem wskakuje za Białym Królikiem do własnej magicznej Krainy Czarów, krainy dziwów (Wonderland), tworząc sen- nie sen. Ten nowy świat to zlepek luźnych elementów rzeczywistości, wyolbrzymionych, wykręconych do granic absurdu. To, co do tej pory było hamowane przez sztywne reguły, wyzwala się, ujawniając wizje niespotykane nigdy wcześniej. Biały Królik, Szalony Kapelusznik, Księżna, Kot z Cheshire, czy Królowa Kier, to wytwory wyrafinowane i jedyne w swoim rodzaju. Prawa panujące w Krainie Czarów to również prawa snu, bo są niekonkretne, rozmyte i mgliste. To Kraina bez jednego wejścia i bez wyjścia.

Sądzę, że tylko dziecko mogło coś takiego przyśnić. I to nie byle jakie dziecko, ale takie, które „przemieni się kiedyś w dorosłą kobietę i zachowa przez wszystkie swoje lata szczere i kochające serce z czasów dzieciństwa.” Dziewczynka, która dzięki potędze swojej wyobraźni nigdy nie wpadnie w przepaść szarej codzienności i zawsze będzie umiała znaleźć drogę do swojej Krainy Czarów.

O.

* Fragmenty pochodzą z nowego wydania „Alicji w Krainie Czarów” w przekładzie Elżbiety Tabakowskiej;