„Suffering has been stronger than all other teaching, and has taught me to understand what your heart used to be. I have been bent and broken, but – I hope – into a better shape.”
„Great Expectations”
Dzisiaj dzień uroczysty. Dzień obżarstwa, rodzinnych spotkań i prezentów. Czas spokoju i błogiego relaksu wieczorną porą, gdy można w końcu oderwać się od codziennego życia i zwolnić bieg. Właśnie dlatego, nie przez przypadek, podobnie jak w zeszłym roku, na wigilijny wieczór wybrałam dla Was powieść idealną, autorstwa Charlesa Dickensa. Twórczość tego pisarza od zawsze i nieodłącznie kojarzy mi się ze okresem około-świątecznym i ogólnie zimowym. Przywodzi na myśl mgliste wrzosowiska, mokre ulice Londynu, deszcze i śniegi. Jest w niej coś przytłaczającego, ciężkiego i właśnie takiego, co sprawia, że mrocznym i mroźnym sezonie czyta się go najlepiej. Z pewnością przyczynia się także do tego niełatwa tematyka, pogrążeni w cierpieniu i smutku bohaterowie oraz panująca w jego świecie niesprawiedliwość, wychylająca się na każdym kroku.
Historią zawodu, niezrozumienia i złamanego serca jest jedna z najpiękniejszych powieści literatury angielskiej i jednocześnie jedna z najlepszych w dorobku Dickensa, czyli „Wielkie Nadzieje”. To historia niewyobrażalnych kontrastów, doskonale obrazująca społeczne i industrialne zmiany, jakie zaszły i jakie wciąż zachodziły w tym czasie w XIX-wiecznej Anglii. Epoka wiktoriańska odznaczała się zachodzącymi na szeroką skalę przemianami kraju, którego mieszkańcy z dotąd licznie zasiedlonych terenów wiejskich tłumnie przenieśli się do będących w stałym rozwoju miast. Londyn stał się mekką dla wszystkich, którzy szukali pracy, łatwego zysku i lepszych warunków życia, jednak masowe przenosiny tylko nielicznym pozwoliły polepszyć warunki bytu. Podział klas stał się jeszcze bardziej widoczny, a reguły przynależności do tych najwyższych, jeszcze bardziej restrykcyjne. Ulice Londynu wypełniał nieustający zgiełk, a wśród tłumów można było dojrzeć cały przekrój sfer, od arystokratycznej śmietanki po najbiedniejszych, wygłodzonych żebraków.
W takim kształtującym się od nowa świecie urodził się Pip. To osierocony chłopak, którego wychowania podjęła się kochająca go, ale surowa siostra i jej dobroduszny mąż – kowal Joe. Mieszkają w małym domku, na angielskiej wsi w hrabstwie Kent, obok nadrzecznych bagien i cmentarza. To właśnie w tej mglistej atmosferze Pip dorasta, gdzieś w środku przekonany o swojej wyjątkowości i o tym, że opatrzność stworzyła go do wyższych celów. Pewnego dnia, gdy rozmyśla na grobie swoich rodziców, znikąd wyłania się zbiegły więzień, terroryzuje chłopca i zmusza, by ten przyniósł mu jedzenie i narzędzia do przecięcia kajdanów. Zastraszony chłopiec zgadza się, uwalnia mężczyznę, nie wiedząc nawet, że właśnie uśmiechnęło się do niego przeznaczenie. Jeszcze wiele czasu minie, zanim Pip będzie miał szansę się o tym przekonać.
Pip dorasta, a jego kolejny wielki dzień nastaje, gdy jeden z jego dalekich krewnych zabiera go w odwiedziny do starej posiadłości Satis House. To miejsce jest niczym zatrzymane w czasie, a jego posiadaczką jest ekscentryczna i, jak to dziwne miejsce, jakby „zakurzona” Miss Havisham. Tam poznaje śliczną protegowaną właścicielki – Estellę – wyniosłą, młodą osóbkę, której serce jest równie zimne, jak serce jej opiekunki. Dziewczynka odrzuca Pipa z założenia, jako niegodnego chłopaka z nizin, a on natomiast, na swoje nieszczęście zakochuje się w niej i wtedy podejmuje decyzję, że tylko dla Estelli wyniesie samego siebie ponad stan i zostanie bogatym dżentelmenem. Przeznaczenie znów uśmiecha się do niego i powraca pod postacią prawnika, który oznajmia chłopcu i jego rodzinie, że tajemniczy dobroczyńca pragnie sfinansować naukę Pipa w Londynie i sprawić, że prosty chłopak faktycznie stanie się bogatym młodzieńcem. Ale nawet tam, nawet gdy miną lata, cel Pipa będzie jeden – zdobyć serce Estelli.
Tytułowe wielkie nadzieje (z ang. great expectations), to nic innego, jak umożliwienie młodemu człowiekowi predyspozycji do pobierania nauki i zdobycia godnego wykształcenia, by ten wypełnił oczekiwany plan i w przyszłości został godnym obywatelem klasy wyższej. Wielkie nadzieje to również oczekiwanie w ogóle, że może w końcu coś, gdzieś, ziszczą się najskrytsze marzenia. Także szczera wiara, że coś może się udać i pójść zgodnie z planem, a ten plan ustalony jest z góry, dla każdego człowieka. Bohaterowie powieści Dickensa pielęgnują właśnie takie wielkie nadzieje i oczekiwania. Ich wzrok wciąż wędruje naprzód, ich przeszłość jest jedynie motorem do tworzenia przyszłości, a ich motywacje nie mają zawieszenia w teraźniejszości. Ale nie bez powodu mówi się, że „nadzieja jest matką głupich”, bo i w tym przypadku to przykre powiedzenie sprawdza się co do joty. Nadzieje i marzenia pryskają, raz za razem, przynosząc za sobą kolejne smutki i stracone złudzenia.
Podążając śladem Pipa, wynurzając się z jego przydomowych, dobrze znanych mgieł, stajemy się świadkami zmiany jego punktu widzenia wraz ze zmianą warunków życia – jego wstydu i niemożności pogodzenia się z prawdziwym pochodzeniem. Chłopak przez większość życia czuje się gorszy, Estella tylko utwierdza go w tym przekonaniu, a podziwiana z daleka Miss Havisham przyklaskuje podopiecznej. Tożsamość Pipa chwieje się przez całą powieść, jego los miejscami staje się bardzo niepewny, a wszystko w wiecznym poczuciu nieszczęścia i nadchodzącej, nienazwanej katastrofy. I tylko czasami, tylko momentami, można złapać się na poszukiwaniu iskierki na horyzoncie i próbować przekonać samego siebie, że nie wszystko jeszcze stracone. Wciąż jest szansa, by starte w proch marzenia spełniły się. Może. Kiedyś. Pewnego dnia.
O.