Za każdym genialnym mężczyzną w historii wszelkich dziedzin skrywa się co najmniej jedna kobieta matka, żona, kochanka. Ta, która wierzy w niego i wspiera we wszystkim do czego dąży. Ta, która inspiruje go i daje mu siłę. Ta która czeka na niego każdego wieczoru, która go karmi, która go całuje i pieści. Jego kobieta, jego wsparcie. Często pozostaje w cieniu, niewidoczna dla świata, niedoceniana przez szeroką publiczność pozostaje za kotarą, zerka i wie, że sukces jej mężczyzny to także jej sukces, nawet jeśli całkowicie anonimowy. Wiele kobiet w historii ludzkich dziejów godziło się na taki stan rzeczy, będąc wychowanymi do roli tła, milczącej towarzyszki, ważnej, ale nieistotnej w szerszym kontekście. Inne buntowały się i same stawały się gwiazdami, wokół których krążyły męskie satelity lub inne, równie wielkie gwiazdy. A jeszcze inne, stawiając opór, odniosły sromotną porażkę.
Taką właśnie kobietą, która naiwnie porzuciła swoją karierę i dla dobra swojego mężczyzny pozbyła się ambicji oraz marzeń była żona jednego z najwybitniejszych fizyków świata, człowieka uznanego za geniusza Mileva Marić, czyli Pani Einstein, której portret rysuje w swojej powieści Marie Benedict.