„Gliniany most” Markus Zusak recenzja powieści autora „Złodziejki książek”!

Wzruszająca, bolesna, chłopakowata opowieść autora bestsellerowej, uwielbianej Złodziejki książek (recenzja TUTAJ) Gliniany most Markusa Zusaka.

Czasami życie wali się w gruzy. Nagle, niezapowiedzianie i nic nie jest już takie jak przedtem. Wszystko się zmienia z dnia na dzień, świat staje na głowie, a wszystkie znane dotąd prawidła naszej rzeczywistości zostają obalone lub rozniesione w pył. Pokłosie tej zmiany zostaje w sercu na zawsze, naznacza kolejne dni, miesiące, lata

Czytaj dalej

„Złodziejka Książek” Markus Zusak

Bombla_ZłodziejkaKsiążek

 

„The Germans loved to burn things. Shops, synagogues, Reichstags, houses, personal items, slain people and, of course, books. They enjoyed a good-burning all right – which gave people who were partial to books the opportunity to get their hands on certain publications that they otherwise wouldn’t have. One person who was that way inclined, as we know, was a thin-boned girl named Liesel Meminger.”

Na średniowiecznych obrazach przedstawiających danse macabre ze śmiercią tańczą niemal wszyscy. Wśród pląsających postaci znajdziemy królów, markizy, biskupów, chłopów, prostytutki, mieszczan i wielu, wielu innych. Wszyscy równi w tym szaleństwie tańca. Przekrój społecznych warstw w obliczu uśmiechających się szkieletów. Ale wiecie kogo raczej nie uda się Wam dostrzec pomiędzy nimi? Dziecka.

Zupełnie inaczej danse macabre przedstawiano by na obrazach (lub w tym wypadku fotografiach) po 1939 roku. Wśród szczerzących się trupów musiałyby znajdować się nadwęglone niemowlęta obojga płci. Wychudzeni chłopcy i dziewczęta w każdym wieku. Kobiety i mężczyźni o wielkich, smutnych oczach i wklęśniętych z głodu policzkach. Niektórzy z gwieździstą opaską na ramieniu. Inni z wyrytym podpisem „komunista” lub „Cygan” na piersi. Niekończący się korowód pogrążonych w agonii twarzy, zmaltretowanych ciał o powyginanych członkach, oczu bez żadnej nadziei. Taniec wokół bydlęcych wagonów, pryszniców, które wcale nie były prysznicami, wokół bezimiennych grobów, płonących stosów i krematoriów. Wokół ciemnych piwnic, korytarzy, wokół tlących się ruin. I tam dostrzeglibyście być może dziewczynkę, ściskającą w rękach książkę.

Powieść Markusa Zusaka zatytułowana „Złodziejka Książek” nieomal z miejsca stała się bestsellerem na światową skalę, fenomenem literackim, który wszedł do kanonu klasyki, zdobywając całe naręcza nagród i wyróżnień, jeszcze zanim wyruszył na podbój serc czytelników spoza krajów anglojęzycznych. Ten niesamowity sukces nie ma kogo dziwić, bo „Złodziejka Książek” to po prostu piękna lektura. Nic dodać, nic ująć. Niczym w „Boskiej Komedii” Dantego Alighieri, tutaj w uproszczony sposób, u boku samej Śmierci, wyruszamy w podróż, by podążając śladami przeszłości, powoli odkrywać cztery lata życia Liesel Meminger. Lata wojny. Głodu, strachu  i nieszczęść, a jednocześnie, zupełnie na przekór światu – rodzinnego ciepła i małych radości. Śmierć to nasza constant, nasza stała i pewna siła, która jest jedną z nielicznych, jakim w pełni można zaufać. Naszym jedynym wiarygodnym punktem odniesienia. Śmierć z niespotykaną szczerością dzieli się wspomnieniami z nazistowskich Niemiec, gdzie poznała tę małą złodziejkę książek o niezwykłej sile przetrwania. Opowiada o realiach tamtego życia, o schronach w piwnicy, o strachu przed donosami i utracie bliskich, o tęsknocie, o miłości i przyjaźni, tak samo intensywnych wśród niemieckich obywateli, jak u reszty świata. Obnaża propagandę, cierpienia milionów, kłamstwa Hitlera, które nijak miały się do rzeczywistości. Śmierć niczego nie ukrywa, bo nie ma takiej potrzeby, więc my możemy jej ufać bezgranicznie i dać się prowadzić w ciemności.

W tych ciemnościach, w wagonie pociągu, po raz pierwszy spotykamy tak Liesel, jak i samą narratorkę, czyli Śmierć. Przychodzi po małego brata dziewczynki, która w przerażeniu spogląda na odchodzącego chłopca. Potem już tylko rozpacz i pogrzeb… i kradzież pierwszej książki. Ale dramat skończy się chociaż na ulotną chwilę, bo Liesel trafia do rodziny zastępczej – Hansa i Rosy Hubermann z ulicy Himmel  w niemieckim miasteczku Molching. Liesel co noc śni koszmary, których ukojenia podejmuje się jej nowy Papa. Zaczyna nocne lekcje czytania, rozpoczynając od jej pierwszej skradzionej książki, czyli „Podręcznika grabarza”. Wkrótce Hitler napada na Polskę, rozpoczyna się Druga Wojna Światowa, wszystko wokół przekształca się i nabiera odcieni szarości. A Liesel żyje i korzysta ze wszystkiego, jak może, tak jak każda dziewczynka, jak każda nastolatka. Gra w piłkę, kradnie jabłka i książki, uczy się czytać. Ma szczęście dorastać w domu, w którym nie ma nazistowskiej propagandy. Jest dobro w najczystszej postaci. Ludzie, którzy nie wahają się poświęcić życia, by chronić kogoś, na kim spoczywa wyrok śmierci, tylko dlatego, że jest Żydem. W tej historii jest jeszcze miłość, która kryje się za każdym zakrętem, byle z dala od zdradzieckich oczu popleczników Führera. Dużo miłości.

Historia Liesel Meminger, tytułowej Złodziejki Książek, tak naprawdę nie jest jedynie opowieścią o niej samej. To przede wszystkim opowieść o sile i magii słów, które mogą porywać miliony. Słowa tworzą, budują i mobilizują. Niestety także ranią, torturują i zabijają. Knują i obmyślają zdradzieckie plany. Niewielu w historii świata było takich poskromicieli słów, jak Adolf Hitler. Za nim poszły miliony. Skusił ich bredniami ubranymi w świecidełka i udowodnił, że silnym jest ten, kto umie posługiwać się słowem. Nawet tak zdeformowanym. Nawet tak nienawistnym i obleczonym w kłamstwa. Słowa na propagandowych plakatach, na językach, w „jedynej dobrej” książce z walką w tytule. Żyd. Spalić. Zabić. Wygnać. Wróg. Tysiącletnia Rzesza. Słowa, których Markus Zusak nie boi się używać w swojej powieści i dzięki temu narracja Śmierci staje się jeszcze bardziej wiarygodna. Jeszcze bardziej namacalna. Opisuje opętanie wykrzyknieniami na chwałę Hitlera, obłęd radości na palone stosy książek, niepokój na korowód więźniów prowadzonych na rzeź. I ten wszechwładny strach, który również skrywają słowa. Szept, jęki, krzyki rozpaczy – wszystko się w nich mieści. Niepodważalna moc, która daje i odbiera życie. A wśród nich Liesel. Wirująca, tańcząca między literami, otulająca się zdaniami, niosąca ukojenie spragnionych opowieści. Z nią też tańczy Śmierć, ale tym razem w hołdzie życiu.

„Złodziejka Książek” to ten rodzaj powieści, która może wyrwać Wam serce na raz, albo zabierać je po kawałku, z każdą kolejną stroną. Jej spektakularny sukces wcale nie dziwi, tym bardziej, że traumy Drugiej Wojny Światowej wciąż nie śpią, a ożywają co rusz we wspomnieniach, podkradane przez popkulturę, by przypominać o latach tragedii, której nie sposób opisać. To piekło innego rodzaju, które ujęte w konkretne słowa rozsypuje się w niepojęte liczby, w dym i proch. Wyłapać można jedynie emocje, tak żywe w tym królestwie Śmierci. Smutek i radość jednocześnie, miłość i nienawiść, złość i uległość – cały kalejdoskop wrażeń. Do przeżywania wciąż od nowa. Markus Zusak ze słów wyrzeźbił uniwersalną powieść dla wszystkich, która może odmieniać życie (chociaż wcale nie musi). Powieść, która może wzbudzać miłość do książek (chociaż nie do wszystkich). Powieść, która może rodzić życie (ale czuwać nad nim będzie Śmierć).

O.

*Za tę cudną opowieść dziękuję Marcie z bloga LolantaCzyta – dziękuję Kochana :*