Szwecja. To dziwne miejsce. Już kiedyś napisałam to zdanie, przy okazji „[geim]” Andersa de la Motte i szwedzkiego umiłowania zbrodni. Wciąż uważam je za jak najbardziej aktualne i świetnie określające atmosferę tego północnego kraju. O ile powieść „[geim]”, podobnie jak trylogia Millenium Stiega Larssona opowiadały przede wszystkim o zbrodniach typowo miejskich, których akcja działa się w szwedzkich metropoliach, o tyle powieść „Dziewczyna ze śniegiem we włosach” Ninni Schulman za miejsce fabuły obrała sobie Hadfors – małe miasteczko na północy kraju. Oczywiście niezupełnie przypadkowo. Autorka oparła swoją historię, przynajmniej po części, na prawdziwych wydarzeniach, które miały miejsce właśnie tam, w 2001 roku.
Sami wiecie jak to bywa z małymi miasteczkami. Tym bardziej takimi odizolowanymi. Na uboczu. Gdzieś w środku lasu. Na pierwszy rzut oka wydają się być enklawami spokoju. Panująca wokół cisza, z dala od zgiełku miejskiego życia i uśmiechnięte twarze mieszkańców stwarzają pozory małego raju na ziemi. Każdy wydaje się być pomocny, otwarty i taki… dobroduszny. Ale jak każda odosobniona miejscowość, której społeczność od lat żyje sama ze sobą, wśród tych samych twarzy, i w której każdy zna innych na wylot, kryje w sobie sekrety, znane wyłącznie miejscowym. A ci gotowi są bronić i chronić ich do ostatniej kropli krwi. Bywa, że te tajemnice są niewinne, nawet błahe, przynajmniej z perspektywy obcego przybysza nic nieznaczące. Jednak bywa, że są to mroczne i smutne sekrety, ukrywane od lat przed oczami ciekawskich. Często zaskakujące i straszne. Takie, które doprowadziły do krzywdy wielu niewinnych osób.
Właśnie taką historię opowiada w „Dziewczynie ze śniegiem we włosach” Ninni Schulman. Wszystko zaczyna się morderstwem. My, czytelnicy, jesteśmy świadkami okrutnej zbrodni wyrządzonej na młodej dziewczynie. Mężczyźnie udaje się ukryć ciało i bezpiecznie uciec, nie zwracając niczyjej uwagi. Jest środek typowej szwedzkiej zimy, prawie dwadzieścia stopni mrozu. Na dodatek trwa sylwestrowy wieczór i większość mieszkańców spędza ten czas w domach ze znajomymi i rodziną. Nie trzeba martwić się o niewygodnych świadków. Tak wstępnie zarysowuje się fabuła powieści, której główna bohaterka Magdalena Hansson, dziennikarka, która po latach wraca w rodzinne strony, próbuje zrozumieć i rozwikłać tajemnice dręczące Hadfors.
Nie przez przypadek bohaterka jest mieszkańcem powracającym, kobietą od dziecka znaną i lubianą w społeczności. W ten sposób jest „swoja” od zawsze i nie musi wkupywać się od nowa w łaski miejscowych. Jej powrót nikogo nie dziwi, tym bardziej w jej życiowej sytuacji. Nie musi niczego nikomu udowadniać, wszystko jest dokładnie tak jak dawniej, a przynajmniej tak się jej z początku wydaje. Gdy na własną rękę rozpoczyna dziennikarskie śledztwo zaczyna odkrywać, że nie wszystko w Hadfors jest takie idealne i spokojne, jak myślała z początku i prawdopodobnie nigdy do końca takie nie było. Jednocześnie, Magdalena czuje się silnie związana z tym małym światkiem i po części rozumie motywacje swoich współmieszkańców.
Ninni Schulman dotknęła w powieści tematu, który pisarze szwedzkich kryminałów bardzo często wspominają w swoich książkach. A mianowicie: nielegalnego handlu ludźmi, a dokładnie kobietami z krajów Europy wschodniej. Co za tym idzie prostytucji, przemocy wobec kobiet i wielkiej skali tego zjawiska, traktowanego jako intratny biznes i dodatkowa, prowadzona na boku działalność. Autorka była świadkiem procesu, jaki miał miejsce właśnie w Hadfors, a który dotyczył zmuszania nastolatek z Mołdawii do prostytuowania się przez jednego z miejscowych. I chociaż fabuła „Dziewczyny…” jest jedynie luźno oparta na tej sprawie, to przeraża sama świadomość zbrodni „prawie doskonałych”, tej gry pozorów i podwójnego życia sielankowego miasteczka.
„Dziewczyna ze śniegiem we włosach” to idealny portret miasteczka i jego mieszkańców, którzy szczelnie ukrywają się za perfekcyjnie zbudowanymi fasadami. Panuje między nimi zmowa milczenia. Odwracają wzrok od tego co mogłoby zwrócić uwagę obcych, więc wypierają to za wszelką cenę i udają, że nie istnieje. Byle nie skompromitować siebie, swojej rodziny i przyjaciół w oczach reszty świata. Niepotrzebny jest rozgłos, a ciekawość może jedynie prowadzić do ujawnienia prawdziwego stanu rzeczy. Dla nich to codzienność. Normalność i nie widzą w tym nic złego. W końcu robią to, by chronić najbliższych. Ten fałsz pokazują wszystkie skandynawskie kryminały.
Wymiar społeczny ukazany przez Schulman w powieści jest najważniejszym jej aspektem. Realia szwedzkiej prowincji ukazane strona po stronie rysują prawdę na temat mieszkańców Hadfors. Miejsca, w którym przemoc wobec kobiet jest na porządku dziennym. I to nie tylko ta związana ze handlem ludźmi, czy prostytucją. Gdzie zastraszanie lub „delikatna” perswazja dają lepsze rezultaty niż zwykła, szczera rozmowa. Gdzie kryzys dotarł tak samo, jak do reszty kraju. Miasteczka na wskroś szwedzkiego, w którym króluje ukryta depresja i pragnienie ucieczki jak najdalej od czujnych oczu sąsiadów, od lat powielanych schematów i zastoju kulturowego.
„Dziewczyna ze śniegiem we włosach” to idealny szwedzki kryminał. Ninni Schulman zadbała o realia i perfekcyjne dopracowanie swoich bohaterów. Jak to w Szwecji bywa, nie ma tu niczego na wyrost. Atmosfera jest mroźna, surowa i prosta. Nikt niepotrzebnie się nie wypowiada. Każda akcja podejmowana jest metodycznie i bardzo konkretnie. Najważniejszy jednak jest realizm tej opowieści. Przeraża, że została oparta na faktach i to nadaje jej dodatkowego elementu, który sprawia, że nie można się od niej oderwać. I w końcu ostrzega nas, by zawsze być ostrożnym i nie dać zwieść się pozorom, bo prawda może nas w każdej chwili nieprzyjemnie zaskoczyć.
O.