Ałuuu! Chciałoby się aż zawyć, chciałoby się usłyszeć zew i popędzić w krwiożerczym pędzie próbując złapać świszczący w uszach wiatr, niosący tysiące zapachów. Chciałoby się w łapach poczuć w łapach siłę i wierzyć, że zdoła się dogonić wielką tarczę księżyca. Chciałoby się zobaczyć noc, tak, wydrzeć tajemnice ciemności i biec, biec przed siebie, tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Ach, wilkiem być… Wilkołakiem być. Wargiem, lykantropem czy lykanem, bo noszą różne imiona. Czytaj dalej
Tag: o książce
„Serena” Ron Rash – Recenzja
Simone de Beauvoir mawiała, że nikt nie rodzi się kobietą, ale się nią staje. Kobiecość to proces, to istnienie w społeczności, w ogóle, w środowisku, które tworzy to, kim się jest. Stereotypowa kobieta to słaba, histeryczna istota, której humory bywają przedmiotem żartów, a wyidealizowane pragnienia, podsycane przez „kobiece” czasopisemka i inne „kobiece” elementy kultury, to idiotyzmy, o których należy zapomnieć. To musi być perfekcyjna córka, idealna żona, wyszkolona kochanka i doskonała matka, czyli każda kobieta musi wpisać się w przypisane jej odgórnie role społeczne. Nie bez przyczyny kobieta, która odstaje, która się buntuje zamienia w czarownicę, w amazonkę, symbol pierwotnej mocy z praczasów, która próbuje obalić ustalony porządek. Siła, ambicja, drapieżność niby nie przystają tej stereotypowej kobiecie, a jednak kuszą, bo ta wizja wbrew utartym schematom jest o tyle bardziej fascynująca. Także w tej okrutnej, mrocznej wersji, która niesie za sobą szaleństwo i czystą ciemność.
„Eleonora i Park” Rainbow Rowell – Recenzja
Wspomnienie pierwszej wielkiej miłości. Tej najczystszej, nieskalanej złą myślą. Tej nastoletniej, wciąż jeszcze niedoskonałej, a jednak w jakiś sposób najbardziej idealnej, bo płynącej prosto z pierwszych porywów serca, nieprzysposobionego jeszcze do takiego uczucia. Absolutne oddanie – każdej myśli, każdej wolnej chwili, każdego skrawka dnia, byle być razem, byle przez moment znów poczuć obecność ukochanej osoby. Czułe szepty, nieśmiały jeszcze dotyk, nienazwanie i niepoznanie, bo wszystko jeszcze było w sferze sacrum, a każde przekroczenie jednej z granic było wydarzeniem porównywalnym z wielkim wybuchem, bo energia płynąca z tego łamania tabu tworzyła ciągle coś od nowa z niewyobrażalną siłą przeżywania. Ta pierwsza wielka miłość dawała nadzieję, że zawsze tak będzie – czysto, widowiskowo, jakoś tak w zawieszeniu między rzeczywistością a stanem uniesienia. Niebiańsko po prostu. Można było uwierzyć, że życie, to prawdziwe, brutalne, nigdy nie przebije się przez zasłonę tego świętego uczucia.
„-Kiedy nie jesteśmy razem, wydaje mi się, że nie oddycham – wyszeptała. – Co oznacza, że kiedy widzę cię w poniedziałek rano, mija jakieś sześćdziesiąt godzin od czasu, gdy po raz ostatni zaczerpnęłam tchu. Pewnie właśnie dlatego jestem taka opryskliwa i łatwo się złoszczę. Gdy jesteśmy osobno, cały czas myślę tylko o tobie, a gdy jesteśmy razem, panikuję. Bo każda sekunda wydaje mi się tak strasznie cenna. I też dlatego, że tracę kontrolę. Nic na to nie poradzę. Nie jestem już swoja własna, jestem twoja. Więc co się stanie, jeśli postanowisz, że mnie nie chcesz? Jak w ogóle mógłbyś mnie chcieć tak mocno, jak ja chcę ciebie?
O tej pierwszej, niezwykłej miłości dwojga wyjątkowych nastolatków opowiada bestsellerowa powieść autorstwa Rainbow Rowell zatytułowana „Eleonora i Park”. Nie bez przyczyny ta niesamowita, przejmująca opowieść zdobyła uznanie czytelników i krytyki z całego świata. To nowe, współczesne spojrzenie na tak dobrze znaną historię Romea i Julii, jednak jeszcze z czasów, nazwijmy to – analogowych, czyli lat osiemdziesiątych. Na swoją Weronę autorka wybrała nieduże amerykańskie miasteczko Omaha w stanie Nebraska, a uroczy balkonik wymieniła na szkolny autobus. Nie ma tu dwóch zwaśnionych rodów, w zamian mamy dwie zupełnie odmienne rodziny – szczęśliwą i nieszczęśliwą. Kochającą się, pełną zrozumienia i wzajemnego wsparcia oraz tą rozbitą, pełną przemocy i strachu dnia codziennego. Nie ma dwóch lśniących gwiazd śmietanki towarzyskiej miasta, tylko dwoje zwyczajnych-niezwyczajnych nastolatków, niespecjalnie popularnych, próbujących robić swoje i nie rzucać się w oczy. Mamy Eleonorę i Parka.
Kiedy Eleonora po raz pierwszy wchodzi do szkolnego autobusu domyśla się już, że wszystkie oczy skierują się w jej stronę. Jest większa, bardziej „kobieca” w kształtach, ma burzę rudych, nieokiełznanych włosów i strój co najmniej skupiający wzrok pozostałych uczniów, a na dokładkę wywołujący kpiny i chichoty popularnych dzieciaków. Jedynym pustym miejscem pozostaje to obok cichego, ciemnowłosego chłopaka. To właśnie jest Park, który nawet nie zdaje sobie sprawy, że tym jednym gestem, niby obojętnym dla niego, rozpoczyna lawinę kolejnych wydarzeń, które w końcu rozbudzą młodzieńczą krew i sprawią, że Eleonora i Park zostaną nie tylko najlepszymi przyjaciółmi, ale chłopakiem i dziewczyną, zakochanymi aż do szaleństwa, na przekór światu, samym sobie i rodzinie Eleonory przede wszystkim. Połączy ich muzyka, komiksy i wspólne rozmowy, a ich wzajemna fascynacja z biegiem roku przekształci się w dozgonną miłość i niespotykane w tym wieku oddanie.
Rainbow Rowell udała się nie lada sztuka – stworzyła parę, która nie ma w sobie nic z kiczowatych romansów przeznaczonych dla nastolatków. Dzięki temu osiągnęła niezwykły efekt, bo historia Eleonory i Parka staje się opowieścią zwyczajnie uniwersalną. Starsi czytelnicy przypomną sobie lata młodości i odnajdą w niej być może cząstki siebie, swoich uczuć sprzed lat, gdy niby wszystko było łatwiejsze, a jednak życie było pełne pomniejszych dramatów i małych, osobistych apokalips. Natomiast czytelnicy młodsi z radością rozpoznają w tej parze swoje własne, wzmocnione uczucia, dostrzegą ponadczasowość swoich doznań i gorliwych emocji. „Eleonora i Park” nie są przerysowani, nie mają supermocy, czy niezwykłych umiejętności przyswajania wiedzy. Nie są genialni, popularni, bogaci… Po prostu są, bez fanfar, bez trąb. Ich miłość jest taka zwyczajna i być może dzięki temu, w natłoku niemal telenoweliczno-komiksowych historii, którymi bombarduje nas ostatnio popkultura, to właśnie oni stają się niesamowici.
Od samego początku czytelnika może zaskoczyć dojrzałość tej pary. Zarówno Eleonora, jak i Park są całkowicie świadomi możliwości porażki. Mają jedynie po szesnaście lat, a oni jakby wiedzą, że w tym wieku nic nie trwa wiecznie i tylko czas może pokazać, co z tego wyjdzie. Los rzuca im kłody pod nogi. Życie Eleonory nie jest usłane różami i to nie tylko dlatego, że w szkole wytykana jest palcami, czy po cichu bądź na głos wyśmiewana za dziwne ciuchy, czy wykręconą fryzurę. Dramat rozgrywa się w domu, za zamkniętymi drzwiami i to właśnie tutaj skupia się uwaga czytelnika. Przeraża bierność matki Eleonory. Wzrusza oddanie rodzeństwa, które próbuje sobie jakoś radzić, w tragicznej sytuacji. Nastolatka, która pragnie uciec, pragnie pomocy, a jednocześnie boi się powiedzieć na głos, poprosić wprost. Może to właśnie ta samodzielna zgoda na przemilczenie, na odcięcie, jej niezłomność sprawiają, że Park dostrzega dziewczynę i oddaje jej serce, w całości, bez kompromisów.
„Eleonora i Park” Rainbow Rowell to historia o miłości dwojga nastolatków, ale nie ma w niej nic szczeniackiego. To opowieść o niezwykłym poświęceniu dla drugiej, ukochanej osoby, jednak żaden gest nie jest przerysowany, czy sztuczny. To powieść o uczuciu zupełnie nieidealnym, ale jak bardzo szczerym w swoim oddaniu. Bohaterowie stawiają wszystko na jedną kartę, ale czy właśnie nie o to chodzi w prawdziwej miłości? Autorka sprawiła, że po przeczytaniu „Eleonory i Parka” aż chciałoby się mieć lata temu swojego Parka, czy Eleonorę, jednak od razu zdajemy sobie sprawę, że taka historia jest jedna na całe miliony. Realna, jednak wyjątkowa, poruszająca najdelikatniejsze struny w sercach, a jednocześnie odpowiadająca gitarowym riffem, który dodaje smaczku całości. Nie znajdziemy tu nic infantylnego. Romeo i Julia mogą spakować walizki i schować się za kotarą historii, pozostać symbolami na zawsze. A my zaczytajmy się w „Eleonorze i Parku” – przypomnijmy sobie raz jeszcze ten niezwykły czas pierwszej, wielkiej miłości.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Otwarte:
**A po więcej „Eleonory i Parka” koniecznie zajrzyjcie na vloga:
„Wyspa Łza” Joanna Bator – Recenzja
Świat pełen jest tajemnic, nieodgadnionych chwil zagubionych w czasie, ostatnich momentów życia tych, którzy zaginęli bezpowrotnie. Podobno co roku, na całym świecie, ślad urywa się po milionach ludzi, tak mężczyznach, jak kobietach i dzieciach. Zniknęli czasami tylko na chwilę, by odnaleźć się gdzieś w okolicy, czasami w innym mieście, czy kraju, żywi lub jedynie w postaci swoich martwych ciał, jako makabryczny news dnia. O wielu z nich jednak już nigdy nie usłyszymy. Może czasami pojawi się jakiś trop niepewny, jakaś nowa ścieżka dla detektywa, najczęściej jednak zmyślona, nieprawdziwa, bo wiele tajemnic pozostaje nieodgadnionych.
„Maszynopis z Kawonu” Tomasz Kowalczyk – Recenzja
Współczesny świat to brutalny świat, rozpędzony, nieczuły, opętany technologiczno-cielesnymi obsesjami. Ludzie w nim, jak maszyny, jak roboty, poruszają się po wytyczonych sztucznie szlakach, ścieżkach, po których biegną wszyscy wokół nich. Czas śmiga z prędkością światła, życie przemija nieubłaganie, a większość z nas nie ma nawet chwili wytchnienia, momentu, by dojrzeć piękno, by spojrzeć wewnątrz siebie i spróbować zrozumieć mechanizmy rządzące przestrzenią wokół. Zamiast wziąć oddech preferujemy wpadać w kolejne wiry obsesyjnego konsumpcjonizmu, fizyczne zapętlenie, egzystowanie na pograniczu id i ego, pozostawiając superego w odwrocie.
„Dziecko Śniegu” Eowyn Ivey – Recenzja
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, być może na syberyjskich rubieżach, a na pewno gdzieś na północy, powstała ze śniegu, tęsknoty i nieskończonych pokładów miłości ona – Śnieżynka. Ach, cóż to była za radość! Jakie szczęście zagościło w chacie i w sercach starszych ludzi! Jak ta dziewczynka dokazywała, ile dawała od siebie miłości! Jej dobroć i oddanie nie mogły równać się z niczym innym. Dostrzegali to jej przybrani rodzice, dostrzegali mieszkańcy tych odizolowanych okolic. Ale czas mijał, słońce coraz prędzej i na dłużej wychodziło zza chmur, a ziemia zaczęła się ocieplać. I gdy zima przeminęła na dobre, a ostatni śnieg przeszedł w zapomnienie, tak i Śnieżynka, ku rozpaczy rodziców, rozpuściła się i stopiła w kałuży. Nie miała już szansy powrócić.
„Kasacja” Remigiusz Mróz – Recenzja
Niby wiosna miała już przejąć pałeczkę pogodową po zimie. Miało być słonko, ciepły wietrzyk miał zawiewać przyjaźnie, nawet burze wiosenne już ktoś przewidział. A tu taka niespodzianka! Bo nagle, ni stąd, ni zowąd, wszystko i wszystkich wokół zMroziło! Nie pozostaje nic innego, jak łapać czapki, nakładać na powrót rękawiczki i biec co sił do najbliższej księgarni, żeby zdążyć na czas. A na co polujemy? Na mróz, a raczej na Mroza – Remigiusza Mroza oczywiście.
BEZSENNE ŚRODY: „Blackwood’s Baby” Laird Barron
W odizolowanych leśnych ostępach dzikiej północy jest coś dziewiczego, coś pierwotnego, co zatraciły już szeroko zwiedzane , przetuptane wzdłuż i wszerz parki krajobrazowe, czy puszcze wśród popularnych górskich szlaków. Trudno już dzisiaj natrafić na takie miejsca, pełne sekretów, niewidzialnych ścieżek i drzew, które wydają się być czymś o wiele więcej, niż jedynie roślinami. Ale takie miejsca z pewnością jeszcze istnieją, szczególnie tam, gdzie od zawsze krążyły legendy, gdzie czas się zatrzymał, a pęd świata na chwilę wstrzymał oddech.
„Magiczne Lata” Robert McCammon – Recenzja
Jakże chciałoby się przywołać na powrót magię tych beztroskich, szczęśliwych lat, gdy nic nie liczyło się bardziej niż grupa ukochanych przyjaciół, wiatr we włosach i zabawa do utraty tchu. Ten czas, gdy w lasach czaiły się potwory, jeziora wydawały się oceanami, a drzewa przed domem dżunglą, w której żyły miriady tajemniczych stworzeń. Te momenty, które pozwalały nam wierzyć, że pewnego dnia staniemy się odkrywcami, panami świata, że złapiemy życie za rogi i polecimy hen, daleko naprzód, napędzani siłą naszych marzeń. Potęgo wyobraźni! Zabierz nas na powrót w te idylliczne chwile, które miały trwać wiecznie, a skończyły się tak nagle. Pyk! Popękały jak bańki mydlane i magia rozpłynęła się, a rozpoczęło życie.
BEZSENNE ŚRODY: „Thumbrint” Joe Hill
Wojna to najeźdźcy i pokrzywdzeni. To oprawcy i ich ofiary. To bohaterowie i żywe potwory. Wojna kieruje się swoimi prawami, ma swoje zasady, tak bardzo inne, różne od dobrej, pokojowej rzeczywistości, gdzie kodeks moralny ma swoje granice i nie można ich naginać. Na wojnie reguł nie ma. Są rozkazy. Są żołnierze i cywile. Żołnierze i terroryści. Żołnierze i jeńcy.