Nie sposób uciec przed cieniem historii. Wydarzenia zapisane w dziejach ludzkości potrafią wrócić do człowieka niespodziewanie, na nowo naznaczając go i zostawiając piętno, którego nie można wymazać. Historia to dziedzictwo kulturowe, to pamięć o tych, których już nie ma – o rodzinie, o przodkach, ale i o wrogach, przekazana we krwi, pochodzeniu i wychowaniu. Historia jest wieczna i nawet jeśli coś znika niby w mrokach dziejów, to można być pewnym, że pewnego dnia prawda wyjdzie na światło dzienne. Może będzie to jakaś teczka z IPN, może będzie to zdjęcie z prywatnego archiwum jednego z sąsiadów, a może czaszka, która ni stąd, ni zowąd wyłoni się z czarnej ziemi…
Tag: Pochłaniacz
„Pochłaniacz” Katarzyna Bonda
„Dziewczyna o północy, dziewczyna z północy
Na twarzy martwy uśmiech i przerażone oczy
Wiem, że powróci znów i znów ich będę gościł
Potem rozpłyną się i wrócą stąd do wieczności…”
Profiler kryminalny zazwyczaj kojarzy się z często przerysowaną postacią, żywcem wyciągniętą z jednej z serii CSI, która używając technologii rodem z „Raportu Mniejszości” w ułamku sekundy potrafi określić nie tylko charakter, motyw, czy cel sprawcy, ale nawet jego wygląd, rozrysowując od razu pełny obraz wśród fruwających powietrznych pikseli. Zawód profilera kusi twórców i wykorzystywany jest on nagminnie w amerykańskim kinie, w telewizji, czy w ogóle w popkulturze. O profilerach mówi się tak często, powiela tyle mitów, przypisuje tyle nieprawdziwych ról, że łatwo zapomnieć o realiach, szczególnie polskich, kiedy przychodzi czas na przedstawienie konkretów dotyczących ich zawodu. Profiler nie jest jasnowidzem, nie rozwiązuje śledztw, on pomaga jedynie w ich rozwikłaniu na takiej samej zasadzie, jak technicy policyjni, czy zwyczajni psychologowie. Jego zadania są bardzo konkretne i nie wychodzą poza ustalone ramy działań policji. Trochę obala to legendy, odziera z kolorowej otoczki, niemniej wciąż tak samo fascynuje.
Nietypowo, bo o polskiej profilerce, która pomaga w rozwiązaniu śledztwa, opowiada „Pochłaniacz” Katarzyny Bondy, pierwszy tom z serii Cztery Żywioły Saszy Załuskiej. Umiejętnie łącząc prawdę z fikcją literacką autorka stworzyła pełnokrwistą postać silnej kobiety, samotnej matki i doskonałej profesjonalistki, która jest po prostu dobra w tym co robi i nawet lubi to robić, pomimo chwil zwątpienia. Sasza ma swoje słabości, nałóg, który powraca jak w koszmarze oraz przeszłość, a w tej przeszłości mężczyznę, który zmienił jej życie na zawsze. Jest surowa tak dla siebie, jak i dla innych. Przyjazd do Polski otworzył jej nowe możliwości współpracy, ale jednocześnie na powrót wrzucił w otoczenie i ludzi, o których wolała zapomnieć. Jednak Sasza wchodzi w to, a swoje umiejętności wykorzystuje w rozwiązaniu sprawy o morderstwo w pewnym sopockim klubie.
A wszystko zaczeło się dwadzieścia lat wcześniej, w 1993 roku, gdy kilku nastolatków zadarło z bossem trójmiejskiej mafii. Giną ludzie, ale ślady zostają zatarte. Nikt nie chce rozjuszać bestii, która i tak zaczyna już wierzgać. Mijają lata, ci sami ludzie zmieniają ksywki, w szeregach przestępców zachodzi roszada. Biznesy również mają już inne nazwy, a głowa rodziny czai się za radami nadzorczymi swoim firm-widm. Kiedy w znanym klubie dochodzi do strzelaniny i są ofiary policja dopiero z czasem uświadamia sobie ciąg powiązań, łączy wątki, by rozwiązać sprawę. Jednak wraz z wyciąganiem brudów sprzed lat, pojawiają się niewygodne pytania tak dla policjantów, jak dla prokuratury i rodzin ofiar. Wkrótce atmosfera zaczyna się zagęszczać i tylko znalezienie sprawcy umożliwi zamknięcie pewnego rozdziału.
„Pochłaniacz” Katarzyny Bondy to jeden z tych kryminałów, które skradają się po cichu do czytelnika, by ni stąd, ni zowąd huknąć i popędzić ku porządnemu zakończeniu. Będąc pierwszym tomem zapowiadanej na cztery części serii, tom pierwszy rządzi się poniekąd swoimi prawami. Sporo jest tutaj wprowadzenia, zarówno w życie samej Saszy Załuskiej, jak w policyjne struktury i zależności między bohaterami. Aby w pełni pojąć co i jak będzie się rozgrywać, najpierw trzeba poznać wszystkich uczestników dramatu. Autorka skrupulatnie wprowadza czytelnika w świat reguł panujących w polskiej policji. Nie pomija opisów procedur, zasad systemowych, czy metod działania poszczególnych jednostek tak, by wszystko dało się z łatwością wyobrazić. Każda z postaci ma w powieści swój moment. Znamy ich motywacje, przeszłość i powoli rozpracowujemy tajemnicę. Dopiero wtedy następuje rozwiązanie akcji.
Mocną stroną „Pochłaniacza” jest odmalowanie polskiej rzeczywistości i zmian, jakie nastąpiły w trakcie ostatnich dwudziestu, dwudziestu pięciu lat w naszym kraju. Początek lat dziewięćdziesiątych to wciąż był czas zachłyśnięcia się wolnością. Z nor powychodzili ci, którzy pokątnie kręcili interesy na zachodzie w czasie komuny. Nowe zasady i nowe prawa pozwoliły im założyć biznesy, które jedynie pozornie były legalne, a tak naprawdę służyły za pralnie brudnych pieniędzy czerpanych z prostytucji, handlem kobietami, sprzedażą narkotyków, czy przemytem kradzionych samochodów. „Biznesmeni” po uszy zamieszani w interesy mafii, skorumpowani policjanci, czy wymiar sprawiedliwości. Dwadzieścia lat później świat obrócił się prawie o te sto osiemdziesiąt stopni i także przestępczość ewoluowała. Niby ta sama gwardia, ale zmiany widać już gołym okiem. Nie jest już tak łatwo przewalać kasą, gdy każdy może sprawdzić jej pochodzenie. I te zmiany pokazała Katarzyna Bonda umiejętnie łącząc przeszłość i teraźniejszość, gdzie niby wszystko jest inne, tylko gęby, które za tym stoją, wciąż takie same.
„Pochłaniacz” to doskonała intryga, brutalna proza i solidnie wykonana kryminalna robota. Pomimo pomniejszych niedociągnięć językowo-technicznych świat, jak i styl powieści pozostają wiarygodne. Nie znajdziecie tutaj poetyckich fraz niczym u Sir Conan Doyle’a, bo polskim służbom mundurowym, prostytutkom, barmankom, czy żołnierzykom mafii trudno byłoby wtłoczyć w usta eleganckie zdania. W zamian dostajemy żywy język i bohaterów, dla których ten sposób wypowiedzi jest jak najbardziej naturalny. Na dokładkę mamy tajemnicę z przeszłości, rodzinne i osobiste dramaty, a przede wszystkim Saszę Załuską, która swoją osobowością przyciąga czytelnika jak magnes. Przez fabułę przebija się także charyzma samej Katarzyny Bondy. Czuć pasję i fascynację tym, czym się zajmuje, bez ściemy, bez nadużyć. Nawet jeśli można się sprzeczać, czy nie za wcześnie przyznano autorce miano „królowej polskiego kryminału”, to jednak „Pochłaniacz” po prostu pochłania i nie pozostaje nic innego, jak wyczekiwać kolejnych tomów.
O.
*Za pierwsze spotkanie z autorką dziękuję Wydawnictwu Muza.