Śmierć przypomina czasami ulatujące zarodniki, toksyczne opary przy kontakcie z nią, kiedy dotyka nas bezpośrednio, wdychamy jej drobinki, zarażamy się nią, niczym podstępnym wirusem. Śmierć osadza się w nas, przenika do krwioobiegu, pędzi prosto do serca i do umysłu. Spowija nas jak swoista ciemność, hipnotyzuje zmysły, omamia. Potrafi zatruwać myśli, przekształcać codzienność, dobijać zwyczajność. Śmierć staje się częścią naszego jestestwa, czymś, od czego już nie sposób się uwolnić, czego nie można do końca pokonać. Jednak, pomimo jej wszechmocy, można ją uśpić, ukoić, oswoić tak, żeby przestała tak boleć, tak torturować, tak bardzo osaczać w chwilach największego zwątpienia. Trzeba nauczyć się ją rozumieć i dopuścić życie, dopuścić rzeczywistość, by nie zdrętwieć i nie zostać otulonym pozornie kojącym kokonem przeszłości.
O tu i teraz, o walce z rekinami ludojadami, o oceanie smutku i życiu po życiu snuje swoją japońską opowieść Joanna Bator. Opowieść, w którą możemy się zasłuchać i jeśli trafi na ten właściwy moment może stać się prawdziwym darem, prawdziwym Purezento. Czytaj dalej